Wołyń

<12345678910>

2010-12-22 21:56:19
Potomek, nawet gdyby przytoczone przez Ciebie argumenty były w 100 % prawdziwe, to co? To niby to miałoby usprawiedliwiać bestialstwo UPA?

2010-12-05 00:39:46
Dlaczego na ziemi chełmskiej w 1938r palono cerkwie i stawiano w ich miejsce kościoły? Dlaczego zmuszano ludność prawosławną do zmiany wyznania?
Dlaczego wywożono ludność pochodzenia ukraińskiego zamieszkałą na tych terenach od wieków? Dlaczego nie wypłacono odszkodowań za utracone mienie tym którzy zostali pozbawieni swego majątku i wywiezieni do kołchozów? Wreszcie dlaczego nie oddano lub nie wypłacono rekompensaty kościołowi grekokatolickiemu?Potomek

2010-08-28 15:59:11
mirror
Nie rób sobie zartów z powaznych spraw !
Bełkocesz jakbyć sie naczytał GW i nasłuchał jakiegoś TYV 24 (coś tam wspomniałes o poprawności politycznej).
Wyobaź sobie, że sąsiad pod Twoją nieobecność morduje Ci w bestialski sposób całą wieloosobową rodzinę. Ty po przyjeździe oddajesz śmiertelny strzał do sąsiada.
Przez lata nie wolno Ci o tym opowiadać (o dochodzeniu sprawiedliwości nie mówiąc).
Rodzina sąsiada po pół wieku stawia zabitemu przez Ciebie ojcu pomnik, wychwala jego czyny itd. (można tak długo).
Pytanie: czy w takiej sytuacji zachowałbyś sie tak jak radzisz narodowi polskiemu w swoim liście ? Szczecrze.

2010-08-04 12:36:27
Ukraińcy mają się z czego rozliczać, Niemcy mają, Żydzi też mają parę rzeczy na sumieniu, tylko my Polacy jak zwykle bez skazy. A licytacja, kto pierwszy powinien się pokajać i za co, jest głupotą. W ten sposób można do końca świata czekać, aż Ukraińcy uderzą się w piersi i powiedzą: tak na Wołyniu to my. My też w tej kwestii nie mamy czystych rąk. Niektóre akcje odwetowe AK niewiele się różniły w natężeniu przemocy i bestialstwie od tych, którymi mogą się pochwalić nacjonaliści Ukraińscy.
Rzecz w tym, że były to takie czasy, że nikt nie miał czystych rąk i żadna ze stron nie była święta i nie chodzi też o to, żeby zamieść cokolwiek pod dywan i w ramach poprawności politycznej o problemach i trudnej historii nie mówić. Chodzi o to, że jak się innym zarzuca krew na rękach to należy być przygotowanym na to, że i nam ktoś wypomni coś o czym wolelibyśmy zapomnieć. I klasa narodu i wyznacznik jego dojrzałości jest właśnie taki, że wtedy należy uderzyć się w piersi i powiedzieć: tak, to my Polacy zrobiliśmy to czy tamto. I jest nam z tego powodu wstyd. Po prostu zwyczajnie i po ludzku wstyd. I wtedy można z podniesioną głową przypominać Wołyń i czekać aż ta druga strona odrobi swoją pracę domową; dojrzeje do tego aby samemu we własnym gronie "przepracować" swoją historię i pewnego dnia stanąć i publicznie się przed sobą i światem przyznać do tego, że był taki czas, zły czas, kiedy mieli krew polską na rękach.
Ale to jest ich praca domowa. My mamy swoją. I kiedy jako naród dojrzejemy do tego, aby potrafić się przyznać do tego, że też obarczają nasze konto sprawy małe i podłe, czynione innym, wtedy zyskamy większe moralne prawo do rozliczania innych.
Zacznijmy od siebie.

2009-09-07 20:06:47
Wykaz Polaków pomordowanych 30 sierpnia 1943 roku we wsiach : Ostrowki, Wola Ostrowiecka, Jankowcch i Katach w powiecie Luboml na Wolyniu jest zamieszczony w mojej książce: ZBRODNIE BEZ KARY. Zapraszam do obejrzenia jej fragmentów, prezentowanych na stronie: www.kuzmicz.pl.
Główna część ksiązki poświęcona jest poległym w walce z UPA na Rzeszowszczyźnie w latach 1944 - 1948.
Pozdrawiam serdecznie wszystkich rodaków z Wołynia -

2008-07-15 22:21:18
Uważam, że to bardzo, że są osoby publiczne, które pamiętają o ludobójstwie na Wołyniu i w Galicji Wschodniej, i nie obawiają się mówić prawdy o tych zbrodniach. Sądzę jednak, że powinno się bardziej sprecyzować liczbę ofiar, bo w różnych wypowiedziach przewijają się dość zróżnicowane dane - od 60 tys. do 150 tys. zamordowanych Polaków. Wiem, że dokładne ustalenie liczby ofiar nie jest łatwe, gdyż na Wołyniu i na Podolu całe polskie wsie zniknęły z powierzchni ziemi, niemniej jednak taka rozpiętość jest zbyt dużą i wzbudza tylko ironiczne komentarze internautów ukraińskich.

