Wyszukiwarka Ask.com udostępni swoim użytkownikom narzędzie do usuwania danych dotyczących ich wyszukiwań, a Microsoft skróci czas retencji takich danych. Wygląda więc na to, że prywatność użytkowników stanie się nowym obszarem, na którym dostawcy wyszukiwarek będą ze sobą konkurować.
Firma Ask.com prowadząca czwartą pod względem udziału w rynku wyszukiwarkę, ogłosiła w ubiegłym tygodniu, że do końca roku dostarczy narzędzie o nazwie AskEraser. Osoby z niego korzystające będą mogły być pewne, że dane dotyczące ich wyszukiwań nie pozostaną na serwerze.
Ask nie jest pierwszą wyszukiwarką, która chce przyciągnąć użytkowników obiecując anonimowość. Na podobny ruch już w czerwcu ubiegłego roku zdecydowała się mniejsza wyszukiwarka Ixquick.com.
Obrońcy prywatności przyjęli decyzję Ask.com z zadowoleniem, ale i tak nie wierzą oni w absolutną prywatność. Po pierwsze dlatego, że w oparciu o przepisy prawa władze i tak mogą zażądać od wyszukiwarki dłużej retencji danych. Po drugie - frazy dotyczące wyszukiwania i tak pojawiają się w adresie internetowym strony z rezultatami, a dane na temat odwiedzanych adresów są przechowywane przez dostawców internetu. Po trzecie - część zapytań kierowanych do Ask.com i tak trafia do firmy Google, która jest partnerem reklamowym Ask.com (przedstawiciele firmy obiecali jeszcze przyjrzeć się swoim kontraktom z Google pod tym kątem).
Do grupy firm, które przejęły się kwestią prywatności użytkowników wyszukiwarek dołączył również Microsoft. Firma ogłosiła, że podobnie jak Google będzie przechowywać dane na temat wyszukiwań użytkowników usługi Live Search tylko przez 18 miesięcy. Potem dane te zostaną przekształcone w taki sposób, aby nie dało się ich połączyć z żadnym użytkownikiem. Nowa polityka prywatności obowiązuje na całym świecie i odnosi się także do danych zebranych wcześniej.
Dane zbierane przez wyszukiwarki na pierwszy rzut oka nie wydają się czymś, co może posłużyć do naruszenia prywatności. Ubiegłoroczny incydent z wyciekiem danych z wyszukiwarki AOL pokazał jednak, że w niektórych przypadkach można za ich pomocą nawet zidentyfikować pewne osoby. Od tego czasu kwestia tych danych traktowana jest nieco poważniej. Warto też dodać, że dane od Google stanowiły już materiał dowody w sprawie o morderstwo.
Firma Ask.com prowadząca czwartą pod względem udziału w rynku wyszukiwarkę, ogłosiła w ubiegłym tygodniu, że do końca roku dostarczy narzędzie o nazwie AskEraser. Osoby z niego korzystające będą mogły być pewne, że dane dotyczące ich wyszukiwań nie pozostaną na serwerze.
Ask nie jest pierwszą wyszukiwarką, która chce przyciągnąć użytkowników obiecując anonimowość. Na podobny ruch już w czerwcu ubiegłego roku zdecydowała się mniejsza wyszukiwarka Ixquick.com.
Obrońcy prywatności przyjęli decyzję Ask.com z zadowoleniem, ale i tak nie wierzą oni w absolutną prywatność. Po pierwsze dlatego, że w oparciu o przepisy prawa władze i tak mogą zażądać od wyszukiwarki dłużej retencji danych. Po drugie - frazy dotyczące wyszukiwania i tak pojawiają się w adresie internetowym strony z rezultatami, a dane na temat odwiedzanych adresów są przechowywane przez dostawców internetu. Po trzecie - część zapytań kierowanych do Ask.com i tak trafia do firmy Google, która jest partnerem reklamowym Ask.com (przedstawiciele firmy obiecali jeszcze przyjrzeć się swoim kontraktom z Google pod tym kątem).
Do grupy firm, które przejęły się kwestią prywatności użytkowników wyszukiwarek dołączył również Microsoft. Firma ogłosiła, że podobnie jak Google będzie przechowywać dane na temat wyszukiwań użytkowników usługi Live Search tylko przez 18 miesięcy. Potem dane te zostaną przekształcone w taki sposób, aby nie dało się ich połączyć z żadnym użytkownikiem. Nowa polityka prywatności obowiązuje na całym świecie i odnosi się także do danych zebranych wcześniej.
Dane zbierane przez wyszukiwarki na pierwszy rzut oka nie wydają się czymś, co może posłużyć do naruszenia prywatności. Ubiegłoroczny incydent z wyciekiem danych z wyszukiwarki AOL pokazał jednak, że w niektórych przypadkach można za ich pomocą nawet zidentyfikować pewne osoby. Od tego czasu kwestia tych danych traktowana jest nieco poważniej. Warto też dodać, że dane od Google stanowiły już materiał dowody w sprawie o morderstwo.