REFLEKSJE WOKÓŁ ARTYKUŁU
Tomasza Potkaja : „Krzyże z Przebraża”
(TYGODNIK POWSZECHNY - NR 22 z 1.VI.2003.)
Dzień 11 lipca był początkiem dokładnie zorganizowanej przez UPA eksterminacji Polaków na Wołyniu, mordów popełnianych już na skalę masową, jakkolwiek przed tą pamiętną datą również miały miejsce podobne zbrodnie, popełniane na Polakach obojga płci, bez względu na ich wiek. Trudno o jakiekolwiek racjonalne wytłumaczenie tego wybuchu szatańskiej nienawiści, skierowanej do ludności cywilnej, trudno dzisiaj znaleźć inne słowa w stosunku do oprawców, niż ślepa, obłąkana nienawiść.
Oszczędzę sobie w tym miejscu przypominania wydarzeń na Wołyniu, wzmianka o nich jest zamieszczona w Nr 5 naszej gazetki Quod Libet, zresztą większość z nas, osób najstarszego już pokolenia dokładnie wie o jakie wydarzenia chodzi.
Chciałbym natomiast się zatrzymać przy innym tragicznym wydarzeniu, które miało miejsce dokładnie 10 lipca 1943 r., a więc dzień wcześniej, a o którym autor publikacji nie wspomina.
Mam na myśli śmierć podporucznika artylerii W.P., komendanta na Wołyń B.Ch. Zymunta Rumla, który wysłany jako parlamentariusz , z polecenia delegata rządu Rzeczypospolitej udał się z Kowla, do sztabu północno - zachodniego zgrupowania UPA, ze swym oficerem do zadań specjalnych Krzysztofem Markiewiczem, oraz przewodnikiem , Witoldem Dobrowolskim, by ułożyć się z upowcami w sprawie zaprzestania mordów na polskiej ludności cywilnej , które w tamtych dniach zmierzały już do apogeum, na terenie Wołynia.
Jak wiemy, Zygmunt Romel z pozostałymi towarzyszami tej misji został z rozkazu dowództwa UPA zamordowany przez rozerwanie końmi.
Tak zakończyła się próba politycznego porozumienia się z wrogiem. Ten tragiczny epizod historii, w którym poniósł m.in. śmierć wspaniale zapowiadający się 28- letni poeta, rzecznik pojednania się z naszego narodu z Ukraińcami, przyjaciel wielu Rusinów, szlachetny człowiek i prawdziwy patriota Zygmunt Rumel przypomina, że kompromis pamięci, który jakoby mamy zawrzeć na Wołyniu, w zapowiadanych uroczystościach 11 lipca ma swoje granice i swoją cenę.
Czyż można bowiem mówić o dwóch pamięciach naszych narodów, czyż w takich okolicznościach można mówić o współwinie obydwu stron, w tragedii mordowanych dzieci, przystępujących do swojej I Komunii Świętej, ich matek i całych rodzin ? A było tych niewinnych ofiar tysiące. Nie wiem, co powiedzą sobie w ten szybko zbliżający się dzień uroczystości politycy, którzy zabiorą głos. Przyznaję, że napełnia mnie to niepokojem, bo o ile ma to być tylko kolejny popis elokwencji i pustosłowia niektórych mówców, z wysokich sfer władzy, albo mają to być wręcz kapitulanckie postawy, z polskiej strony- to lepiej dajmy sobie spokój, z tak pojętym aktem „pojednania” i uszanujmy milczeniem te groby polskich męczenników.
Jednakże - nie powinniśmy zaprzepaścić okazji do prawdziwego pojednania. Mądrze wyważone słowa, szczery akt dobrej woli obydwu stron mogą bardzo dużo dobrego uczynić, również wysłać sygnał światu, o chęci pojednania między naszymi narodami.
I również przykład - w jaki sposób mogą godzić się ze sobą zwaśnione narody, o ciężkiej, wspólnej przeszłości. . To może być położenie kamienia węgielnego pod prawdziwe pojednanie.