2008-07-14 09:56:26
ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

List otwarty do posłów Platformy Obywatelskiej i Prawa i Sprawiedliwości 2008-07-14


http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=968



"Nie o zemstę, lecz o pamięc wołają ofiary"

Szanowne Panie Posłanki!

Szanowni Panowie Posłowie!

Premier Donald Tuski w dniu 10 maja 2008 r. w obozie hitlerowskim KL Stutthof powiedział dobitnie mądre słowa: "

"Prawda jest jedynym fundamentem, na którym może powstać autentyczna przyjaźń i zrozumienie w tej części świata”.

Z kolei pięć lat temu, w dniu 9 lipca 2006 r., Jarosław Kaczyński, ówczesny poseł PiS, powiedział w polskim Sejmie:

"To, co się stało przed 60 laty na Wołyniu, a później w innych częściach Galicji Wschodniej, to było ludobójstwo. To było ludobójstwo w najczystszym tego słowa znaczeniu. To było ludobójstwo na wielką skalę. I każdy, kto nie chce tego powiedzieć, każdy, kto tego po prostu nie mówi, kapituluje przed zbrodnią, zapewnia triumf zbrodniarzom, wykazuje słabość, która zawsze w takich sytuacjach, dziś, jutro albo pojutrze, jest wykorzystywana. (...)

Każdy, kto się cofa, kto wykazuje nieśmiałość choćby poprzez używanie nieadekwatnego języka, nie tylko kapituluje przed zbrodnią, nie tylko dokonuje wielkiego moralnego nadużycia, nie tylko zachowuje się tak, jak przyzwoity człowiek i przyzwoity Polak zachowywać się w żadnym wypadku nie powinien. Godzi także w polskie interesy polityczne."

Natomiast w czasie kampanii wyborczych w 2005 i 2007 r. oba Wasze ugrupowania, wyrastające z tradycji Polskiego Sierpnia 1980 r., szły pod sztandarami przywrócenia pamięci narodowej, tak okrutnie okaleczonej w czasach PRL. .

Pomimo tych publicznych deklaracji przywódców oby Wasz partii doszło w ubiegłym tygodniu do żenującego postępowania marszałka Bronisława Komorowskiego i władz klubów parlamentarnych obu Wasz partii, w wyniku czego pod obrady Sejmu nie trafiła uchwała potępiająca ludobójstwo ponad 100 tysięcy naszych rodaków, pomordowanych w tak barbarzyński sposób na Wołyniu, Galicji Wschodniej oraz Ziemi Lubelskiej, Rzeszowskiej i Przemyskiej przez członków Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Armii Powstańczej. Uchwała ta miała również ustanowić dzień 11 lipca dniem pamięci narodowej o tych wydarzeniach.

W ten sposób oba Wasze ugrupowania, współdziałając ściśle z postkomunistami, po raz kolejny przyczyniły się do zafałszowania historii oraz wyrządziły ogromną krzywdę tak pamięci narodowej, jak i rodzinom ofiar ludobójstwa. Krzywdą jest też postępowania Pana Prezydenta RP i Pana Premiera oraz Marszałków Izb Parlamentarnych, którzy nie raczyli przybyć osobiście na żadną z uroczystości ku czci pomordowanych Polaków, choć dla innych uroczystości mają zawsze czas.

Zawstydzający był także list Pana Prezydenta RP z dnia 11 lipca 2008 r., zawierający zafałszowany obraz ludobójstwa dokonanego na polskich obywatelach. Do listu tego odnosi się m.in. powyżej zacytowana krytyka, wypowiedziana pięć lat temu przez posła Jarosława Kaczyńskiego.

Jako krewny ofiar ludobójstwa - Polaków pomordowanych w dniu 28 lutego 1944 r. w Korościatynie k. Monasterzysk na Tarnopolszczyźnie i Ormian pomordowanych w dniach 21-23 kwietnia 1944 r. w Kutach nad Czeremoszem na Pokuciu - wzywam Was, wierząc nadal w Waszą uczciwość i miłość do Ojczyzny, do ponownego rozpatrzenia wspomnianej uchwały lub innego dokumentu, który przywróciłby prawdę historyczną o tym ludobójstwie oraz byłby satysfakcją dla Kresowian i ich rodzin, którzy za wierność Polsce zapłacili krwią.

