W środę ruszył w Tunisie Światowy Szczyt Społeczeństwa Informacyjnego ONZ. Na poprzedzającym go spotkaniu, po długich negocjacjach i mimo sprzeciwu wielu krajów, Stany Zjednoczone wygrały batalię o kontrolę nad internetem, donosi BBC.
Pozornie wydaje się, że internet jest niezależną, zdecentralizowaną instytucją, nad którą państwa i rządy nie mają władzy. Jednak każda sieć do sprawnego działania wymaga centrum koordynacyjnego, zauważa Gazeta Wyborcza.
Światowym systemem łączy telefonicznych zarządza Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna (ITU), a internetem administruje prywatna, niekomercyjna organizacja ICANN. Odpowiada ona za zarządzanie systemem nazw domen (DNS).
O ile jednak ITU jest jedną z agend ONZ, to ICANN działa pod nadzorem Departamentu Handlu USA. Amerykański rząd nie tylko może wetować jej decyzje, ale też cofnąć licencję na zarządzanie internetem, która wygasa w marcu następnego roku.
Już w 2003 roku, na poprzednim szczycie w Genewie zaproponowano, by systemem DNS zarządzała zależna od ONZ Rada Internetowa. Trzeba skończyć z amerykańską dominacją nad internetem - dowodzili przedstawiciele właściwie wszystkich poza USA państw.
Stany Zjednoczone przeciwstawiały się takiemu rozwiązaniu argumentując, iż utrudni ono wprowadzanie najnowszych technologii i zagrozi swobodzie wypowiedzi, gdyby niedemokratyczne kraje podjęły próby cenzurowania internetowych zasobów, pisze BBC.
W tym roku, w wyniku negocjacji postanowiono powołać międzynarodowe forum, jednak nie ma ono żadnych uprawnień w dziedzinie nadzoru sieci. Kompromisowe porozumienie umożliwiło realizację ustalonego wcześniej harmonogramu trzydniowego szczytu w Tunisie.
Głównym celem spotkania jest bowiem pomoc krajom trzeciego świata w upowszechnieniu najnowszych zdobyczy technologicznych w dziedzinie internetu. W szczycie bierze udział 10 tysięcy delegatów.
Pozornie wydaje się, że internet jest niezależną, zdecentralizowaną instytucją, nad którą państwa i rządy nie mają władzy. Jednak każda sieć do sprawnego działania wymaga centrum koordynacyjnego, zauważa Gazeta Wyborcza.
Światowym systemem łączy telefonicznych zarządza Międzynarodowa Unia Telekomunikacyjna (ITU), a internetem administruje prywatna, niekomercyjna organizacja ICANN. Odpowiada ona za zarządzanie systemem nazw domen (DNS).
O ile jednak ITU jest jedną z agend ONZ, to ICANN działa pod nadzorem Departamentu Handlu USA. Amerykański rząd nie tylko może wetować jej decyzje, ale też cofnąć licencję na zarządzanie internetem, która wygasa w marcu następnego roku.
Już w 2003 roku, na poprzednim szczycie w Genewie zaproponowano, by systemem DNS zarządzała zależna od ONZ Rada Internetowa. Trzeba skończyć z amerykańską dominacją nad internetem - dowodzili przedstawiciele właściwie wszystkich poza USA państw.
Stany Zjednoczone przeciwstawiały się takiemu rozwiązaniu argumentując, iż utrudni ono wprowadzanie najnowszych technologii i zagrozi swobodzie wypowiedzi, gdyby niedemokratyczne kraje podjęły próby cenzurowania internetowych zasobów, pisze BBC.
W tym roku, w wyniku negocjacji postanowiono powołać międzynarodowe forum, jednak nie ma ono żadnych uprawnień w dziedzinie nadzoru sieci. Kompromisowe porozumienie umożliwiło realizację ustalonego wcześniej harmonogramu trzydniowego szczytu w Tunisie.
Głównym celem spotkania jest bowiem pomoc krajom trzeciego świata w upowszechnieniu najnowszych zdobyczy technologicznych w dziedzinie internetu. W szczycie bierze udział 10 tysięcy delegatów.