W świetle tego, co powiedziałem, dużą rolę mogą mieć do spełnienia media, w tym właśnie gazety i czasopisma tak opiniotwórcze , jak Tygodnik Powszechny, czy Gazeta Wyborcza. Przyznaję jednak, że te właśnie tytuły budzą u mnie bardzo mieszane uczucia. Przy uznanej sprawności warsztatowej dziennikarzy tych pism, przy profesjonalnie podanym materiale , przy tak dużym potencjale intelektualnym publicystów- ma w tych gazetach zjawisko swoistej poprawności politycznej, w ujemnym słowa znaczeniu. W moim odbiorze owa „poprawność” charakteryzuje się m.in. nadgorliwością w pewnym szukaniu na siłę obiektywizmu i symetryczności w opisywaniu wydarzeń i zjawisk.
Taki sposób pisania zaciera pełną prawdę, lub robi z prawdy półprawdę, słowem ma tutaj czasami miejsce mniej lub bardziej świadoma manipulacja.
Wracając do omawianego artykułu: Wyczulony na takie negatywne zjawiska, przefiltrowałem niejako jego treść i moimi krytycznymi uwagami pragnę się podzielić, również z tym, co wzbudziło we mnie uznanie i z czym się całkowicie zgadzam.
Nie jestem jak wiadomo krytykiem, ani historykiem, ale zajmując się od ponad 10-ciu lat sprawami wydarzeń na Kresach Wschodnich, studiując obfitą już literaturę przedmiotu, czytając artykuły prasowe i naukowe , liczne książki, wspomnienia i relacje świadków wydarzeń (tych ukazały się w druku już grube setki), znam szlak, którym można się poruszać, chcąc poznać możliwie pełną prawdę określonych wydarzeń. historycznych.
Dlatego niektóre z poruszonych w artykule Tomasza Potkaja tematów
pozwolę sobie obecnie przywołać :
Na początku artykułu pada retoryczne pytanie: „Czy gesty polityków zastąpią przebaczenie, płynące z potrzeby serca ?” I następna, słuszna uwaga:
„Pamięć o wołyńskiej tragedii wciąż jest inna po obu stronach...”
Tak, to prawda. I należy dodać jeszcze: Ta pamięć o wydarzeniach na Kresach Wschodnich jest niestety ułomna, bo przemilczane przez dziesiątki lat fakty tracą rację bytu w świadomości społecznej, bo nasza młodzież i w ogóle szeroko pojęte społeczeństwo nie interesuje się historią, natomiast po drugiej stronie istnieją bardzo mocne grupy wpływu, o nacjonalistycznym rodowodzie, często finansowo zasilane przez diasporę z Zachodu, doskonale zorganizowane, które wydają podręczniki, uczą młodzież, układają historię Ukrainy w swoisty sposób , historię, w której ważną rolę nadaje się właśnie O.U.N i U.P.A., jako bohaterskiemu ruchowi narodowo wyzwoleńczemu.
Musimy więc pamiętać, że nasze wysiłki zmierzające do pojednania, nie mogą być kontrolowane, ani też sterowane przez owe grupy politycznego interesu ukraińskiego.
Przechodząc do następnej, bardzo ważnej informacji zawartej w omawianym artykule: Autor pisze o fundamentalnej pracy Władysława i Ewy Siemaszków, pt. „Ludobójstwo dokonane przez nacjonalistów ukraińskich na ludności polskiej Wołynia 1939 - 45, dwutomowym dziele. Te ważną pozycję książkową warto zapamiętać.
Jednak zakradła mi się tutaj pewna wątpliwość . Otóż autor artykułu, powołując się na tychże badaczy naukowych, Wł. i E. Siemaszków pisze, że oceniają oni liczbę polskich ofiar mordów wołyńskich na około 60 tysięcy osób. Ponadto jak podaje autor - z pozostałych województw wschodnich dawnej Polski śmierć poniosło 20 - 25 tysięcy Polaków, oraz kilka tysięcy z terenów południowo- wschodnich obecnej Polski. Razem więc- według tego wyliczenia wszystkich ofiar ukraińskich rzezi było po stronie polskiej około 100 tysięcy.
