MuzykaFilmowa.pl

Nick:karcharoth Dodano:2008-09-04 19:36:46 Wpis:Pomysł z muzyką ROZSY był bardzo dobry, ale dobór materiału był raczej nietrafiony. Po suicie z BEN-HUR'a myślałem, że puszczę pawia. Za dużo, za głośno i za mocno. O wiele lepszym pomysłem byłoby większe zróżnicowanie materiału (muzyka z większej ilości filmów ROZSY)...
Nick:Mefisto Dodano:2008-09-04 17:09:58 Wpis:Cricket - ja nikogo honoru nie bronię (jaki rycerz w ogóle? :D) - po prostu zdanie samo w sobie zabrzmiało tak, jakby każdy fan muzyki filmowej powinien znać azjatyckich kompozytorów na wskroś. Peace.
Nick:Cricket Dodano:2008-09-04 16:53:55 Wpis:Byłoby miło jakby każdy czytał recenzję uważnie potem komentarze pod nią. Osoby, które się wypowiedziały pod moim komentarzem najwyraźniej tego nie zrobiły.

"Prawdziwy entuzjasta muzyki filmowej to niestrudzony odkrywca. Nie ogranicza się on jedynie do biernego trawienia podsuwanej mu Hollywoodzkiej papki a stara się nieustannie odnajdywać nowe, ukryte przed świadomością mas, perełki muzyki filmowej."

To zdanie zasugerowało mi, iż sam recenzent, który prowadzi już jakiś czas ten portal i co więcej z muzyką filmową ma doczynienia nie od dziś, sam taką scieżką papki podążał skoro traktuje tą płytę - notabene zgadzam się - mocna czwórka wystarczy - jako "nową perełkę muzyki filmowej". A ja uważam, iż człowiek który pisze recenzje i prowadzi portal opinio twórczy wręcz powinien znać nazwiska nietypowe. To moje prywatne zdanie.Nikt nie musi się z nim zgadzać.
Chwali się recenzentowi natomiast to ,że promuje takie "perełki" bo faktycznie - portale tego typu są dla laików, którzy potrzebują wskazówek od czego zacząć. Czasem też i dla zagożałych fanów, którzy właśnie nowości szukają. Proszę nie zrozumieć mnie źle. Chodzi mi jedynie o to, że wstęp jest mocno egzaltowany...Wyszedł w nim nieprofesjonalizm. Może trochę dumny się czuję, że nazwisko to znam już od kilku lat, płytę też. Dlatego się "czepiam" - stąd komentarz.
Wypada zaznaczyć, że nikogo tutaj nie atakuję, ani nie staram się poniżyć.
Mefisto na prawdę nie musi się pojawiać pod każdym komentarzem, niczym rycerz w białej zbroii chroniący honoru kolegi. Czasem krytyka (choć daleko mi tu do niej - po prostu ujawniłem swój pogląd) może być konstruktywna. Gdyby nie wstęp do recenzji - wielki plus w moim sercu za Yoko Kanno.
Nick:Mefisto Dodano:2008-09-04 16:18:27 Wpis:Jak tylko zobaczyłem okładkę na głównej, to wiedziałem, że będzie max. Ja się niestety z tym zgodzić nie mogę. Tak, płyta jest oryginalna i słucha jej się naprawdę nieźle, ale nie padam na kolana przed duetem z Japonii i właściwie obojętne mi jest, gdzie płytka była nagrywana. Owszem, niektóre utwory powodują, że puszczają mi zwieracze (szczególnie mocarny finał płyty), ale sporo tu też fragmentów czysto ilustracyjnych, które to wcale a wcale nie są wiele lepsze od kompozycji Zimmera, Howarda czy Williamsa. No a ścieżki takie jak "What'cha Gonna Do???" ostro zahaczają o kicz. Tak więc dla mnie mocna czwórka.

PS. I wcale nie trzeba znać na wylot twórczości Kanno, żeby być fanem muzyki filmowej - to jakiś absurd!
Nick:Mystery Dodano:2008-09-04 15:16:32 Wpis:Nie sądzę Cricket :) Myślę, że wiele osób, które odwiedziwszy stronę tej recenzji po raz pierwszy, dowiedziało się nie tyle o tej płycie, co o samej pani kompozytor. Muzyki filmowej słucham wiele lat, a o tym soundtracku dowiedziałem się kilka dni przed ukazaniem recenzji, a o fenomenie Yoko Kanno kilka miesięcy temu. Chwała dla portalu, że wywleka na światło dzienne tak wspaniałą twórczość, bo w świadomości polskich słuchaczy muzyki filmowej, po za hollywoodzkimi ścieżkami istnienie takich nazwisk jak Mizoguchi, Otani, Iwashiro czy Watanabe zbytnio nie kojarzy. Pozdrawiam.