Wskaźnik piractwa komputerowego w Polsce w roku 2004 był wyższy o 1 punkt procentowy w stosunku do roku 2003, czyli wzrósł z 58 do 59 proc. wynika z raportu IDC. W rankingu najbardziej pirackich krajów europejskich Polskę wyprzedza tylko Grecja ze wskaźnikiem 62 proc.
Raport został przygotowany na zlecenie Business Software Alliance (BSA), organizacji zrzeszającej największych producentów oprogramowania, która aktywnie stara sie zwalczać piractwo, m.in. organizując wspólnie z policją różnych krajów kontrole legalności w firmach.
Wartość nielegalnego oprogramowania w Polsce w 2004 roku wycenia się na 379 mln. USD (301 mln. USD w 2003 r.). W porównaniu do średniej w Unii Europejskiej, dla której wskaźnik wynosi średnio 35 proc. (spadł o 2 punkty), jesteśmy na dosyć wstydliwej pozycji.
Choć można się jeszcze "pocieszać", że na świecie są także państwa, w których wskaźnik piractwa komputerowego przekracza 80 proc. (większość Azji, Afryka, Ameryka Płd.)
Z drugiej strony kradzież własności intelektualnej oznacza nie tylko liczone w dziesiątkach miliardów dolarów straty producentów oprogramowania, ale także mniejsze wpływy podatkowe do budżetów państw, mniej miejsc pracy oraz wolniejszy rozwój technologiczny i ekonomiczny - podkreślają przedstawiciele BSA.
"Gdyby zmniejszyć piractwo choćby o 10 proc., w Polsce przybyłoby 3,2 tys. nowych miejsc pracy w sektorze informatycznym oraz dużo więcej w innych branżach z nim związanych. Dałoby to dodatkowe 130 mln USD" - przekonuje Bartłomiej Witucki, przedstawiciel BSA w Polsce
Co więcej, dla Wituckiego wzrost skali piractwa jest o tyle zaskakujący, że widać wyraźny wzrost gospodarczy. Przedstawiciel BSA uważa, że może to być spowodowane wciąż niską świadomością Polaków, że kradzież wartości intelektualnej to takie samo przestępstwo jak kradzież np. samochodu. Zdaniem Wituckiego współodpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi też mała efektywność wymiaru sprawiedliwości oraz niskie kary za piractwo komputerowe.
Raport został przygotowany na zlecenie Business Software Alliance (BSA), organizacji zrzeszającej największych producentów oprogramowania, która aktywnie stara sie zwalczać piractwo, m.in. organizując wspólnie z policją różnych krajów kontrole legalności w firmach.
Wartość nielegalnego oprogramowania w Polsce w 2004 roku wycenia się na 379 mln. USD (301 mln. USD w 2003 r.). W porównaniu do średniej w Unii Europejskiej, dla której wskaźnik wynosi średnio 35 proc. (spadł o 2 punkty), jesteśmy na dosyć wstydliwej pozycji.
Choć można się jeszcze "pocieszać", że na świecie są także państwa, w których wskaźnik piractwa komputerowego przekracza 80 proc. (większość Azji, Afryka, Ameryka Płd.)
Z drugiej strony kradzież własności intelektualnej oznacza nie tylko liczone w dziesiątkach miliardów dolarów straty producentów oprogramowania, ale także mniejsze wpływy podatkowe do budżetów państw, mniej miejsc pracy oraz wolniejszy rozwój technologiczny i ekonomiczny - podkreślają przedstawiciele BSA.
"Gdyby zmniejszyć piractwo choćby o 10 proc., w Polsce przybyłoby 3,2 tys. nowych miejsc pracy w sektorze informatycznym oraz dużo więcej w innych branżach z nim związanych. Dałoby to dodatkowe 130 mln USD" - przekonuje Bartłomiej Witucki, przedstawiciel BSA w Polsce
Co więcej, dla Wituckiego wzrost skali piractwa jest o tyle zaskakujący, że widać wyraźny wzrost gospodarczy. Przedstawiciel BSA uważa, że może to być spowodowane wciąż niską świadomością Polaków, że kradzież wartości intelektualnej to takie samo przestępstwo jak kradzież np. samochodu. Zdaniem Wituckiego współodpowiedzialność za taki stan rzeczy ponosi też mała efektywność wymiaru sprawiedliwości oraz niskie kary za piractwo komputerowe.