Przy okazji procesów sądowych i akcji antypirackich, właściciele praw autorskich podają informacje o ogromnych stratach, jakie ponieśli. Australijski Instytut Kryminologii (ACI) postanowił zbadać ich wiarygodność i ze szkicu raportu na ten temat, wynika, że statystyki te nie mają wiele wspólnego z prawdą.
Szacunki strat, które są wynikiem nielegalnego kopiowania filmów i muzyki, bardzo często stają się narzędziem do wywierania nacisków na władze (aby te zwiększyły nakłady na walkę z piractwem) i bywają podstawą do określania wysokości odszkodowań, jakich w sądach żądają obrońcy interesów przemysłu muzycznego.
Raport AIC, który ocenia wiarygodność tych oszacowań, nie został jeszcze upubliczniony, ale dostał się w ręce dziennikarzy serwisu The Australian. Jego autor, Alex Malik, w dość ostrych słowach stwierdza, że liczby podawane w rachunkach strat są wyssane z palca, a ich autorzy nie potrafią należycie uzasadnić tych wyliczeń.
Oszacowania strat powstają często według prostej, ale niekoniecznie słusznej metodologii, która opiera się na założeniu, że każdy kto pobrał z internetu piosenkę, kupiłby ją, gdyby nie mógł jej pobrać. Na podstawie cen rynkowych oblicza się więc liczbę piosenek (lub płyt), które niby zostałyby zakupione. Zdaniem autora raportu AIC ta metodologia jest błędna, gdyż oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że odbiorca kupiłby dane nagranie.
Raport AIC udowadnia także, że nie ma żadnego związku pomiędzy piractwem, a przestępczością zorganizowaną. Posiadacze praw autorskich niejednokrotnie dowodzili, że takie powiązanie istnieje, i tym uzasadniali wzmożoną potrzebę walki z piractwem.
Przedstawiciele organizacji MIPI, która zajmuje się walką z piractwem w Australii, nie widzieli co prawda raportu AIC, ale uparcie bronią swoich wyliczeń. Inna rzecz, że badania te wykonała organizacja IFPI, w Wielkiej Brytanii. Wcale nie przeszkadza to MIPI w korzystaniu z tych statystyk w Australii.
Należy podkreślić, że raport Aleksa Malika zostanie jeszcze poprawiony. Kryminolog Russell Smith tłumaczył, że przechwycona przez The Australian wersja to jedynie szkic, który wymaga dalszego dopracowania. W szkicu tym zdaniem Smitha użyto "przesadnego i napuszonego języka". Standardy jakości panujące w instytucie przewidują jeszcze, że eksperci poprawią raport. Jego wersja ostateczna może więc brzmieć nieco inaczej.
Szacunki strat, które są wynikiem nielegalnego kopiowania filmów i muzyki, bardzo często stają się narzędziem do wywierania nacisków na władze (aby te zwiększyły nakłady na walkę z piractwem) i bywają podstawą do określania wysokości odszkodowań, jakich w sądach żądają obrońcy interesów przemysłu muzycznego.
Raport AIC, który ocenia wiarygodność tych oszacowań, nie został jeszcze upubliczniony, ale dostał się w ręce dziennikarzy serwisu The Australian. Jego autor, Alex Malik, w dość ostrych słowach stwierdza, że liczby podawane w rachunkach strat są wyssane z palca, a ich autorzy nie potrafią należycie uzasadnić tych wyliczeń.
Oszacowania strat powstają często według prostej, ale niekoniecznie słusznej metodologii, która opiera się na założeniu, że każdy kto pobrał z internetu piosenkę, kupiłby ją, gdyby nie mógł jej pobrać. Na podstawie cen rynkowych oblicza się więc liczbę piosenek (lub płyt), które niby zostałyby zakupione. Zdaniem autora raportu AIC ta metodologia jest błędna, gdyż oczywiście nie ma żadnej gwarancji, że odbiorca kupiłby dane nagranie.
Raport AIC udowadnia także, że nie ma żadnego związku pomiędzy piractwem, a przestępczością zorganizowaną. Posiadacze praw autorskich niejednokrotnie dowodzili, że takie powiązanie istnieje, i tym uzasadniali wzmożoną potrzebę walki z piractwem.
Przedstawiciele organizacji MIPI, która zajmuje się walką z piractwem w Australii, nie widzieli co prawda raportu AIC, ale uparcie bronią swoich wyliczeń. Inna rzecz, że badania te wykonała organizacja IFPI, w Wielkiej Brytanii. Wcale nie przeszkadza to MIPI w korzystaniu z tych statystyk w Australii.
Należy podkreślić, że raport Aleksa Malika zostanie jeszcze poprawiony. Kryminolog Russell Smith tłumaczył, że przechwycona przez The Australian wersja to jedynie szkic, który wymaga dalszego dopracowania. W szkicu tym zdaniem Smitha użyto "przesadnego i napuszonego języka". Standardy jakości panujące w instytucie przewidują jeszcze, że eksperci poprawią raport. Jego wersja ostateczna może więc brzmieć nieco inaczej.