Czy Google wie o tobie już wszystko? Electronic Frontier Foundation ogłosiło, że najnowsza, opisywana niedawno na łamach DI wersja Google Desktop stanowi zagrożenie dla prywatności użytkowników.
Powodów jest kilka. Jako główny z nich wymienia się trzymanie na serwerach Google nieszyfrowanych plików użytkowników przez aż 30 dni! Google ponoć planuje już wprowadzenie szyfrowania wszystkich przesyłanych danych i zwiększoną restrykcję dostępu do nich.
Specjaliści ostrzegają, że do bezpiecznej konfiguracji Google Desktop potrzeba niezwykłej uwagi i świadomości działania. Bez tego, Google będzie znało zawartość naszych deklaracji podatkowych, listów miłosnych, umów, danych firmowych i wszystkich innych tekstowych dokumentów, które posiadamy na naszych dyskach twardych, a które Google potrafi zindeksować.
Electronic Frontier Foundation ostrzega, że nowa funkcja wyszukiwania za pomocą Google Desktop na kilku komputerach wymaga, żeby pliki były transferowane PRZEZ serwery Google. To znaczy, że firma może łatwo wykonać kopię plików użytkownika (co jest jedną z tzw. metod ataku Men in the Middle)! Zwłaszcza, że czasu na "atak" jest sporo - dane będą leżeć na dyskach Google aż przez 30 dni...
Marissa Mayer, v-ce prezydent wyszukiwarki Google powiedziała kilka dni temu: "Uważamy, że jest to bardzo użyteczne narzędzie (Google Desktop 3 - red.), które pomoże wielu osobom, ale będą one musiały w zamian oddać trochę prywatności..."
Dziwnym zbiegiem okoliczności tego typu "niedopracowanie aplikacji" pojawiło się w czasie, kiedy Google toczy ostrą walkę z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Rząd USA bardzo chciałby zdobyć informacje dotyczące tego, czego użytkownicy szukają w internecie przy pomocy najpopularniejszej na świecie wyszukiwarki. Czyżby nieprawidłowość w funkcjonowaniu nowego Google Desktop to ukłon w stronę władzy, tym razem usytuowanej w Ameryce, a nie w Chinach?
Warto zauważyć, że do tej pory Google stanowczo odmawiało wszelkiej współpracy z amerykańskim rządem w sprawie przekazywania jakichkolwiek informacji o tym, czego szukają w internecie ich użytkownicy. I firma mocno, chociaż samotnie, trwa (trwała?) w tym postanowieniu, bo wszyscy najwięksi konkurenci Google zawarli już porozumienia w tej sprawie z rządem USA.
Z drugiej jednak strony, aż trudno mi uwierzyć, że tego typu błąd projektowy mógł się wkraść w oprogramowanie tworzone przez koncern, który zatrudnia praktycznie wyłącznie najlepszych specjalistów z wielkim doświadczeniem i tytułem naukowym co najmniej doktora! Cóż, mam nadzieję, że teraz doktorzy prędko zabiorą się za leczenie Google Desktop 3...
Powodów jest kilka. Jako główny z nich wymienia się trzymanie na serwerach Google nieszyfrowanych plików użytkowników przez aż 30 dni! Google ponoć planuje już wprowadzenie szyfrowania wszystkich przesyłanych danych i zwiększoną restrykcję dostępu do nich.
Specjaliści ostrzegają, że do bezpiecznej konfiguracji Google Desktop potrzeba niezwykłej uwagi i świadomości działania. Bez tego, Google będzie znało zawartość naszych deklaracji podatkowych, listów miłosnych, umów, danych firmowych i wszystkich innych tekstowych dokumentów, które posiadamy na naszych dyskach twardych, a które Google potrafi zindeksować.
Electronic Frontier Foundation ostrzega, że nowa funkcja wyszukiwania za pomocą Google Desktop na kilku komputerach wymaga, żeby pliki były transferowane PRZEZ serwery Google. To znaczy, że firma może łatwo wykonać kopię plików użytkownika (co jest jedną z tzw. metod ataku Men in the Middle)! Zwłaszcza, że czasu na "atak" jest sporo - dane będą leżeć na dyskach Google aż przez 30 dni...
Marissa Mayer, v-ce prezydent wyszukiwarki Google powiedziała kilka dni temu: "Uważamy, że jest to bardzo użyteczne narzędzie (Google Desktop 3 - red.), które pomoże wielu osobom, ale będą one musiały w zamian oddać trochę prywatności..."
Dziwnym zbiegiem okoliczności tego typu "niedopracowanie aplikacji" pojawiło się w czasie, kiedy Google toczy ostrą walkę z amerykańskim wymiarem sprawiedliwości. Rząd USA bardzo chciałby zdobyć informacje dotyczące tego, czego użytkownicy szukają w internecie przy pomocy najpopularniejszej na świecie wyszukiwarki. Czyżby nieprawidłowość w funkcjonowaniu nowego Google Desktop to ukłon w stronę władzy, tym razem usytuowanej w Ameryce, a nie w Chinach?
Warto zauważyć, że do tej pory Google stanowczo odmawiało wszelkiej współpracy z amerykańskim rządem w sprawie przekazywania jakichkolwiek informacji o tym, czego szukają w internecie ich użytkownicy. I firma mocno, chociaż samotnie, trwa (trwała?) w tym postanowieniu, bo wszyscy najwięksi konkurenci Google zawarli już porozumienia w tej sprawie z rządem USA.
Z drugiej jednak strony, aż trudno mi uwierzyć, że tego typu błąd projektowy mógł się wkraść w oprogramowanie tworzone przez koncern, który zatrudnia praktycznie wyłącznie najlepszych specjalistów z wielkim doświadczeniem i tytułem naukowym co najmniej doktora! Cóż, mam nadzieję, że teraz doktorzy prędko zabiorą się za leczenie Google Desktop 3...