Polska przygotowuje się do wprowadzenia na szerszą skalę elektronicznych usług administracji publicznej. Jeśli jednak nie zostaną ujednolicone standardy dotyczące e-dokumentu czy e-podpisu, grozi nam chaos, ostrzega "Rzeczpospolita".
W Polsce działają cztery firmy oferujące tzw. bezpieczne podpisy elektroniczne. Teoretycznie każdy z nich powinien być uznawany. Niestety, tak nie jest.
ZUS, z którym pracodawcy zatrudniający więcej niż 5 pracowników muszą rozliczać się elektronicznie, wymaga zastosowania swojego certyfikatu. Jest rozdawany za darmo, ale tak naprawdę płacą przecież za niego podatnicy, zauważa "Rz".
Po protestach wprowadzono do ustawy o informatyzacji zapis nakazujący honorowanie bezpiecznego e-podpisu. Wejdzie on jednak w życie dopiero po 27 miesiącach od ogłoszenia tej ustawy.
Co ciekawe, Ministerstwo Finansów przygotowuje nowelizację ordynacji podatkowej. Projekt zakłada wprowadzenie odrębnego podpisu elektronicznego, czyli trzeba będzie posługiwać się różnymi podpisami przy różnych czynnościach...
Tymczasem idea e-podpisu jest zaś taka, aby to użytkownik wybierał sobie dostawcę certyfikatu, a ten powinien być honorowany wszędzie tam, gdzie dopuszczono możliwość składania e-dokumentów.
"Rzeczpospolita" obawia się ponadto, iż każdy resort będzie wyznaczał osobno warunki techniczne e-dokumentów i ich obiegu, co oczywiście doprowadzi do kolejnego galimatiasu i mnóstwa standardów. Taka sytuacja nie wpłynie też pozytywnie na podejście Polaków do załatwiania spraw przez Internet.
Najpierw trzeba ujednolicić prawo, które w obecnej postaci tylko wprowadza zamęt w postrzeganiu dokumentu elektronicznego, a dopiero potem brać się za wprowadzanie e-administracji na szeroką skalę, konkluduje "Rz".
W Polsce działają cztery firmy oferujące tzw. bezpieczne podpisy elektroniczne. Teoretycznie każdy z nich powinien być uznawany. Niestety, tak nie jest.
ZUS, z którym pracodawcy zatrudniający więcej niż 5 pracowników muszą rozliczać się elektronicznie, wymaga zastosowania swojego certyfikatu. Jest rozdawany za darmo, ale tak naprawdę płacą przecież za niego podatnicy, zauważa "Rz".
Po protestach wprowadzono do ustawy o informatyzacji zapis nakazujący honorowanie bezpiecznego e-podpisu. Wejdzie on jednak w życie dopiero po 27 miesiącach od ogłoszenia tej ustawy.
Co ciekawe, Ministerstwo Finansów przygotowuje nowelizację ordynacji podatkowej. Projekt zakłada wprowadzenie odrębnego podpisu elektronicznego, czyli trzeba będzie posługiwać się różnymi podpisami przy różnych czynnościach...
Tymczasem idea e-podpisu jest zaś taka, aby to użytkownik wybierał sobie dostawcę certyfikatu, a ten powinien być honorowany wszędzie tam, gdzie dopuszczono możliwość składania e-dokumentów.
"Rzeczpospolita" obawia się ponadto, iż każdy resort będzie wyznaczał osobno warunki techniczne e-dokumentów i ich obiegu, co oczywiście doprowadzi do kolejnego galimatiasu i mnóstwa standardów. Taka sytuacja nie wpłynie też pozytywnie na podejście Polaków do załatwiania spraw przez Internet.
Najpierw trzeba ujednolicić prawo, które w obecnej postaci tylko wprowadza zamęt w postrzeganiu dokumentu elektronicznego, a dopiero potem brać się za wprowadzanie e-administracji na szeroką skalę, konkluduje "Rz".