Firmy zrobią wiele, aby zachęcić użytkownika do korzystania akurat z ich produktu. Widać to na przykładzie Google, które stworzyło wyszukiwarkę lokalną i w ramach dodatku połączyło funkcję wyszukiwania z mapą. Jak komuś mało, to zamiast mapy miasta, może zobaczyć jego zdjęcie satelitarne. Na tyle dokładne, że można by zobaczyć reklamę na dachu budynku.
Użytkownik wchodzi w serwis wyszukiwania lokalnego local.google.com. W ciągu dwóch sekund wpisuje, że interesuje go najbliższa pizzeria w Chicago.
Wyszukiwarka zwraca mu adresy najbliższych pizzerii, wraz z mini mapką, na której są zaznaczone lokale. Jeżeli ktoś ma ochotę, mapkę może powiększyć i wydrukować (operacja powiększenia to kolejne 2 sekundy), a jak i to mu za mało, to ma sposobność zobaczyć rejon z pizzeriami z lotu ptaka, albo raczej z lotu satelity.
Przy największym powiększeniu zdjęcia satelitarnego można dostrzec bez większego problemu pojedyncze samochody, a ktoś z lupą może się dopatrzyć kropeczek, które są dziewczynami opalającymi się na plażach w Los Angeles.
Co to wszystko ma wspólnego z malowaniem dachów? Jeżeli serwis się spopularyzuje (a niby dlaczego miałoby tak nie być, jest bezpłatny i działa bez zarzutu; aktualnie opcja podglądu satelitarnego dotyczy tylko obszaru USA), to firmy, w ramach reklamy własnej, zaczną przywiązywać wagę do tego, co jest na dachach ich siedziby (do tej pory nikogo to nie interesowało, bo niby kto miał, poza kominiarzem, zaglądać na dach).
Najkorzystniej pewnie będzie tam umieścić duże logo firmy, aby ze zdjęcia satelitarnego siedziba była natychmiast rozpoznawana.
Być może wkrótce miasta w USA z lotu ptaka będą wyglądać niczym kolorowe wykładziny podłogowe.
Usługi wyszukiwania lokalnego w połączeniu z dokładną mapą i zdjęciami satelitarnymi, funkcjonalność i szybkość wyszukiwania, najwyraźniej przesądzają o początku końca branżowych spisów firm. Kto będzie korzystał z kilkukilogramowych ksiąg, jeżeli w zasięgu myszki i trzech kliknięć znajdują się narzędzia w rodzaju Google Local?
Jeżeli tego typu technologię (zdjęcia satelitarne) udostępnia się za darmo, to spore pieniądze muszą stać za rynkiem lokalnej reklamy w wyszukiwarkach. Także na rynku polskim widać już jakieś ruchy na tym polu (WP i NetSprint). A czym musi dysponować wojsko amerykańskie, jeżeli każdy cywil ma dostęp do takich zdjęć satelitarnych? Czas przestać się czuć anonimowo i przez nikogo niezauważonym w swoim ogródku.
Użytkownik wchodzi w serwis wyszukiwania lokalnego local.google.com. W ciągu dwóch sekund wpisuje, że interesuje go najbliższa pizzeria w Chicago.
Wyszukiwarka zwraca mu adresy najbliższych pizzerii, wraz z mini mapką, na której są zaznaczone lokale. Jeżeli ktoś ma ochotę, mapkę może powiększyć i wydrukować (operacja powiększenia to kolejne 2 sekundy), a jak i to mu za mało, to ma sposobność zobaczyć rejon z pizzeriami z lotu ptaka, albo raczej z lotu satelity.
Przy największym powiększeniu zdjęcia satelitarnego można dostrzec bez większego problemu pojedyncze samochody, a ktoś z lupą może się dopatrzyć kropeczek, które są dziewczynami opalającymi się na plażach w Los Angeles.
Co to wszystko ma wspólnego z malowaniem dachów? Jeżeli serwis się spopularyzuje (a niby dlaczego miałoby tak nie być, jest bezpłatny i działa bez zarzutu; aktualnie opcja podglądu satelitarnego dotyczy tylko obszaru USA), to firmy, w ramach reklamy własnej, zaczną przywiązywać wagę do tego, co jest na dachach ich siedziby (do tej pory nikogo to nie interesowało, bo niby kto miał, poza kominiarzem, zaglądać na dach).
Najkorzystniej pewnie będzie tam umieścić duże logo firmy, aby ze zdjęcia satelitarnego siedziba była natychmiast rozpoznawana.
Być może wkrótce miasta w USA z lotu ptaka będą wyglądać niczym kolorowe wykładziny podłogowe.
Usługi wyszukiwania lokalnego w połączeniu z dokładną mapą i zdjęciami satelitarnymi, funkcjonalność i szybkość wyszukiwania, najwyraźniej przesądzają o początku końca branżowych spisów firm. Kto będzie korzystał z kilkukilogramowych ksiąg, jeżeli w zasięgu myszki i trzech kliknięć znajdują się narzędzia w rodzaju Google Local?
Jeżeli tego typu technologię (zdjęcia satelitarne) udostępnia się za darmo, to spore pieniądze muszą stać za rynkiem lokalnej reklamy w wyszukiwarkach. Także na rynku polskim widać już jakieś ruchy na tym polu (WP i NetSprint). A czym musi dysponować wojsko amerykańskie, jeżeli każdy cywil ma dostęp do takich zdjęć satelitarnych? Czas przestać się czuć anonimowo i przez nikogo niezauważonym w swoim ogródku.