Szanowni Państwo! Polski Sejm przyjął w ostatnim wiele ważnych uchwał, potepiając m.in. ludobójstwo Ormian w Turcji w 1915 r., "Wielki Głód", dokonany przez komunistów w latach trzydziestych na Ukrainie Wschodniej oraz akcję "Wisła" także dokonaną przez komunistów. Dlatego też tym bardziej mam nadzieję, że oba Wasze ugrupowania również i w tej sprawie wzniosą się ponad doraźny interesy polityczne i dotrzymają złożonych obietnic.

Oddanie w formie oficjalnego dokumentu czci polskim męczennikom, a także tym Ukraińcom, którzy pomagali naszym rodakom, oraz nazwanie ludobójstwa po imieniu będzie nie tylko sprawiedliwością dziejową, ale i krokiem milowym w pojednaniu polsko-ukraińskim. Nigdy bowiem żadnego pojednania nie da się zbudować na kłamstwie i przemilczeniu.

Z należnym szacunkiem

Szczęść Boże!

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski

Radwanowice, 14 lipca 2008 r.

2008-07-14 07:18:44

Czy rzeź Wołynia to ludobójstwo

Rafał Ziemkiewicz: Zmowa milczenia o rzezi wołyńskiej

13-07-2008,

Samą nieobecność prezydenta na obchodach 65. rocznicy rzezi wołyńskiej można by jakoś usprawiedliwić. Listu, który wystosował do ich uczestników, już nie.

List ten jest powtórzeniem politycznie poprawnych fałszów, jakimi od kilkunastu lat władze wolnej Polski zbywają pamięć zbrodni, a język, jakim został napisany, przypomina eufemizmy peerelowskiej nowomowy – owe "wypadki poznańskie" czy "tragiczne wydarzenia na Wybrzeżu".

Ktokolwiek chciałby się dowiedzieć z oficjalnych polskich dokumentów, takich jak wspomniany list czy też rocznicowa uchwała Sejmu sprzed pięciu lat, co właściwie stało się na Wołyniu, nie umiałby tego odgadnąć. Nastąpiła tam jakaś "tragedia", w której zginęli jacyś Polacy, ale czy było to trzęsienie ziemi, czy powódź? Raczej nie zbrodnia, bo tego słowa nikt nie użył, zresztą wtedy trzeba by wskazać zbrodniarzy.

Gotowość do tuszowania pamięci o ludobójstwie dokonanym przez ukraińskich nacjonalistów i milcząca aprobata dla kłamliwych frazesów o "wzajemnych" winach łączą wszystkie rządzące dotąd III RP opcje polityczne. Ale uczestnictwo w tej zmowie prezydenta Lecha Kaczyńskiego oburza podwójnie.

Po pierwsze dlatego, że jest postrzegany jako reprezentant tradycji niepodległościowej i patriotycznej. Po drugie i ważniejsze, dlatego, że unieważnia ono i pozbawia sensu dotychczasowe starania prezydenta oraz PiS o poszanowanie dla prawdy historycznej.

Nie sposób nie zapytać: jeśli w imię pojednania z Ukrainą Polska gotowa jest zapomnieć o okrutnie pomordowanych na Wołyniu, to dlaczego nie chce, jak sugeruje Moskwa, w imię pojednania z Rosją przyjąć jej wersji dotyczącej Katynia? I jak w takim razie możemy oburzać się na żądania szefowej niemieckiego Związku Wypędzonych Eriki Steinbach, jeśli ulegamy oczekiwaniom ukraińskich apologetów UPA?

2008-05-09 13:10:34
What a poor provocation. However, here you go, Mr Aleksey "looking for true" Stasenko: http://www.wolgal.pl/art22.html. If so interested in Polish history, including even details of our old photos, you should also know our language, shouldn't u? That's why I hope it wont be a problem to understand everything that's written there, without insolent expectations anyone translate it for u. So please, help yourself.

2008-05-08 23:50:20
Dear Sir,

I m looking for true detailed story of this photograph - cover photo:

LUDOBÓJSTWO UPA NA LUDNOŚCI POLSKIEj. Dokumentacja fotograficzna ( Aleksander Korman )

http://www.nortom.pl/#id2

http://www.evil.nr2.crimea.ua/ukronazi2/korman_bigfile.html ( russian version )


Thank you,

Best regards

for CASCADE newspaper

http://www.kackad.com/

http://www.kackad.com/archive.asp

2008-04-26 19:22:35
http://www.rp.pl/artykul/125944.html

Myśmy wszystko zapomnieli
Rafał A. Ziemkiewicz 25-04-2008, ostatnia aktualizacja 26-04-2008 04:38

Trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki


W tym roku obchodzimy 65. rocznicę rzezi Polaków, Żydów, Czechów oraz Ukraińców dokonanej na Wołyniu przez ukraińskich nacjonalistów. Mówiąc ściśle, jest to rocznica największego nasilenia mordów, które przypadło na letnie miesiące roku 1943. Systematyczna eksterminacja ludności Wołynia zaczęła się bowiem już w roku 1942 i kontynuowana była aż do zajęcia tych terenów przez Armię Czerwoną w roku 1944.

