Nick:Koper
Dodano:2006-07-26 19:49:44
Wpis:Jasne, że kompozytor może sobie tę recenzję przeczytać i może mu się ona spodobać lub nie, ale co mnie to u diabła obchodzi? Jeśli muzyka nie nadaje się do słuchania poza filmem, to niech nie będzie wydawana na płycie. Ja recenzując muzykę filmową recenzuję to co jest na płycie, a nie to co słyszałem w fimie, a tym bardziej nie recenzuje filmu, na który składa się obraz, dźwięk, muzyka, gra aktorów, etc. Jasne, ze Jan A.P. Kaczmarek może, jak każdy inny człowiek, oceniać płyty kolegów, czy nawet swoje. Ba, moze nawet oceniac nasze recenzje, ale to nie ma nic do rzeczy.
|
|
|
|
Nick:Łukasz Waligórski
Dodano:2006-07-26 15:34:20
Email:llupc.apsw_@weanyynaew@_wspa.cpull
Wpis:Koper... musisz być świadomy tego że pisząc recenzję muzyki filmowej, kompozytor może Twój tekst przeczytać... Oczywiście nie ma się co łudzić że Hans Zimmer przeczyta ten tekst ;-) ale w przypadku polskich twórców muzyki filmowej jest to jak najbardziej możliwe. Sam miałem się okazję o tym kilka razy przekonać dostając maile od kompozytorów recenzowanych przeze mnie płyt, lub nawet rozmawiając z nimi osobiście... Zmierzam do tego, że pisząc recenzję, musimy być świadomi że oceniamy czyjąś pracę i nie można tego zrobić nie biorąc pod uwagę wszystkich okoliczności i nie próbując nawet zrozumieć kompozytora. Jeśli decydujesz się już na zdeptanie czyjeś pracy i nazwanie jej gniotem, to trzeba się nad tym dobrze zastanowić i postawić się także w sytuacji kompozytora - spróbować go zrozumieć. W przypadku muzyki filmowej jedną z najważniejszych kwestii jest właśnie sam obraz. Słuchając muzyki filmowej wyłącznie z płyty i na tej podstawie ją oceniając nie jesteśmy w stanie w pełni zrozumieć intencji kompozytora. Zgadzam się z Tomkiem że wszystkich filmów nie da się obejrzeć i w wielu przypadkach to nie jest nawet potrzebne. Doskonale wiemy jak działa muzyka w horrorach, thrillerach czy komediach i przy ocenie muzyki można wziąść to pod uwagę nawet nie widząc filmu. Osobiście "Kod da Vinci" uważam za film, który trzeba obejrzeć żeby zrozumieć muzykę - podobnie jest z "Piratami..." czy "Opowieściami z Narnii...". Takich obrazów jest wiele, ale powtórzę jeszcze raz za Tomkiem że oczywiście nie trzeba oglądać wszystkich filmów, z których muzykę się recenzuje. Czasami w zrozumieniu muzyki filmowej wystarczy doświadczenie, ale czasami to jednak nie wystarcza...
|
|
Nick:Tomek
Dodano:2006-07-26 07:02:08
Email:tlhpo.m2roogk@@kgoor2m.ophlt
Wpis:Mądra i wyważona opinia Mefisto. Naprawdę trudno znaleźć tu złoty środek. Podobnie mam z Da Vinci (choć pewnie gdzieś tam kiedyś oglądnę), bez problemu mogę słuchać naprawdę dorosłej kompozycji Zimmera bez filmu. Ale żeby nie było, że jestem jakiś anty-Pirates, to przygody kapitana Sparrowa absolutnie zamierzam zobaczyć :D
|
|
Nick:Mefisto
Dodano:2006-07-26 00:39:40
Wpis:Do wszystkich :D
Zgadzam się po trochu z każdym, aczkolwiek są filmy, które zabijają muzykę, która zdawała się na płycie wyśmienita, są też takie, które zupełnie nic nie wnoszą i odsłuch po seansie się nie zmienia. W końcu, jak mówi Tomek, nie sposób obejrzeć każdy film, nie na każdy ma się też ochotę (Kod Leonarda w moim przypadku ;). A co do nie pisania wprost, to sorry Łukasz, ale nie każdy może to wyłapać, już na pewno nie ci, którzy filmu nie widzieli. Dodatkowo POTC2 to taki film, który naprawdę w dużym stopniu wpływa na odbiór muzyki, podwyższając jej wartość, więc możnaby spokojnie zachęcić do obejrzenia tej produkcji (notabene bardzo dobrej) - no, ale już się nie czepiam.
A co do Kaczmarka, to myślę, że ma takie same prawo, jak i my. W końcu on też słucha muzyki kolegów po fachu i może ją ocenić pod takim, a nie innym kątem. W końcu to zdanie dotyczyło nie tylko jego pracy, ale ogólnopojętej muzyki filmowej.
|
|
Nick:Tomek
Dodano:2006-07-26 00:00:25
Email:tlhpo.m2roogk@@kgoor2m.ophlt
Wpis:Zgadzam się Łukasz z Tobą w 100% i z Panem Janem również. Ale po 1: nie sposób oglądnąć każdego filmu, po 2:istnieje coś takiego co amerykanie nazywają "listening experience" - obowiązkiem recenzenta jest poinformować jak płyta właśnie spisuje się jako takie "doświadczenie zmysłowo-słuchowe". Nie ma tu naprawdę znaczenia to jak genialnie spisuje się muzyka w filmie. To będzie interesowało fana filmu, fana muzyki filmowej interesować to chyba nię będzie aż tak bardzo - on liczy przede wszystkim na oryginalny, wspaniały, pełen różnych doznań 'listening experience'. Za to płaci pieniądze kupując płytę. Fan filmu i tak ją kupi. Teraz oczywiście wyjdzie kwestia dla kogo recenzja jest pisana :) Ale może nie podejmujmy tej dyskusji bo to temat rzeka :) Dlatego też uważam, iż niekonieczna jest znajomość filmu, tym bardziej w przypadku gdy zna się twórczość kompozytora. Do Mefisto: ale ja nie mam z tym problemu absolutnie - też bardzo lubię Zimmera, MV już mniej ;)
|
|