Takie podane liczby budzą moje zdziwienie: Gdy byłem kilka lat temu na odczycie p. Ewy Siemaszko we Wrocławiu, z jej ust właśnie usłyszałem i skrzętnie zanotowałem inne dane na temat liczb poległych Polaków: W wyniku badań jej i ojca, prof. Wł. Siemaszki udokumentowano około 210 tysięcy pomordowanych Polaków , przy czym na Wołyniu było to 70 tysięcy ofiar, w województwach : tarnopolskim - 60 tysięcy, stanisławowskim - 30 tysięcy, lwowskim - 32 tysiące, we wschodniej części województwa poleskiego - 6 tysięcy, w woj. lubelskim - 4 tysiące, a w rzeszowskim, głównie już po wojnie - 8 tysięcy.
Trzeba podkreślić, że zbrodni udokumentowanych według wymogów ściśle naukowych. I można założyć, że zbrodni nie udokumentowanych nikt już nigdy nie policzy.
Nie mam prawa podejrzewać autora artykułu o zła wolę , ale różnice sa zbyt duże miedzy tymi danymi, aby nie pokusić się o ich wyjaśnienie, co może uda mi się uczynić w bliskiej przyszłości.
Inne refleksje i zastrzeżenia budzi we mnie wzmianka o Akcji Wisła.
Autor pisze: „Część historyków przyjmuje, że z rąk polskich w latach 1939 - 47, a więc łącznie z Akcją Wisła (podkr. moje) - zginęło kilka, może kilkanaście tysięcy Ukraińców”. Koniec cytatu.
Cisną się zaraz pytania: Co to za historycy ? Polscy ? Ukraińscy ? Nazwiska ? Co sobą reprezentują ? W jakich publikacjach i w jakim kontekście to piszą? Na jakich podstawach ustalili te szacunki ?
Wszystko można przyjąć, ale na podstawie zaprezentowanych dowodów, a takie płynne i enigmatyczne stwierdzenia w artykule robią tylko zamęt w głowach nie znających tematu czytelników. Jeśli praca Siemaszków opiera się o solidny warsztat naukowy i ci historycy mogli by podjąć w każdym wypadku rzetelna dyskusję i polemikę z ewentualnymi adwersarzami, to tu wszystko gubi się we mgle domysłów.
I co najważniejsze: Ktoś niezorientowany może wysnuć pogląd: No tak - oni rżnęli naszych, ale nasi tez nie pozostali dłużni i robili to samo. Tymczasem:
należało by moim zdaniem koniecznie dopowiedzieć, że Ukraińcy byli zabijani głównie w obronie polskich domów, jako napastnicy, dużo rzadziej w akcjach odwetowych , w ferworze walk. A to nie to samo, co zaplanowane rzezie w kościołach polskich, w uśpionych wioskach , wśród cywilnej ludności, bo taka w przeważającej mierze ginęła z rąk upowców. Tylko- czy autorowi zależało na takim przedstawieniu wydarzeń ? Miejmy nadzieję .
Wreszcie Akcja Wisła. Przypomnijmy: 6 tysięcy upowców destabilizuje gospodarkę, oraz życie państwowe i społeczne na wschodzie wyniszczonej , powojennej Polski, są to terroryści zaprawieni w walkach, okrutni , bezlitośni i nienawistni wobec Polaków.
Oni także ponoszą straty w walkach, siejąc terror i śmierć na wschodzie Polski. Część z nich zostaje wyłapana i osądzona, , części udaje uciec i uniknąć kary, nawet przedostać się na Zachód.
Jednak w świadomości współczesnego przeciętnego Polaka - Akcja Wisła- to głównie przymusowe przesiedlenie ponad 140,5 tysięcy Rusinów z rodzinnych wiosek. Akcję przesiedleńczą, przeprowadzoną między kwietniem a sierpniem 1947 r. przeprowadzono w sposób zdecydowanie cywilizowany i humanitarny, co potwierdzają istniejące materiały historyczne i żyjący jeszcze polscy uczestnicy wydarzeń. Jakkolwiek ta operacja była niewątpliwie tragedią dla rodzimych mieszkańców wysiedlanych ziem- głównie Łemków i Bojków, których wioski były bazą i oparciem dla działających na tych terenach banderowców - nie zawsze z woli mieszkańców - .