Z wołyńskich Polaków ofiarami tej ogromnej i wyjątkowo zbrodniczej „czystki etnicznej” padło co najmniej 60 tys., najprawdopodobniej jednak znacznie więcej ludzi – głównie kobiet, dzieci i starców. Sprawcy nie tylko zabijali całe rodziny, ale niszczyli materialne ślady obecności Polaków: burzyli domy, kościoły, a nawet wycinali sady. Do dziś w miejscu wielu przedwojennych polskich osad straszą pustki. Gdzieniegdzie znaleźć można skromny krzyż, za możliwość postawienia którego potomkowie ocalałych zapłacić musieli ocenzurowaniem upamiętniających pomordowanych napisów. Mówią one o „ofiarach tragedii”, „zajść” lub „wypadków”; nazwanie mordu po imieniu wciąż jest na tych terenach nie do pomyślenia.

Różnie bywało

Z licznych zbrodni, jakich w wieku XX, wieku ludobójstwa, dokonano na Polakach, los tej jest szczególny o tyle, że jest bodaj jedyną, którą Polacy dobrowolnie wymazują z pamięci. Oburzamy się, gdy Rosjanie odmawiają uznania mordu katyńskiego za ludobójstwo i kiedy pamięć o nim starają się zatrzeć sfabrykowanym oskarżeniem Polski o wymordowanie kilkudziesięciu tysięcy jeńców z wojny 1920 r. Oburzamy się, gdy swe winy wobec Polaków relatywizują Niemcy, za pomocą całego szeregu przedsięwzięć usiłując się przedstawić jako co najmniej w równym stopniu ofiary II wojny.

I słusznie. Ale jednocześnie władze polskie oraz znaczna część elit intelektualnych gorliwie współpracują w zakłamywaniu pamięci o Wołyniu, zacieraniu winy ideologii, która za nią stała, i zbrodniarzy, którzy jej dokonywali, oraz w relatywizowaniu rozmiarów tragedii. Uchwała, którą pięć lat temu Sejm RP odważył się uczcić pamięć ofiar, to szczyt politycznie poprawnego bełkotu, z którego można wywnioskować tylko tyle, że jakieś bliżej niesprecyzowane ofiary zginęły wskutek tajemniczej klęski żywiołowej. W podobnym tonie utrzymane są nieliczne wystąpienia polskich przywódców, nie wykluczając prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Jednocześnie z wielką gorliwością podchwytują nasze środowiska opiniotwórcze propagandową tezę ukraińskich nacjonalistów, iż zbrodnie miały charakter wzajemny, symetryczny i nie ma co wymierzać rozmiarów winy każdej ze stron.

Jest to teza sprzeczna z faktami i tak horrendalna, jak gdyby jakiś polityk niemiecki zwracał się dziś do Żydów słowami: różnie to było między naszymi narodami, wy zadaliście naszej armii cios w plecy w czasie wojny i okradaliście nas w czasie wielkiego kryzysu, my się potem za to mściliśmy, no, może ponad miarę, ale czas już zapomnieć stare spory, podać sobie ręce i więcej do tego nie wracać. I gdyby jeszcze w tym samym czasie w Berlinie nazwano jedną z ulic imieniem Bohaterów SS, argumentując, że mimo kontrowersji związanych z tą formacją, jej żołnierze bili się za Niemcy bardzo dzielnie.

Podobnie argumentowali członkowie zdominowanej przez nacjonalistów rady miejskiej Lwowa, która właśnie teraz, w 65. rocznicę rzezi wołyńskich przemianowała dotychczasową ulicę Turgieniewa na Bohaterów UPA. Godząc się na fałszowanie historii i spychając zbrodnie w niepamięć, czynią Polacy rzecz podwójnie godną najwyższego potępienia. Haniebną – bo zbrodnia domaga się prawdy, a pojednanie nie jest żadną wartością, gdy opiera się na kłamstwie. Ale także głupią, bo odrodzenie tradycji ukraińskiego nacjonalizmu spod znaku OUN i wzrost jego znaczenia na ukraińskiej scenie politycznej to scenariusz bardzo i dla nas, i dla całego regionu niekorzystny. Przykładając więc rękę do jego rehabilitacji, działamy wbrew żywotnym interesom naszego państwa.

