Google, jeszcze nie tak dawno chwalone za opór przeciwko administracji Busha, teraz dołączy do grona firm, które chcą czerpać zyski na rynku chińskim, oczywiście odpowiednio wspomagając reżim w cenzurowaniu internetu.
Do tej pory Chińczykom trudno było uzyskać dostęp do popularnej wyszukiwarki. Najczęściej próba wejścia na stronę Google kończyła się zerwaniem połączenia po zbyt długim czasie oczekiwania.
Teraz ma się to zmienić. Chińczycy będą mieli dostęp do Google pod adresem Google.cn.
Chińska wersja Google nie będzie jednak wyświetlała wszystkich stron. Te, które zostaną uznane przez rząd za szkodliwe ze względów politycznych albo moralnych zostaną pominięte. Usługi takie jak Gmail i Blogger będą dostępne dopiero wtedy gdy zostaną opracowane mechanizmy ich cenzurowania.
Nic dziwnego, że rynek chiński cieszy się dużym zainteresowaniem. Niedawno wszystkie zagraniczne serwisy informowały o tym, że liczba internautów w państwie środka przekroczyła 111 milionów. To ogromny rynek, dający firmom duże szanse na duże dochody.
Jedyny problem w tym, że wejście na ten rynek wymaga nie tylko "spełniania norm" ale wręcz współpracy z władzą ludową. Zdaniem wielu organizacji, takich jak Reporterzy Bez Granic, ta współpraca idzie coraz dalej i staje się coraz bardziej nieetyczna.
W przypadku Google sprawa wydaje się o tyle przykra, że popularna wyszukiwarka posłuży jako wzmocnienie działających już mechanizmów cenzurujących. Strony uznane przez władze za politycznie niepoprawne nie pojawią się w wynikach wyszukiwania nawet, jeśli pomyślnie ominą rządowe firewalle.
Nie jest to jedyny i najgorszy przejaw współpracy z reżimem. Z rządem w sposób kontrowersyjny współdziała także Microsoft. Organizacja Reporterzy Bez Granic oskarża również firmę Yahoo o udostępnienie władzom chińskim danych, które pozwoliły na zatrzymanie dziennikarza Shi Tao. Spędzi on w więzieniu 10 lat.
Kwestia działalności amerykańskich przedsiębiorstw na chińskim rynku wywołuje coraz większą falę krytyki, dlatego dyskusje na ten temat podejmą także politycy zasiadający w odpowiednim podkomitecie Izby Reprezentantów i w Kongresie Stanów Zjednoczonych.
Do tej pory Chińczykom trudno było uzyskać dostęp do popularnej wyszukiwarki. Najczęściej próba wejścia na stronę Google kończyła się zerwaniem połączenia po zbyt długim czasie oczekiwania.
Teraz ma się to zmienić. Chińczycy będą mieli dostęp do Google pod adresem Google.cn.
Chińska wersja Google nie będzie jednak wyświetlała wszystkich stron. Te, które zostaną uznane przez rząd za szkodliwe ze względów politycznych albo moralnych zostaną pominięte. Usługi takie jak Gmail i Blogger będą dostępne dopiero wtedy gdy zostaną opracowane mechanizmy ich cenzurowania.
Nic dziwnego, że rynek chiński cieszy się dużym zainteresowaniem. Niedawno wszystkie zagraniczne serwisy informowały o tym, że liczba internautów w państwie środka przekroczyła 111 milionów. To ogromny rynek, dający firmom duże szanse na duże dochody.
Jedyny problem w tym, że wejście na ten rynek wymaga nie tylko "spełniania norm" ale wręcz współpracy z władzą ludową. Zdaniem wielu organizacji, takich jak Reporterzy Bez Granic, ta współpraca idzie coraz dalej i staje się coraz bardziej nieetyczna.
W przypadku Google sprawa wydaje się o tyle przykra, że popularna wyszukiwarka posłuży jako wzmocnienie działających już mechanizmów cenzurujących. Strony uznane przez władze za politycznie niepoprawne nie pojawią się w wynikach wyszukiwania nawet, jeśli pomyślnie ominą rządowe firewalle.
Nie jest to jedyny i najgorszy przejaw współpracy z reżimem. Z rządem w sposób kontrowersyjny współdziała także Microsoft. Organizacja Reporterzy Bez Granic oskarża również firmę Yahoo o udostępnienie władzom chińskim danych, które pozwoliły na zatrzymanie dziennikarza Shi Tao. Spędzi on w więzieniu 10 lat.
Kwestia działalności amerykańskich przedsiębiorstw na chińskim rynku wywołuje coraz większą falę krytyki, dlatego dyskusje na ten temat podejmą także politycy zasiadający w odpowiednim podkomitecie Izby Reprezentantów i w Kongresie Stanów Zjednoczonych.