Nick:Bartek Mazurek
Dodano:2009-08-16 16:23:36
Wpis:Walka o punkty czy walka o przeżycie?
Dzisiejsze rondo potwierdziło moje wcześniejsze obawy dotyczące zwyczajów panujących na tym niezorganizowanym wyścigu, ale nigdy wcześniej nie spodziewałem się wyciągnąć równie przerażających wniosków, jakie teraz nasuwają mi się na myśl.
Jak wszyscy dobrze wiedzą o zwycięstwo w tegorocznej klasyfikacji generalnej walczą dwie osoby - ja i Bogdan Banaszek. Również wszyscy powinni zdawać sobie sprawę, jaki jest podział sił - ja jestem indywidualnym kolarzem, który na każdym pojedynczym rondzie musi szukać sprzymierzeńców; mój rywal ma za sobą całą grupę kolarską, która wykonuje sławne "team order", aby pomagać swojemu liderowi. Pomimo tych wszystkich niedogodności podejmowałem uczciwą i zaciętą walkę, długo utrzymywałem prowadzenie, potem je straciłem, następnie znowu odzyskałem i dziś byłem liderem generalki z 1150 punktami na koncie i obecnością na wszystkich 24 tegorocznych wyścigach. Rozstrzygnięcie pozostawało otwartą kwestią, do końca pozostawały dwa miesiące rywalizacji. Jednak dzisiejsze zdarzenie podważa jakikolwiek sens dalszej walki o zwycięstwo.
Z grona kilkudziesięciu osób, jakie pojawiły się dzisiaj na rondzie około 10-ciu znalazło się w ucieczce, która zgodnie ze sobą współpracowała i w jej gronie miał rozstrzygnąć się finisz. Niestety losy potoczyły się inaczej. Na mniej więcej dziesięć kilometrów przed metą do naszej grupy dołączył Dariusz Banaszek, brat Bogdana Banaszka. Pomimo niepisanej umowy, że kolarze, którzy nie jadą z nami od początku, nie przeszkadzają pozostałym, Dariusz Banaszek złamał ten przepis i przyłączył się do nas - cały czas jechał na ostatniej pozycji. Zbliżając się do finiszu każdy starał się zająć jak najlepszą pozycję. Na kilkaset metrów przed "kreską" wyglądało to następująco - Grzegorz Grzyb, Bogdan Banaszek, ja i cała resztą. Wszystko miało zostać rozegrane w uczciwej walce. Na około 500 metrów przed metą wyprzedził mnie nie jeden z uprawnionych do ścigania się, ale właśnie Dariusz Banaszek, którego nie powinno tam być, nie powinien się ścigać. Ale jego intencją wcale nie było ściganie się. Przejechał przede mnie i z premedytacją przestał pedałować, skutecznie blokując mi drogę i równocześnie unieszkodliwiając najgroźniejszego rywala swojego brata. Przypomnę, że wszystko działo się przy prędkości 50 km/h. Podczas próby jego ominięcia Dariusz Banaszek skręcił w moją stronę (być może także zahamował), blokując mnie ponownie, czego efektem było zetknięcie się kół i mój poważny upadek. Wyeliminowało mnie to z walki o zwycięstwo, ale myślę, że w tej sytuacji jest to najmniej ważne. Przy prędkości 50 km/h uderzyłem głową w asfalt, rozbijając kask. Zniszczeniu uległo także koło, reszta będzie poddana przeglądowi, być może wyjdą kolejne zniszczenia. Mam podarte ubranie, a całą lewą stronę ciała startą do krwi, przez co będę prawdopodobnie cierpiał przez najbliższe dwa tygodnie. Mogę oczywiście odetchnąć z ulgą - niczego nie złamałem i nie rozbiłem głowy w takim stopniu, aby jechać do szpitala. Moje straty na pierwszy rzut oka szacuję na 1000 zł. Oprócz tego jestem w szoku. Dlaczego to się w ogóle wydarzyło?
Nie potrafię znaleźć odpowiednich słów na to, do czego doszło. Działanie z premedytacją, skrajna głupota albo po prostu... niech tutaj każdy wstawi sobie odpowiednie słowo, ponieważ używanie wulgaryzmów jest w księdze gości zabronione.
Jaki ma sens dalsze ściganie się, skoro narażam się na takie zachowania? Do czego jeszcze może dojść? Kto zapłaci za moje szkody? Z tego, co wiem, nawet punktacja z dzisiejszego ronda ma pozostać aktualna, ponieważ nie doszło do niczego szczególnego (dlaczego z powodu jednego upadku mają cierpieć inni, w tym Bogdan Banaszek?).
Sytuację pozostawiam każdemu do indywidualnego rozważenia.
Niech żyje duch czystego, uczciwego sportu!!!
|