Nie ma symetrii

Nie ma żadnej symetrii, jak usiłuje się to w niektórych kręgach twierdzić, pomiędzy działaniami ukraińskimi i polskiej Samoobrony oraz oddziałów Armii Krajowej. Na Wołyniu nie było żadnej wojny domowej, nie było też starć etnicznych pomiędzy mieszkańcami, w rodzaju tego, co stało się na terenach byłej Jugosławii. Na Wołyniu mieliśmy do czynienia z planowym ludobójstwem, realizowanym przez organizację wyznającą zbrodniczą ideologię, którą w przybliżeniu określić można mianem ukraińskiej odmiany faszyzmu i nazizmu (udział w mordach ludności miejscowej, acz częsty, miał charakter pomocniczy i inspirowany przez regularne jednostki).

Prawodawca ideolog ukraińskiego nacjonalizmu Dmytro Doncow był zresztą zagorzałym wielbicielem Mussoliniego i Hitlera, których dzieła tłumaczył na ukraiński i z inspiracji których korzystał przy tworzeniu zrębów programu założonej w 1929 r. Organizacji Nacjonalistów Ukraińskich, OUN, której zbrojnym ramieniem była późniejsza „powstańcza armia” UPA. Jego opus magnum „Nacjonalizm” wraz z kolportowanym przez OUN „Dekalogiem ukraińskiego nacjonalisty” oraz inspirowaną Doncowem książką Mykoły Sciborskiego „Władza narodowa” stanowiły biblię ideologii, która do „oczyszczenia” Ukrainy z cudzoziemców – ale także z „elementu antynarodowego” wśród etnicznych Ukraińców – wzywała najzupełniej otwarcie, sankcjonując jako konieczność masową eksterminację oraz zalecając „spadkobiercom chwały Włodzimierzowego Tryzuba” podstęp, nienawiść i niecofanie się przed żadną zbrodnią, której wymagać będzie „dobro sprawy”. Podkreślmy tu zaś, że „dobro sprawy”, czyli utworzenie Wielkiej Ukrainy „na granicy dwóch światów” – a więc niebędącej ani Zachodem, ani Wschodem – wymagało według Doncowa i Sciborskiego nie tylko całkowitego usunięcia z niej obcych, ale także, podobnie jak głosiły to inne tego typu ideologie, likwidację „złych” Ukraińców. Tych, którzy, używając języka wymienionych wyżej dzieł, „schłopieli”, weszli w związki rodzinne z Polakami bądź Żydami, ulegli miazmatom demokracji, liberalizmu i innych rozkładowych ideologii. Chronologicznie rzecz ujmując, pierwszymi ofiarami OUN-UPA byli właśnie tacy źli Ukraińcy, stojący nacjonalistom na drodze do rządu dusz i budowy „narodowego” państwa; mordy rozpoczęto od tych, których oskarżano o współpracę z Sowietami przed czerwcem 1941 r., przy czym kategorię kolaboracji traktowano tu bardzo szeroko, rozciągając ją między innymi na żołnierzy Armii Czerwonej (którzy wszak nie wstępowali do niej dobrowolnie).

Wielu Ukraińców, dostawszy się do niewoli, było w pierwszym okresie wojny z Sowietami zwalnianych do domu, gdzie, jeśli odmawiali wstąpienia w szeregi UPA, byli często mordowani. Z rozmowy z jednym z ostatnich żyjących członków polskiej Samoobrony na Wołyniu wiem, iż niektórzy ze zwalnianych przez Niemców jeńców ukrywali się przed upowcami w szeregach polskich formacji partyzanckich.

Trudno dziś oceniać, jakim rzeczywistym poparciem cieszyła się sformułowana przez Doncowa ideologia, zwłaszcza w jej najbardziej wyrazistym wydaniu (nie przypadkiem „Dekalog…” zalecał, by „o sprawie nie mówić z kim można, ale z kim trzeba”). Najskuteczniej uwodziła ona młodych. W relacjach ocalonych z rzezi powtarza się ten wątek: tymi, którzy starali się ich ochronić, ratować, którzy ukrywali przed rezunami polskie dzieci, byli zwykle Ukraińcy starsi wiekiem. Wielu z nich przypłaciło to życiem.

Z raportów polskiego podziemia można szacować, że ukraińskich ofiar OUN-UPA, które padły wraz z Polakami na Wołyniu, było co najmniej kilkanaście tysięcy, być może znacznie więcej. Nie wszyscy dawali się porwać zainspirowanej przez UPA orgii morderstw, nie wszyscy poddawali się stosowanym przez podwładnych Bandery procedurom „wychowawczym”, polegającym na udowodnianiu pod okiem rezunów swej lojalności wobec „samostijnej” własnoręcznym mordowaniem polskich sąsiadów. Szczególnie pilnowano, aby lojalności takiej dowiedli członkowie rodzin mieszanych. W zdawkowych, „pojednawczych” wzmiankach o losie Wołynia powtarza się dziś: „zginęło około 100 tysięcy Polaków, a po stronie ukraińskiej było około 30 tysięcy ofiar”, stwarzając w ten sposób u niezorientowanych (a zrobiono wiele, aby ta historia mało komu była znana) wrażenie, że owe 30 tysięcy zabitych Ukraińców to ofiary jakichś polskich „akcji odwetowych.

