MuzykaFilmowa.pl

Nick:sol Dodano:2006-12-08 22:13:28 Wpis:a ja mam pytanie- nie mogę się doszukac utworu, który pojawił się w momencie, kiedy Henry siedzi
w barze, tańczą striptizerki, a mu się zlewają wizje przeszłości.
Pojawia się tam moty słów "love me, love me", jak mniemam i bardzo bym była rada, gdybym dowiedziałą się cóż to za piesń.

uff.
z góry dzieki!
Nick:Koper Dodano:2006-12-07 19:20:45 Wpis:No i znów dyskusja kręci się (któryż to już raz) na próbie zdefiniowania czegoś niedefinowalnego, czyli granicy między artyzmem (cokolwiek przez to rozumieć) a rzemiosłem. Geniusz to oczywiście ma być ten artysta z górnej półki, zachwycający wszystkich. Najbardziej znany i być może najlepszy polski rysownik komiksów - Grzegorz Rosiński powiedział w jednym z wywiadów, że zdecydowanie woli nie mówić o sobie artysta, tylko twórca, bo z tym artystą to nie do końca wiadomo, jak to jest, jak to zdefiniować. Podobnie z geniuszem. Babuch słusznie zwrócił uwagę na przykłady znanych malarzy, tyle że zapomniał o jednym: dzisiejszy punkt widzenia nie jest wieczny. Kto wie, może za 100, 200 lat ludzie, znawcy sztuki znów odwrócą się od van Gogha czy innych. A jacyś współcześni, kompletnie niezauważani dziś malarze staną na piedestale? Podobnie może być z muzyką. Łukasz Waligórski ma sporo racji pisząc, że dziś trudno o jakieś szczególne nowatorstwo. Kompozytorzy (filmowi zwłaszcza) muszą trzymać się wiodących muzycznych kanonów, bo tego się od nich wymaga. Nikt nie chce słuchać jakiegoś nadmiernego eksperymentowania. Takie rzeczy to sobie mogą komponować na własne potrzeby. I kto wie. Może po latach ktoś się do tego dogrzebie i jednak zostanie to docenione i spodoba się. No dobra, ale do czego zmierzam. "Geniusz" nie jest pojęciem obiektywnym. Obiektywne może być stwierdzenie. Joe Hisaishi to łysawy Japończyk. Ale nie że jest geniuszem. Łukasz może go tak określać i ma do tego prawo, a Olek ma prawo go ... tak nie określać. :) Ja tutaj nie będę zawierał stanowiska. Za słabo znam twórczość tego kompozytora. Właściwie jedyną płytą jaką znam w całości jest wspaniała Princess Mononoke Symphonic Suite. I jest to rzeczywiście świadectwo wysokich zdolności tego pana. :) Pozdrawiam.
Nick:Kuba Dodano:2006-12-07 14:54:37 Wpis:"Horner" i "zaskoczy"? Tożto definicja pojęcia oksymoronu ;)
Nick:Łukasz Waligórski Dodano:2006-12-07 10:56:35 Wpis:W zasadzie gdyby się zastanowić to na przestrzeni wieków geniuszami nazywano ludzi, którzy patrzyli na świat inaczej niż inni w ich czasach. To zmierzanie pod prąd wszelkich norm i uznanych kanonów sprawiało często, że okazywali się oni wizjonerami czy nawet rewolucjonistami (jeśli przypomnieć sobie Einsteina). W moim mniemaniu istnieje jednak też inny rodzaj geniuszu, polegający na wznoszeniu się ponad wszechogrniającą przeciętność. Hisaishi jest tego dobrym przykładem. Jego muzyka nie prezentuje nic rewolucyjnie nowego, ale w oparciu o kanony i wszystko to co znamy, potrafi on tworzyć rzeczy naprawdę niezwykłe i zachwycające. Tak jak Bubuch stwierdził, pod względem talentu i warsztatu miejscami przewyższa takie sławy jak Williams, Goldsmith czy Zimmer. Jakby tego było mało Hisaishi jest też świetnym pianistą, którzy ciągle koncertuje i dodatkowo wydaje nieustannie solowe płyty, z których ostatnia - Asian X.T.C. - to istny majstersztyk. Z tego co pamiętam jeszcze nigdy nie nazwałem żadnego kompozytora geniuszem, więc nie nadużywam tego określenia. Ale w przypadku Hisaishiego nie będę go szczęścił. Być może wynika to z mojego gustu i tego, że jestem zafascynowany tym kompozytorem. Ale myślę, że mając na swoim koncie przesłuchanych tych kilkaset ścieżek dźwiękowych, jestem też w stanie ocenić to w miarę obiektywnie - oczywiście nie absolutnie obiektywnie, bo to nie możliwe. W którymś z poprzednich komentarzy wymieniłem trzy płyty, które polecam i które pokazują niezwykłość twórczości Hisaishiego - przesłuchaj je Olek jeśli możesz. Poza tym polecam wszystkie wydania, których recenzje w grudniu pojawią się na MuzykaFilmowa.pl - a będzie ich trochę :-)
Nick:Babuch Dodano:2006-12-07 10:02:32 Wpis:W dzisiejszych czasach przyjęło się szastać słowami geniusz, mistrz, innowator. Sądzę że bardzo często wystawianie opinii przysłonięte jest gustem, a nie prawdziwą jakością danej sztuki. Sądzę że bardzo często takich uproszczeń dokonuje się na polu muzyki filmowej. Nie będę tu w żadnym wypadku oskarżał Łukasza i wzbraniał mu nazywania geniuszem Hisashiego. Dlaczego? Jeśli nazywamy Williamsa, Zimmera, czy Goldsmitha geniuszami, myślę że możemy nazwać i Japończyka geniuszem. Bo jak dobrze wszyscy wiemy co innowacyjnego do muzyki (w ogóle) wprowadził Williams, Goldsmith i inni??? Co innego jeśli chodzi o muzykę filmową. Tym niemniej ja bym w ogóle nie szastał takimi określeniami jak geniusz, cud, etc. My małe żuczki nie jesteśmy często w stanie odróżnić sprawnego rzemiosła od geniuszu. I nie dlatego że się nie znamy, tylko dlatego że to czy coś zostaje w pamięci najlepiej rozliczy historia… Mogę tu podać przytaczany wielokrotnie przykład z zakresu sztuki. Kto dziś pamięta o wychwalanych przez krytyków XIX wiecznych malarzy akademickich. Nazwiska takie jak Cabanel, Bougereau dziś są dla specjalistów… Van Gogha znają wszyscy. A przecież jechali po nim równo krytycy i publiczność. Dopiero Historia przywróciła mu należyte miejsce. Dlatego właśnie byłbym ostrożny w szafowaniu słowami geniusz etc, co nie zmienia faktu że muzyka Hisaishiego jest świetna i w NICZYM nie ustępuje tym co tworzy się za oceanem, a kto wie czy nie przerasta nawet.