Microsoft jest już drugą po Yahoo firmą, która aktywnie pomaga chińskim władzom w walce z niewygodnymi dla reżimu blogerami. Krytyka pod adresem firmy z Redmond płynie już nie tylko ze strony organizacji działających na rzecz wolności słowa, ale także od pracowników samego Microsoftu.
Ostatnim, mocno krytykowanym krokiem giganta było usunięcie z serwisu MSN Spaces bloga należącego do Zhao Jinga. Ten dziennikarz pracujący m.in. dla New York Times, znany również pod pseudonimem Michael Anti, odważył się krytykować ostatnie zarządzenia chińskich władz.
Rzecznik firmy z Redmond tłumaczy, że było to konieczne, aby usługi świadczone przez Microsoft w Chinach były zgodne z funkcjonującym w tym kraju prawem. Jednak zdaniem krytyków, działania Microsoftu poszły za daleko.
Daniel Simons z organizacji Article 19 uważa, że należało by spytać m.in. o to, czy rzeczywiście w świetle chińskiego prawa to, co pisał Jing było zabronione. Najprawdopodobniej nikt nie podał konkretnej podstawy prawnej. Po prostu władze poprosiły o zamknięcie bloga, a Microsoft to zrobił.
Simons przypomina też o wydanej przez ONZ deklaracji, która mówi o tym, iż przedsiębiorstwa świadczące usług internetowe powinny dołożyć wszelkich starań, aby wszyscy użytkownicy bez żadnych przeszkód mogli dotrzeć do wszystkich usług w sieci.
Krytyka wyszła również z samego Microsoftu. Robert Scoble, bloger zatrudniony przez firmę z Redmond stwierdził, że istnieje różnica pomiędzy np. automatycznym cenzorem czy wprowadzanymi z góry ograniczeniami, a aktywnym działaniem firmy na rzecz ograniczania wolności słowa.
Generalnie, od pewnego czasu da się zauważyć wzmożoną krytykę pod adresem różnych amerykańskich firm. Paradoksalnie większość mechanizmów i narzędzi służących do ograniczania wolności słowa pochodzi z krajów UE i USA, które to same ostro krytykują działania chińskich władz.
Ostatnim, mocno krytykowanym krokiem giganta było usunięcie z serwisu MSN Spaces bloga należącego do Zhao Jinga. Ten dziennikarz pracujący m.in. dla New York Times, znany również pod pseudonimem Michael Anti, odważył się krytykować ostatnie zarządzenia chińskich władz.
Rzecznik firmy z Redmond tłumaczy, że było to konieczne, aby usługi świadczone przez Microsoft w Chinach były zgodne z funkcjonującym w tym kraju prawem. Jednak zdaniem krytyków, działania Microsoftu poszły za daleko.
Daniel Simons z organizacji Article 19 uważa, że należało by spytać m.in. o to, czy rzeczywiście w świetle chińskiego prawa to, co pisał Jing było zabronione. Najprawdopodobniej nikt nie podał konkretnej podstawy prawnej. Po prostu władze poprosiły o zamknięcie bloga, a Microsoft to zrobił.
Simons przypomina też o wydanej przez ONZ deklaracji, która mówi o tym, iż przedsiębiorstwa świadczące usług internetowe powinny dołożyć wszelkich starań, aby wszyscy użytkownicy bez żadnych przeszkód mogli dotrzeć do wszystkich usług w sieci.
Krytyka wyszła również z samego Microsoftu. Robert Scoble, bloger zatrudniony przez firmę z Redmond stwierdził, że istnieje różnica pomiędzy np. automatycznym cenzorem czy wprowadzanymi z góry ograniczeniami, a aktywnym działaniem firmy na rzecz ograniczania wolności słowa.
Generalnie, od pewnego czasu da się zauważyć wzmożoną krytykę pod adresem różnych amerykańskich firm. Paradoksalnie większość mechanizmów i narzędzi służących do ograniczania wolności słowa pochodzi z krajów UE i USA, które to same ostro krytykują działania chińskich władz.