Tymczasem większość z nich to również ofiary ukraińskiego nacjonalizmu. Tym, co wyróżnia rzezie na Wołyniu spośród wszystkich znanych historii zbrodni etnicznych, jest niewiarygodne bestialstwo zbrodniarzy. Ani stalinowskie NKWD, ani hitlerowskie Einsatzgtruppen nie popisywały się osobistym okrucieństwem. Rezuni OUN-UPA oraz innych nacjonalistycznych formacji wydawali się natomiast znajdować w nim szczególne upodobanie.

Oficjalni kurierzy rządu londyńskiego i dowództwa AK, delegowani w 1942r. do rozmów z dowództwem UPA o wspólnej walce z Niemcami, nie zostali przez rezunów po prostu rozstrzelani, ale rozerwani żywcem końmi. Podobnie pastwiono się nad zwykłymi ofiarami mordów. Nawet człowiekowi o silnych nerwach trudno wytrzymać lekturę wspomnień, w których nieustannie powtarza się wyrywanie języków, wydłubywanie oczu, wbijanie w głowy gwoździ, wypruwanie ciężarnym kobietom płodów, obcinanie kończyn, pracochłonne i makabryczne profanowanie zwłok i zadawanie wszelkich wyrafinowanie sadystycznych mąk. Trudno orzec, na ile były to przejawy zdziczenia morderców, a na ile efekt zimnej kalkulacji – chodziło wszak o to, żeby na tych, których wymordować się nie da, rzucić taki postrach, by opuścili ziemie Wielkiej Ukrainy jak najszybciej.

Jest zrozumiałe (co bynajmniej nie znaczy, usprawiedliwione), że ludzie, którym w tak okrutny sposób wymordowano całe rodziny, szukali czasem szaleńczo zemsty. Znacząca była liczba Polaków, którzy dla jej dokonania wstępowali w szeregi formacji niemieckich, by brać udział w eksterminacji ludności ukraińskiej. Dochodziło także do mordów na Ukraińcach dokonywanych przez formacje Polski podziemnej. Skala takich wydarzeń była jednak nieporównywalnie mniejsza, niż zaplanowane z zimną krwią i prowadzone systematycznie ludobójstwo OUN-UPA (w lipcu 1943 r., miesiącu największego nasilenia terroru, jej oddziały eksterminacyjne pojawiły się w ponad 500 miejscowościach). Używanie ich dziś jako post factum usprawiedliwienia dla masakr jest fałszowaniem historii.

Jaka tradycja dla Ukrainy

A fakt podstawowy, który nie ulega kwestii, jest taki: przy wszystkich błędach i niegodziwościach sanacyjnej polityki wobec mniejszości narodowych, Polacy nigdy nie planowali eksterminacji ludności ukraińskiej, nigdy nie stworzyli ideologii usprawiedliwiającej masowe zbrodnie, nigdy do nich nie nawoływali i nie wychowywali w takim duchu swojej młodzieży. Od samego początku rzezi wołyńskich na różnych szczeblach AK wydane zostały rozkazy surowo zakazujące zemsty, zabijania cywilnych Ukraińców, kobiet i dzieci. Za ich łamanie stawiano przed sądem polowym. W tym samym czasie z dowództwa UPA do jej oddziałów płynęły rozkazy treści dokładnie przeciwnej, nakazujące wykorzystać sprzyjający moment do zlikwidowania ludności polskiej „z korzeniami”.

Można zrozumieć, dlaczego współcześnie Ukraińcy nie kwapią się do odkrywania dla siebie tej historii. Naród, który doznał w swej najnowszej historii cierpień nie mniejszych niż Polacy, a o niepodległość miał szansę upomnieć się dopiero w latach ostatnich, rozpaczliwie potrzebuje mitu, na którym mógłby oprzeć swą tożsamość. Tworzy się więc mit UPA jako bohaterskiej partyzantki walczącej z okupantem niemieckim i sowieckim. Mit uprawdopodobniony faktem, iż ukraińscy nacjonaliści w istocie zostali potem wytępieni przez Sowietów (choć w różnych okresach, zgodnie z zalecaną przez Doncowa przebiegłością, korzystali z logistycznego wsparcia zarówno NKWD, jak i hitlerowców).

