Jeszcze niedawno użytkownicy wpisujący do Google frazę "miserable failure" (przykra porażka) znajdowali w wynikach wyszukiwania link do strony prezydenta Busha. Wielu z nas pamięta, że zapytanie "kretyn" zwracało niegdyś w Google link do strony Andrzeja Leppera. Firma Google postanowiła położyć kres podobnym żartom i wprowadziła zmiany uniemożliwiające tworzenie tzw. googlowych bomb.
Jak zrobić googlową bombę? To proste. Wystarczy przekonać odpowiednio dużą ilość osób, aby na swoich stronach lub blogach umieściły odsyłacze do stron danej osoby z odpowiednim opisem. W przypadku wspomnianym powyżej, na wielu stronach znalazł się link do strony prezydenta USA opisany jako "miserable failure". To wystarczyło, aby wyszukiwarka zaczęła łączyć stronę Georga Busha z tymi słowami.
Inne znany googlowe bomby dotyczyły prezydenta Putina. Jego strona znajdowała się w wynikach dla frazy "enemy of the people". Głośno było również o bombie brazylijskiej, która sprawiła, że po wpisaniu do Google słów "pijany despota" (w języku brazilijskim) użytkownicy znajdowali odnośnik do strony prezydenta Luiza Inacio Lula da Silva. Duńczycy, którzy wpisywali do swojego Google słowa "prymitywny troll" znajdowali stronę swojego premiera.
Google postanowiło położyć kres takim zabawom. Matt Cutts napisał na blogu firmy, że coraz częściej uważano googlowe bomby za formę prezentacji poglądów kalifornijskiej firmy. Aby ustrzec się przed oskarżeniami o obrażanie konkretnych osób, Google musi swoje bomby rozbroić. Wcześniej firma nie przejmowała się tymi problemami, bo wyszukiwania sfałszowane przez bomby Google nie dotyczyły szczególnie ważnych fraz.
Bomby nie będą rozbrajane ręcznie, ale będzie im zapobiegał specjalny algorytm. Wykryje on bomby znacznie szybciej i będzie w stanie rozróżniać wiele języków. Google generalnie unika ingerencji ludzkiej w treści wyników wyszukiwania, uważając że algorytmy są bardziej obiektywne.
Mutt Cutts dodaje przy tym, że z pewnością algorytm nie będzie w stanie od razu eliminować wszystkich bomb, ale być może zostanie ulepszony dzięki współpracy z użytkownikami.
Jak zrobić googlową bombę? To proste. Wystarczy przekonać odpowiednio dużą ilość osób, aby na swoich stronach lub blogach umieściły odsyłacze do stron danej osoby z odpowiednim opisem. W przypadku wspomnianym powyżej, na wielu stronach znalazł się link do strony prezydenta USA opisany jako "miserable failure". To wystarczyło, aby wyszukiwarka zaczęła łączyć stronę Georga Busha z tymi słowami.
Inne znany googlowe bomby dotyczyły prezydenta Putina. Jego strona znajdowała się w wynikach dla frazy "enemy of the people". Głośno było również o bombie brazylijskiej, która sprawiła, że po wpisaniu do Google słów "pijany despota" (w języku brazilijskim) użytkownicy znajdowali odnośnik do strony prezydenta Luiza Inacio Lula da Silva. Duńczycy, którzy wpisywali do swojego Google słowa "prymitywny troll" znajdowali stronę swojego premiera.
Google postanowiło położyć kres takim zabawom. Matt Cutts napisał na blogu firmy, że coraz częściej uważano googlowe bomby za formę prezentacji poglądów kalifornijskiej firmy. Aby ustrzec się przed oskarżeniami o obrażanie konkretnych osób, Google musi swoje bomby rozbroić. Wcześniej firma nie przejmowała się tymi problemami, bo wyszukiwania sfałszowane przez bomby Google nie dotyczyły szczególnie ważnych fraz.
Bomby nie będą rozbrajane ręcznie, ale będzie im zapobiegał specjalny algorytm. Wykryje on bomby znacznie szybciej i będzie w stanie rozróżniać wiele języków. Google generalnie unika ingerencji ludzkiej w treści wyników wyszukiwania, uważając że algorytmy są bardziej obiektywne.
Mutt Cutts dodaje przy tym, że z pewnością algorytm nie będzie w stanie od razu eliminować wszystkich bomb, ale być może zostanie ulepszony dzięki współpracy z użytkownikami.