MuzykaFilmowa.pl

Nick:Bob Dodano:2008-01-14 12:39:31 Wpis:A ja się zgadzam. To chyba naprawdę najlepsza płyta ubiegłego roku. Słucha się tego genialnie a "Victory" wgniata w ziemię do samych kolan. Polecam po stokroć. Szkoda, że tak naprawdę zabraknie tej płyty w większości nagród i innych takich zestawień. Azjaci nie mają łatwo w tych sprawach. Dlatego cieszą takie recenzje, które mimo wszystko pokazują też taką muzykę.
Nick:Łukasz Waligórski Dodano:2008-01-14 09:44:20 Wpis:Czyli mój brak obiektywizmu jest aż tak ogromny? Sam piszesz, że wystawiłbyś tej płycie 4,5 ale moje 5 już nie jest obiektywne?
Nick:Koper Dodano:2008-01-14 01:01:00 Wpis:Coś słabo się starasz z tym obiektywizmem, Łukasz. :P A ta ścieżka nie jest wybitna, jest dobra, jest jedną z ciekawszych pozycji AD 2007 ale nie jest ani wybitna, ani zdecydowanie nie góruje w zestawieniu z innymi. I radziłbym trochę starszych przygodowych ścieżek posłuchać, bo pisanie że "Victory" to najlepszy przygodowy utwór od Indiany Jonesa, to nie tylko przesada, ale i bzdura totalna. Pewnie po drodze w wielu pracach Hisaishiego znalazłbyś jeszcze lepsze tracki, o Williamsie, Goldsmithcie czy Poledourisie nie wspominając. To score na mocne 4, może nawet 4 i pół, ale arcydzieło to nie jest. Księżniczka Mononoke jednak wyraźnie lepsza była. :P Może następnym razem przed napisaniem recki, jednak warto ostudzić głowę, bo zapał i zamiłowanie do muzyki Hisaishiego to rzecz chwalebna, jednak od recenzenta wymaga się więcej obiektywizmu niż "Hisaishi to geniusz". :P
Nick:Wilk Dodano:2008-01-13 22:29:39 Wpis:Bo ta płyta, to jedna wielka kołysanka :) Taka pełna magii, dziecięcej naiwności i marzeń. Ciarki mnie przechodzą gdy jej słucham, choć nie robie tego za często, aby nigdy mi się nie przejadła. Jedno z czterech ulubionych wydań z muzyką filmową, obok Władcy, Braveheart i oczywiście Barbarzyńcy. Panie Elfman, jest Pan Wielki :-)))
Nick:Łukasz Waligórski Dodano:2008-01-13 15:41:36 Wpis:Hisaishi to chyba jedyny kompozytor, przy którym pozwalam sobie na takie zachwyty. Staram się być obiektywny i podchodzić do jego muzyki z chłodnym profesjonalizmem, ale czasami to jest zwyczajnie niemożliwe. Po prostu kiedy słyszę taką muzykę to nie mogę być obojętny i nie wpisać kilku patetycznych peanów... W każdym razie ta recenzja, zanim ją skończyłem, była ich pełna. Początkowo miałem nawet zacząć ją zdaniem "Joe Hisaishi to geniusz", ale ostatecznie się opamiętałem ;)