W warunkach wojny żadna partyzantka nie może mieć jednorodnego charakteru, bez wątpienia nie cała UPA wyrastała z nacjonalistycznej ideologii i nie wszystkich jej żołnierzy można uważać za winnych zbrodni. Ale ocena zarówno tej ideologii, jak i ludobójstwa, do którego doprowadziła, musi być jednoznaczna. Jakkolwiek byłoby to dla Ukraińców bolesne, nikt nie potrzebuje tego rozliczenia bardziej niż oni sami. Nie jest bez znaczenia, czy za swych bohaterów uznają rezunów, czy tych Ukraińców, których za „schłopienie” i brak narodowego ducha mordowali oni tak samo jak Polaków.

Na ukraińskie problemy z tożsamością nie mamy wpływu, trudno jednak usprawiedliwiać haniebną ustępliwość, z jaką Polska rezygnuje z przypominania prawdy, a część opiniotwórczych elit reaguje histerią na każdą wzmiankę o OUN czy na użycie oczywistego w tej sytuacji słowa „ludobójstwo”. Pamięć o rzeziach wołyńskich kultywuje dziś jedynie grupka wymierających z wolna kresowiaków, zapędzonych przez media do getta narodowo-radykalnych „oszołomów”. Zamiast upominania się o prawdę, mamy od kilkunastu lat gorszący spektakl uciszania tych, którzy za dobrze pamiętają, w imię opacznie rozumianej geopolityki i „pojednania”.

Nikczemność i głupota

To nie tylko ze strony Polski nikczemne – żyję już wystarczająco długo, by wiedzieć, że sprawiedliwość, przelana krew i tym podobne sprawy nie znaczą w polityce więcej niż przysłowiowy zeszłoroczny śnieg. Ale właśnie ze względów politycznych to, co robimy, jest skrajną naiwnością i głupotą. Wspierając historyczne kłamstwo o „wzajemnych krzywdach” i UPA, bynajmniej nie pomagamy zaprzyjaźnionym ukraińskim demokratom w formowaniu nowoczesnej świadomości narodowej Ukrainy. Jest to naiwność. Przeciwnie, co pokazują ostatnie lata, rola nacjonalistów, w mniej lub bardziej zawoalowany sposób podejmujących sztandary OUN, jest w obozie pomarańczowych coraz większa. Każdy postawiony UPA pomnik, każda publikacja fałszująca historię, na którą Polska nie reaguje, wzmacnia ich pozycję i uwiarygodnia ich. Nie od rzeczy też będzie dodać, iż zadaje kłam naszej polityce historycznej  trudno wierzyć Polakom, gdy twierdzą, że w sprawie Katynia czy wypędzeń chodzi im tylko o prawdę, nie o politykę, skoro w stosunkach z Ukrainą jednoznacznie rezygnują z prawdy właśnie w imię polityki.

Zasadniczy błąd naszego postępowania polega jednak na tym, że nacjonaliści upowszechniający mit bohaterskiej UPA nie zbudują dobrych stosunków z Polską ani z całą Europą. Historyczne krzywdy Polaków mało świat obchodzą, ale już z pamięcią Holokaustu, który ma swoją straszną ukraińską kartę, jest inaczej. Obecność w życiu politycznym Ukrainy pogrobowców Bandery to wymarzony argument dla Rosji i wystarczający powód zatrzaśnięcia przed Ukrainą drzwi do Unii Europejskiej i NATO, czemu podobno chcemy przeciwdziałać. Tchórzliwe chowanie się za frazesami o wzajemnych winach i „tragicznych wydarzeniach” nie prowadzi do niczego. Jedynym ich skutkiem jest to, że gdy w wolnej już Polsce zapalimy dziś ofiarom Wołynia rocznicowe znicze, towarzyszyć temu powinna nie tylko żałoba, ale także palący wstyd za sprzeniewierzenie się pamięci ich męczeństwa

2008-04-20 19:43:36
http://fakty.interia.pl/felietony/ziemkiewicz/news/pomaranczowi-brunatnieja,1095553,2943

RAFAŁ ZIEMKIEWICZ:

Pomarańczowi brunatnieją

Piątek, 18 kwietnia (07:56)

Wyobraźmy sobie, że Rada Miasta Warszawy postanawia którąś z ulic na terenie dawnego getta przemianować na "Bohaterów SS"? Jak przyjęliby taki pomysł Żydzi i opinia publiczna krajów zachodnich? Jakie padłyby słowa i jakie autorytety uznałyby za stosowne zabrać głos?

Wiem, że to przykład absurdalny, ale tylko tak absurdalny przykład oddaje to, co zrobiła zdominowana przez ukraińskich nacjonalistów rada Lwowa, która właśnie teraz, w 65. rocznicę rzezi wołyńskich postanowiła przemianować jedną z ulic tego zamieszkanego niegdyś głównie przez Polaków miasta na "Bohaterów UPA". Dostaliśmy jako Polacy w pysk, i nie to najbardziej boli - ale to, żeśmy sobie na to w pełni zasłużyli.

