Google ma się dobrze, jak mało która firma, dlatego w walce o najlepszych specjalistów nie przebiera w środkach. Zaczyna to denerwować konkurencję, która jest zdania, że kalifornijska firma bezczelnie podkupuje specjalistów i zawyża ich oczekiwania płacowe.
Szaleństwo rekrutacji ruszyło w Google po debiucie giełdowym w sierpniu. Wtedy firma dysponowała personelem złożonym z 2,6 tys. osób. Teraz personel firmy liczy 3,5 tysiąca osób, a wśród nich znajdują się istni pionierzy internetu, tacy jak Vint Cerf.
Alan Eustace, wiceprezes działu inżynierii w Google, jest zdania, że jeden dobry inżynier wart jest 300 innych pracowników. Google nie ustaje jednak w walce również o tych młodych, zachęcając ich do udziału w programach rekrutacyjnych i na różne inne sposoby.
W dolinie krzemowej przy drodze ustawiane są billboardy z zadaniami matematycznymi. Ci, którzy zgłoszą się do Google z rozwiązaniem, mogą liczyć na udział w trwającym wiele tygodni programie przyjęć.
Ta agresywna rekrutacja sprawia, że Google ma na pieńku z innymi gigantami rynku IT. Yahoo jest zdania, że Google w walce o pracowników szafuje swoimi akcjami na wszystkie strony, często podwajając ich liczbę. Propozycje dla najlepszych idą w miliony dolarów. Trudno więc stworzyć ofertę konkurencyjną.
Kością niezgody pomiędzy Google a Microsoftem stał się były dyrektor firmy z Redmond - Kai Fu-Lee, który zaledwie dzień po odejściu z Microsoftu, trafił do Google. Od tej pory obie firmy z różnych powodów ciągają się po sądach. Dla Steve'a Ballmera, CEO Microsoftu, spór ten stał się nawet inspiracją do ciekawego "wystąpienia".
Google zatrudnia też polskim rynku. W zeszłym tygodniu serwis "Media Marketing Polska" napisał, że do polskiego biura Google ma przejść wkrótce Adam Kwaśniewski, dyrektor zarządzający sieci Ad.Net, brokera reklamy internetowej.
Polscy studenci są natomiast doceniani w konkursach i na szkoleniach prowadzonych przez kalifornijską firmę. Organizowane są także spotkania dla studentów mające zachęcić do odbycia praktyk w Google.
Więcej na temat rekrutacji Google znajdziecie w Gazecie Wyborczej, w artykule "Google łowią na potęgę".
Szaleństwo rekrutacji ruszyło w Google po debiucie giełdowym w sierpniu. Wtedy firma dysponowała personelem złożonym z 2,6 tys. osób. Teraz personel firmy liczy 3,5 tysiąca osób, a wśród nich znajdują się istni pionierzy internetu, tacy jak Vint Cerf.
Alan Eustace, wiceprezes działu inżynierii w Google, jest zdania, że jeden dobry inżynier wart jest 300 innych pracowników. Google nie ustaje jednak w walce również o tych młodych, zachęcając ich do udziału w programach rekrutacyjnych i na różne inne sposoby.
W dolinie krzemowej przy drodze ustawiane są billboardy z zadaniami matematycznymi. Ci, którzy zgłoszą się do Google z rozwiązaniem, mogą liczyć na udział w trwającym wiele tygodni programie przyjęć.
Ta agresywna rekrutacja sprawia, że Google ma na pieńku z innymi gigantami rynku IT. Yahoo jest zdania, że Google w walce o pracowników szafuje swoimi akcjami na wszystkie strony, często podwajając ich liczbę. Propozycje dla najlepszych idą w miliony dolarów. Trudno więc stworzyć ofertę konkurencyjną.
Kością niezgody pomiędzy Google a Microsoftem stał się były dyrektor firmy z Redmond - Kai Fu-Lee, który zaledwie dzień po odejściu z Microsoftu, trafił do Google. Od tej pory obie firmy z różnych powodów ciągają się po sądach. Dla Steve'a Ballmera, CEO Microsoftu, spór ten stał się nawet inspiracją do ciekawego "wystąpienia".
Google zatrudnia też polskim rynku. W zeszłym tygodniu serwis "Media Marketing Polska" napisał, że do polskiego biura Google ma przejść wkrótce Adam Kwaśniewski, dyrektor zarządzający sieci Ad.Net, brokera reklamy internetowej.
Polscy studenci są natomiast doceniani w konkursach i na szkoleniach prowadzonych przez kalifornijską firmę. Organizowane są także spotkania dla studentów mające zachęcić do odbycia praktyk w Google.
Więcej na temat rekrutacji Google znajdziecie w Gazecie Wyborczej, w artykule "Google łowią na potęgę".