Jeśłi mogę dodać do dyskusji swoje zdanie: autor wypowiedzi nie wzbudza we mnie za grosz zaufania. Nie wolno pisać lekko o jakichkolwiek zbrodniach. Dlatego, jeżeli oburzają nas zbrodnie dokonane przez Ukraińców na ludności polskiej, niech równie mocno oburzą nas zbrodnie dokonane przez Polaków na ludności ukraińskiej. Jak można bagatelizować tragedię ludności ukraińskiej, a opiewać polską? Czy to nastawienie ma świadczyć o naszej wyższości, o naszej racji? Jeżeli z dyskusji nad ludobójstwem na Wołyniu ma wypłynąć jakikolwiek sensowny wniosek, musimy być sprawiedliwi wobec obu stron. Potępiajmy ludobójstwo jako takie, czyli zbrodnie dokonywane na ludzkości, nie na narodach, bo to zawsze będzie prowadzić do konfliktów. Nie róbmy rankingu ofiar, jakby przeprosić miał ostatecznie ten, kto poniósł większe straty w ludziach! Czy zamorodwanie jednego człowieka to zbrodnia "mniejsza", niż wymordowanie setki ludzi? Zaznaczam, że odpowiedzią na mój głos w dyskusji nie może być zarzut, że jestem za młoda, by pamiętać, lub że nie poniosłam osobistej straty (tego akurat nie jestem pewna, bo moi przodkowie pochodzą z Wołynia). Nie powinniśmy sprowadzać sprawy ludobójstwa na Wołyniu do osobistych porachunków, bo jest to odpowiedź nienawiścią na nienawiść, a pogląd taki równa nas z mordercami. Porozumienie z Ukraińcami jest moim zdaniem możliwe tylko wtedy, gdy zarówno oni, jak i my, zapomnimy o nacjonalistycznym nastawieniu.
|