Telefony z GPS-em, elektroniczna kontrola wydatków, urządzenia instalowane w samochodach - tego wszystkiego używają amerykańscy rodzice, aby kontrolować swoje dzieci (nawet te, które są już na studiach). Czy to jeszcze troska, czy już wirtualne wścibstwo?
Najczęściej używanym przez rodziców gadżetem jest telefon wyposażony w GPS. Dzięki niemu rodzice wiedzą jakimi ścieżkami chadza ich pociecha i mogą sprawdzić czy np. poszła na lekcje czy wagaruje.
Rodzice stosują także tzw. CarChip, urządzenie wielkości mniej więcej dwóch baterii 9-woltowych, które instalowane jest w samochodzie i służy do zapisu danych dotyczących jazdy. Rodzic może po pewnym czasie odczytać zapis i powiedzieć "O! Widzę że wczoraj o drugiej w nocy jechałeś drogą międzystanową 80 mil na godzinę!"
Pociechę można także wyposażyć w kartę płatniczą, aby można było sprawdzić na co wydawała pieniądze. Niezależnie od tego jakie metody są stosowane, ich zasadność może budzić kontrowersje. Wielu rodziców używa ich nawet do kontrolowania "dzieci" w wieku dorosłym, które właśnie studiują.
Nastolatki najczęściej nienawidzą tych metod i wiedzą w jaki sposób sobie z nimi radzić. Inaczej odnosi się do nich dorosłe potomstwo, które czuje się bezpiecznie wiedząc, że ich rodzice mają na nich oko i np. w razie wypadku mogą szybko wezwać pomoc.
Czy takie zabiegi są konieczne? Christy Buchanan, profesor psychologii, uważa, że monitorowanie dziecka jest generalnie dobrą rzeczą, ale zaznacza także, że pewne nastolatki są bardziej godne zaufania niż inne i trzeba to mieć na uwadze. Dziecko powinno także widzieć, że jego rodzice dbają jedynie o bezpieczeństwo i nie chcą się wtrącać w jego życie.
Zdaniem Kate Kelly, autorki książek o wychowaniu, szpiegowanie dzieci nie służy budowaniu dobrych relacji z dzieckiem. Relacje te powinny być budowane na zaufaniu, a nie na strachu.
Nie ma właściwie wątpliwości co do jednego. Szpiegowskie technologie mogą nas informować o pewnych błędach dziecka, ale przed nimi nie uchronią. O wiele skuteczniejsze w profilaktyce będą częste rozmowy z dzieckiem, o których tak często się dzisiaj zapomina.
Najczęściej używanym przez rodziców gadżetem jest telefon wyposażony w GPS. Dzięki niemu rodzice wiedzą jakimi ścieżkami chadza ich pociecha i mogą sprawdzić czy np. poszła na lekcje czy wagaruje.
Rodzice stosują także tzw. CarChip, urządzenie wielkości mniej więcej dwóch baterii 9-woltowych, które instalowane jest w samochodzie i służy do zapisu danych dotyczących jazdy. Rodzic może po pewnym czasie odczytać zapis i powiedzieć "O! Widzę że wczoraj o drugiej w nocy jechałeś drogą międzystanową 80 mil na godzinę!"
Pociechę można także wyposażyć w kartę płatniczą, aby można było sprawdzić na co wydawała pieniądze. Niezależnie od tego jakie metody są stosowane, ich zasadność może budzić kontrowersje. Wielu rodziców używa ich nawet do kontrolowania "dzieci" w wieku dorosłym, które właśnie studiują.
Nastolatki najczęściej nienawidzą tych metod i wiedzą w jaki sposób sobie z nimi radzić. Inaczej odnosi się do nich dorosłe potomstwo, które czuje się bezpiecznie wiedząc, że ich rodzice mają na nich oko i np. w razie wypadku mogą szybko wezwać pomoc.
Czy takie zabiegi są konieczne? Christy Buchanan, profesor psychologii, uważa, że monitorowanie dziecka jest generalnie dobrą rzeczą, ale zaznacza także, że pewne nastolatki są bardziej godne zaufania niż inne i trzeba to mieć na uwadze. Dziecko powinno także widzieć, że jego rodzice dbają jedynie o bezpieczeństwo i nie chcą się wtrącać w jego życie.
Zdaniem Kate Kelly, autorki książek o wychowaniu, szpiegowanie dzieci nie służy budowaniu dobrych relacji z dzieckiem. Relacje te powinny być budowane na zaufaniu, a nie na strachu.
Nie ma właściwie wątpliwości co do jednego. Szpiegowskie technologie mogą nas informować o pewnych błędach dziecka, ale przed nimi nie uchronią. O wiele skuteczniejsze w profilaktyce będą częste rozmowy z dzieckiem, o których tak często się dzisiaj zapomina.