Postępowanie kolejnych rządów i innych oficjalnych instytucji niepodległej Polski w tej sprawie jest bowiem splotem wyjątkowej głupoty, tchórzostwa i nieudolności. Bez lęku żądamy dziś od Rosji prawdy o Katyniu (i słusznie), ale w kwestii Wołynia sami gorliwie współuczestniczymy w zakłamywaniu zbrodni. A przecież sama jej skala jest przeraźliwa: ofiarą ludobójstwa padło, wedle różnych szacunków, sto, sto dwadzieścia tysięcy Polaków i - pamiętajmy o tym - kilkanaście tysięcy etnicznych Ukraińców, których winą było sprzyjanie polskim sąsiadom, spowinowacenie z nimi, jak określali to banderowcy: "schłopienie".czytaj dalej




Ten ostatni fakt jest bardzo ważny, bo wbrew przekonaniu naszych tchórzliwych elit politycznych nie mówimy tu o rozniecaniu polsko-ukraińskich antagonizmów, ale o potępieniu zbrodni wyznawców ukraińskiego hitlerka, Doncewa, dokonanych w imię obłędnej, bliskiej faszyzmowi ideologii, której ofiarami padali nie tylko Polacy, choć oni przede wszystkim.

Przeraźliwa jest nie tylko skala zbrodni, ale i sposoby jej dokonywania. Zapewne hitlerowskie i stalinowskie maszynerie śmierci działały z większym rozmachem, ale SS-manom ani NKWD-ystom nie chciało się rozrywać ludzi żywcem końmi, wydłubywać im oczu, wyrywać języków, rżnąć piłami ani dokonywać innych potworności, w jakich wyspecjalizowali się rezuni z OUN-UPA.

Najbardziej przeraźliwe jest jednak dzisiejsze ukraińskie zakłamanie i polskie przyzwolenie na kłamstwo. Wszystko, na co państwo polskie zdołało się zdobyć, to parę oświadczeń i przemówień wypełnionych bełkotem o bliżej niesprecyzowanej tragedii, sugerujących, że polska ludność Kresów padła ofiarą jakiejś klęski żywiołowej. Niepodległa Ukraina zaś wprost włączyła UPA do narodowego panteonu i z tym samym uporem, z jakim rząd Turcji zaprzecza zbrodni na Ormianach, propaguje kłamliwą tezę o symetrii wzajemnych krzywd. Mało tego, wyciąga rękę do pojednania - na gruncie stwierdzenia: "Polacy zabijali Ukraińców, Ukraińcy Polaków, czas już o tym zapomnieć".

Ukraińska propaganda przypisuje Armii Krajowej odpowiedzialność za śmierć wspomnianych już ukraińskich ofiar terroru OUN-UPA, a potomkowie żołdaków SS-Galizien płodzą elaboraty usprawiedliwiające rzezie tym, iż Polacy rzekomo odmawiali wspólnej walki z Niemcami i masowo wstępowali do niemieckiej policji, aby wespół z hitlerowcami podpalać ukraińskie chaty.

Nie wolno się godzić. Na Wołyniu nie było żadnej wojny domowej, żadnych symetrycznych krzywd. Było masowe ludobójstwo, zaplanowane, przygotowywane latami, dokonane na rozkaz. Nie wolno go porównywać z działaniami polskiej samoobrony. Podczas gdy do żołnierzy AK płynęły rozkazy surowo zakazujące wywierania zemsty na cywilach, kobietach i dzieciach, a za ich złamanie stawiano winnych pod sąd polowy, komenda główna OUN-UPA słała podległym oddziałom dyrektywy, by "niszczyć Polaków z korzeniami", nie tylko mordować wszystkich, kobiety, dzieci i starców, ale burzyć domy i kościoły, wycinać sady, niszczyć całe wsie, tak, by po "Lachach" nie pozostał żaden ślad.

Jak zareagowaliby Żydzi, gdyby niemieccy politycy mówili im: cóż, wyście mordowali nas, my was, czas już o tym zapomnieć! A my reagujemy na takie oferty ochoczo. Bo przecież Wiktor Juszczenko naszym przyjacielem jest. Szczerym demokratą, choć wynosi bandytów z OUN na cokoły, a w swym politycznym zapleczu ciągnie coraz bardziej wpływowych neobanderowców z UNA-UNSO.

Tak się głupi Polacy zapamiętali w popieraniu "pomarańczowych", że nijak spostrzec nie mogą, iż popierają brunatnych.


2007-10-14 16:41:29
zalezy kogo szukasz

2007-09-26 19:01:18
Jest tam kto?

2007-06-01 23:12:57
Pozostaje mi tylko poprosic o nastepujace dane: ile hektarow obejmowaly lacznie te gostpodarstwa kolonistow wojskowych a ile the 80% rozparcelowanej ziemi.