Dramat ten my, sami wysiedleni z Kresów Wschodnich potrafimy zrozumieć. Ale czy to nie była decyzja czysto polityczna? I czy o planach wysiedlenia Rusinów nie wiedziała, a może i nie decydowała Moskwa, w czasach, gdy wielka część oficerów i wysokich dowódców w Ludowym Wojsku Polskim była Rosjanami ?
A mimo to nasz Senat potępił tę decyzję w imieniu Polaków, ponadto zaś 5 lat temu za Akcję Wisła przeprosił Ukraińców Prezydent Polski.
Czytelnik jednak może wysnuć wniosek, z jednego zdania artykułu : (jeszcze raz zacytuję): „ z rąk polskich (...) łącznie z Akcją Wisła zginęło kilka, może nawet kilkanaście tysięcy Ukraińców” - ze w czasie Akcji Wisła- a więc wysiedlania Ukraińców z rodzinnych wsi - były popełniane przez Polaków morderstwa na ludności cywilnej. Co zresztą do dzisiaj głosi propaganda współczesnego O.U.N.
Pomijając już ten ”szczegół”, że w Akcji Wisła nie ginęli „zwyczajni Ukraińcy” lecz terroryści antypolskiej rebelii.
Jeszcze jedna uwaga do powołanej w artykule „pamięci ukraińskiej”
Pamięć ta jest mocno skażona. Na Zachodzie, głównie w Kanadzie, oraz w U.S.A. działa szereg instytutów historycznych , sponsorowanych, czy też utrzymywanych przez ukraińska diasporę, które głoszą chwalę O.U.N.- U.P.A., uprawiają apologię tych zbrodniczych formacji i dysponując dużymi środkami finansowymi zakładają fundacje i stypendia, prawdopodobnie też dotują partie nacjonalistyczne na Ukrainie, a także wysyłają wyszkolona kadrę dydaktyczną do szkół Ukrainy, głównie Zachodniej jej części.
Jaka więc jest ta pamięć strony ukraińskiej nietrudno odgadnąć, gdy nawet na teren Polski przemyca się chyłkiem pomniki i nagrobki sławiące U.P.A. i tu się je montuje.
Czy wobec takiej postawy nacjonalistów wniosą coś do sprawy pojednania - tzw. „obłapki” naszych prezydentów, tj. Polski i Ukrainy, jak to dowcipnie ujął słynący z obiektywizmu i z wyważonych sądów publicysta, znany nam m.in. z felietonów w Dzienniku Polskim prof. A. Serczyk.
Autor omawianego artykułu, Tomasz Potkaj słusznie zwraca uwagę na dysproporcję sił : obrońców ludności polskiej, w stosunku do liczby i potencjału napastników: Tu dodam od siebie: Z jednej strony- bardzo przetrzebiona , zastraszona ludność cywilna, pragnąca tylko spokojnie żyć w swoich wioskach, jak dotąd od wielu pokoleń, z drugiej strony silnie uzbrojone i wojskowo przeszkolone oddziały młodych mężczyzn, i jeszcze często pospolite ruszenie, ad hoc organizowane w czasie napadów na Polaków, gdzie orężem często były noże, siekiery i widły, ale niesione rękami nieprzejednanych wrogów.
Autor przypomina przyczyny tej słabości strony polskiej: Wcześniejsze sowieckie deportacje, wywózki niemieckie na przymusowe roboty pozbawiły polska stronę bojowo najwartościowszych mężczyzn, bowiem w niektórych wsiach pozostali tylko głównie starcy, podrostki, kobiety i dzieci. I dodam jeszcze: W kampanii wrześniowej tez ponieśliśmy duże straty.
Teraz zaś - jak wspomina Tomasz Potkaj - ci herosi , pogromcy kobiet, starców i nierzadko dzieci doczekali się swoich pomników na Ukrainie: Klacziwśkij w Zbarażu , Szuchewicz pod Lwowem, i zresztą dodam: Bandera, bardzo popularny na współczesnej Zachodniej Ukrainie. Jest też mowa o projekcie ustawy , która ma spowodować uznanie na Ukrainie członków U.P.A za weteranów wojennych.
