MuzykaFilmowa.pl

Nick:Łukasz Waligórski Dodano:2006-06-02 10:34:36 Wpis:Co tu dużo mówić... mi ta muzyka podoba się tak samo jak Tobie Mefi. Jak dla mnie wszystko kręci się tutaj wokół tematu phoenix, który jest świetny. Nie trafiają do mnie argumenty niektórych że jest on "pusty". Tak może pisać jedynie człowiek który nie widział filmu i nie wie co ten temat w nim wycznia. Jak dla mnie jest to bardzo swoisty kontrapunk, dlatego że towarzyszy on dwóm niezwykle dramatycznym scenom (na końcu których zawsze ktoś ginie), a sam przecież taki dramatyczny nie jest. Wręcz przeciwnie - jest bardzo majestatyczny i powolny. W obu tych scenach wyłania się jakby ze zgiełku walki, który Powell określa bardzo chaotyczną grą orkiestry. Pamiętam że coś podobnego zrobił Gregson-Williams w "Narni". Niektórzy zarzucali mu że źle pomontował sample i wszystko wydawało się nie w tempo, ale właśnie o to chodziło. Coś podobnego mam tutaj. Powell sceny walki ilustruje dość chaotyczną muzyką, która z czasem przekształca się w majestatyczny temat Phoenix - taki zabieg w samym filmie dosłownie wciska w fotel! Dodam jeszcze, po raz kolejny, że Varese Sarabande uwzięło się chyba na Powella że tak tragicznie wydaje mu płyty. Już nie chodzi o te tytuły utworów októrych wspomina Mefi ale o długość tej płyty i jej nadmierne poszatkowanie. Kiedy w ubiegłym tygodniu robiłem audycję radiową o tej muzyce, to miałem spory problem z wyborem utowrów. A to dla tego że te najciekawsze prawie wcale nie mają początków ani zakończeń... wygląda to tak jakbym puszczał utwór od połowy... Na szczeście jakoś sobie z tym poradziłem, ale mam nadzieję, że Varese nie będzie więcej robiło takich płyt. Pozdrawiam ;-)
Nick:Łukasz Waligórski Dodano:2006-06-02 10:22:21 Wpis:No proszę... i może jeszcze powiesz, że Ottman podziela orientację seksualną Singera?? To by dopiero było... Jeśli chodzi o recenzję to zgadzam się Mefisto. Swoją drogą muszę przyznać, że bardzo mi się podoba ta recenzja. Brawo Mefi Na pewno nie jest to żadne arcydzieło (muzyka oczywiście ale słucha się tego dobrze. Zdecydowanie lepiej po obejrzeniu filmu niż przed... Niektórych kawałków zdecydowanie lepiej słucha się kiedy wie się z jakich scen pochodzą... Swoją drogą to ten Ottman to istny człowiek orkiestra. Nie dość że komponuje muzykę to jeszcze montuje filmy! Ciekawe czy praca przy montarzu filmu pomaga mu w późniejszych pisaniu muzyki? A może stara się tak montować filmy tak, żeby móc pisać do nich ciekawszą muzykę... wiecie - dłuższe sceny, rytm zmieniających się ujęć. Ciekawa sprawa. Chyba nie ma takiego drugiego kompozytora...
Nick:Tomek Dodano:2006-06-01 20:41:44 Wpis:Do Dragendorff'a - masz dużo racji - Bryan Singer (reżyser) jest gejem.

Tym razem już się zgadzam z Mefisto, choć John Ottman jak dla mnie jest zbytnio za mocno wylansowany biorąc pod uwagę jego zdolności i osiągnięcia Jak Mefisto pisze, siła tkwi tutaj w detalach, na pierwszy rzut ucha nie jest to album za atrakcyjny, ale po kilku "wczuciach się", zaczyna intrygować - to jest chyba główna zaleta muzyki Ottmana, może nie wybitnie efektownej, zachwycającej, ale intrygującej. Sam główny temat jest jak na dzisiejsze kompozycje bardzo silny, trochę tak w duchu "starych czasów", w kilku utworach wyczuć można bardzo duży potencjał - początek "Goodbye", świetne chóralne dozowanie w utworze 2 choć jest też trochę "tapetowych" fragemntów i dość ilustracyjnych ("Mansion Attack"). Co do kawałka "Dies Irae" z prologu, to myślę, że nie ma go tutaj bo poprostu taka była chyba decyzja Ottmana (bał się, że przyćmi jego muzykę? ;-D).
Nick:Olek Dębicz Dodano:2006-05-31 23:32:37 Wpis:Ogólnie rzeczywiście przyjemna muzyka. Miło się słucha. A piosenki są fenomenalne :). Jeszcze nie chcę się tak bardzo wypowiadać, bo tylko raz wysłuchałem płytę, ale o wiele bardziej mi się podoba niż X-Men 3.
Nick:Mefisto Dodano:2006-05-31 23:29:34 Wpis:Cóż, przyznaję, że czasem opiszę zbyt wiele utworów, jednak z reguły robię to ze ścieżkami, które warte są opisania, a czasem wypada ich trochę