Departament Sprawiedliwości USA nadal naciska na Google, żądając udostępnienia informacji dotyczących wyszukiwań. Tymczasem ankiety na temat sprawy wykazują jasno, że Amerykanie nie chcą aby rząd otrzymywał takie informacje.
Przypomnijmy, że departament żąda od Google danych na temat miliona losowo wybranych wyszukiwań.
Dane te miałyby posłużyć do sforsowania ustawy o ograniczeniu dostępu do pornografii. Google stanowczo odmawia udostępnienia tych danych twierdząc, że naruszy to prywatność użytkowników i tajemnice handlowe Google. Inne duże wyszukiwarki (MSN, Yahoo) nie zwlekały i od razu podjęły współpracę z rządem USA.
W sobotę agencja Associated Press poinformowała o nowych naciskach ze strony administracji Busha. Przygotowano 18 stronicowy dokument, który uzasadnia dlaczego udostępnienie danych na temat wyszukiwań nie może być uznane za złamanie prywatności. Otóż z dostarczonych departamentowi danych Google może usunąć te, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie użytkowników.
Nawet jeśli przedstawiciele władz mają rację, to wydaje się, że w kraju pyszniącym sie swoją demokracją powinno się wziąć pod uwagę nie tylko zdanie sądu i przedstawicieli Google, ale także użytkowników.
W telefonicznej ankiecie przeprowadzonej przez University of Connecticut w dniach 31 stycznia - 5 lutego br. spytano Amerykanów o ich zdanie na temat monitorowania internetu przez rząd. Większość (65%) ankietowanych stwierdziła, że nie powinno to mieć miejsca. Niemal trzecia cześć badanych stwierdziła, że dopuszcza takie działanie władz.
Udostępnianie informacji to jedno, a zadajmy sobie inne pytanie. Czy wyszukiwarki powinny gromadzić takie dane o swoich użytkownikach? Tutaj wyniki ankiety były podobne. 60% Amerykanów uważa, że dane te nie powinny być gromadzone, a 32% nie ma nic przeciwko temu.
Połowa ankietowanych stwierdziła, że w tej konkretnej sprawie firma Google Inc. powinna zachować tajemnicę, podczas gdy 44% badanych uważa, że dane, których żąda administracja Busha mogą być ujawnione.
Należy spodziewać się dalszego ciągu sporu. Kolejne przesłuchanie w sprawie będzie miało miejsce w sądzie okręgowym w San Jose 13 marca. Wtedy przekonamy się, czy przedstawiciele Google ulegną, czy też wzmocnią swoją pozycję mocniejszymi argumentami.
Przypomnijmy, że departament żąda od Google danych na temat miliona losowo wybranych wyszukiwań.
Dane te miałyby posłużyć do sforsowania ustawy o ograniczeniu dostępu do pornografii. Google stanowczo odmawia udostępnienia tych danych twierdząc, że naruszy to prywatność użytkowników i tajemnice handlowe Google. Inne duże wyszukiwarki (MSN, Yahoo) nie zwlekały i od razu podjęły współpracę z rządem USA.
W sobotę agencja Associated Press poinformowała o nowych naciskach ze strony administracji Busha. Przygotowano 18 stronicowy dokument, który uzasadnia dlaczego udostępnienie danych na temat wyszukiwań nie może być uznane za złamanie prywatności. Otóż z dostarczonych departamentowi danych Google może usunąć te, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie użytkowników.
Nawet jeśli przedstawiciele władz mają rację, to wydaje się, że w kraju pyszniącym sie swoją demokracją powinno się wziąć pod uwagę nie tylko zdanie sądu i przedstawicieli Google, ale także użytkowników.
W telefonicznej ankiecie przeprowadzonej przez University of Connecticut w dniach 31 stycznia - 5 lutego br. spytano Amerykanów o ich zdanie na temat monitorowania internetu przez rząd. Większość (65%) ankietowanych stwierdziła, że nie powinno to mieć miejsca. Niemal trzecia cześć badanych stwierdziła, że dopuszcza takie działanie władz.
Udostępnianie informacji to jedno, a zadajmy sobie inne pytanie. Czy wyszukiwarki powinny gromadzić takie dane o swoich użytkownikach? Tutaj wyniki ankiety były podobne. 60% Amerykanów uważa, że dane te nie powinny być gromadzone, a 32% nie ma nic przeciwko temu.
Połowa ankietowanych stwierdziła, że w tej konkretnej sprawie firma Google Inc. powinna zachować tajemnicę, podczas gdy 44% badanych uważa, że dane, których żąda administracja Busha mogą być ujawnione.
Należy spodziewać się dalszego ciągu sporu. Kolejne przesłuchanie w sprawie będzie miało miejsce w sądzie okręgowym w San Jose 13 marca. Wtedy przekonamy się, czy przedstawiciele Google ulegną, czy też wzmocnią swoją pozycję mocniejszymi argumentami.