To tak, jak by - w Niemczech budowano pomniki Hitlera czy Rudolfa Hessa, a SS-manów uznawano za weteranów wojny.
To nam uświadamia, jaka mamy jeszcze drogę przed sobą- my, którzy dążymy do pojednania.
Kończąc to z konieczności dość zwięzłe omówienie artykułu nie mogę przejść do porządku dziennego nad oskarżeniami Polaków o bestialstwa. Bo tak mogę tylko określić przytoczone przez autora przypadki mordowania jakoby cywilnej ludności ukraińskiej. Cytuję: „Ukraińscy i polscy historycy znają wiele przypadków: tylko w powiecie hrubieszowskim od maja 1943 do maja 1944 r polskie oddziały partyzanckie spacyfikowały 52 wsie ukraińskie, zabijając 4 tysiące mieszkańców.”
I dalej: „Według relacji proboszcza w ukraińskiej wsi Sahryń, spalonej przez tomaszowskie oddziały A.K. w nocy z 9 na 10. III.1944 r zginęło tam 600 --800 osób, głównie kobiet i dzieci...”
Czyżby ? To są słowa bardzo ciężkich oskarżeń. Aż się prosi o podanie bliższych danych. Co to za historycy, jak się nazywają, gdzie konkretnie opublikowali te rewelacje ? Nazwy oddziałów A.K. ? Nazwisko proboszcza ? Znaki materiałów źródłowych i gdzie ich szukać?
Czy to było zeznanie proboszcza, , czy też gawęda przy herbacie, bo takich gawęd ze strony apologetów upowskich słuchaliśmy już wiele, nawet w TVP. Nie negując nawet egzekucji, które czasem miały miejsce na sprawcach morderstw, w wyniku przeprowadzonych pościgów, czy w ferworze walk - stwierdzenie że ze strony Polaków miały miejsce masowe morderstwa ludności cywilnej wymagało by przynajmniej precyzyjnego powołania się autora tych słów na konkretne nazwiska i dokumenty. Zwłaszcza- jeśli autor jest Polakiem.
I jeszcze takie słówka: „T y l k o w powiecie hrubieszowskim” .....
I to jest właśnie klimat dziennikarskich relacji , które powodują moje uprzedzenia m.in. do tych dwóch czołowych polskich gazet: Tygodnika Powszechnego i Gazety Wyborczej. Jeśli „tylko”, to gdzie jeszcze ? Nawet w przekłamanej nagonce na Polaków, w sprawie Jedwabnego - nikt nie wpadł raczej na pomysł, aby napisać: T y l k o w samym Jedwabnem Polacy spalili 800 Żydów w stodole.
Na zakończenie omówienia artykułu , który wzbudził we mnie jednak powyższe zastrzeżenia , - autor tak określa obecna sytuację, na polu pojednania polsko- ukraińskiego: „krok w przód, krok w tył”...
To według mnie optymistyczna ocena sytuacji. Ja nawet, określił bym ten stan inaczej: „Martwa fala”. Czyli dużo szumu, zamętu, pozorów i „prezydenckich obłapek”, oraz trochę niepotrzebnych, bo jątrzących artykułów, oraz reportaży w prasie i TV.
Gdy we Lwowie zostanie wreszcie odsłonięty i poświęcony, po kilkunastoletnim remoncie Cmentarz Orląt Lwowskich, gdy na Wołyniu- może w Łucku, może w Kisielinie, czy w Porycku, albo i gdzie indziej padną właściwe , te jedyne słowa wzajemnego pojednania i przebaczenia , bez licytowania się, bez ale, w duchu chrześcijańskiej miłości - wówczas uwierzę w to, że ziarno, zasiane we Lwowie, przez Jan Pawła II i przez Kościół Katolicki obojga obrządków wreszcie zakiełkowało i zaczęło wzrastać.
Na co czekamy z wielkim utęsknieniem.
* * *
|