Nauczyciele i dyrektorzy niektórych stołecznych szkół czyhają na swoich uczniów nawet w Internecie. Czytają ich blogi i na podstawie zdobytych w ten sposób informacji wyciągają poważne konsekwencje.
"Wychowawczyni wydrukowała fragment mojego bloga, wezwała rodziców, no i było spięcie. Chodziło o picie alkoholu. Na nic zdały się tłumaczenia, że to zmyślone historie" - opowiada Małgorzata, uczennica gimnazjum na Ursynowie.
"Nauczyciele sobie nie radzą" - uważa psycholog Janusz Czapiński. "Choć nie mają czasu, by odkręcić zwichrowaną psychikę uczniów, czują się za nich odpowiedzialni. A najprościej jest zastosować chwyty administracyjne, jak permanentna kontrola kieszeni, toreb i miejsc, gdzie uczniowie mogą się szczerze wypowiadać, czyli czatów lub blogów" - tłumaczy Czapiński.
Inaczej kontrolę uczniowskich pamiętników traktuje kuratorium. "To są informacje publiczne. Jeśli uczeń komunikuje całemu światu, że robił coś złego lub grozi nauczycielowi, nie można tego zostawić" - przekonuje Marzenna Szczepańska, zastępca dyrektora wydziału ds. szkół podstawowych i gimnazjów w mazowieckim kuratorium.
Nie wszyscy pochwalają tego typu metody. "Jedna rzecz czytać, inna pociągać do odpowiedzialności" - mówi Kamil Kaczanowski, nauczyciel z liceum.
"Wyciąganie konsekwencji to raczej policyjne myślenie, raczej nie fair" - twierdzi Mieczysław Grabianowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Zaraz jednak dodaje, że każdy bierze odpowiedzialność za swoje wypowiedzi i postępowanie.
"Nie widzę powodu, dla którego za obrażanie nauczycieli nie można ukarać autorów takich obelg. Czy są zapisane na kartce, czy na murze na osiedlu, nie ma różnicy. Jeśli chodzi o tak ogólnodostępne medium, jakim jest Internet, konsekwencje powinny być poważniejsze" - podkreśla.
"Wychowawczyni wydrukowała fragment mojego bloga, wezwała rodziców, no i było spięcie. Chodziło o picie alkoholu. Na nic zdały się tłumaczenia, że to zmyślone historie" - opowiada Małgorzata, uczennica gimnazjum na Ursynowie.
"Nauczyciele sobie nie radzą" - uważa psycholog Janusz Czapiński. "Choć nie mają czasu, by odkręcić zwichrowaną psychikę uczniów, czują się za nich odpowiedzialni. A najprościej jest zastosować chwyty administracyjne, jak permanentna kontrola kieszeni, toreb i miejsc, gdzie uczniowie mogą się szczerze wypowiadać, czyli czatów lub blogów" - tłumaczy Czapiński.
Inaczej kontrolę uczniowskich pamiętników traktuje kuratorium. "To są informacje publiczne. Jeśli uczeń komunikuje całemu światu, że robił coś złego lub grozi nauczycielowi, nie można tego zostawić" - przekonuje Marzenna Szczepańska, zastępca dyrektora wydziału ds. szkół podstawowych i gimnazjów w mazowieckim kuratorium.
Nie wszyscy pochwalają tego typu metody. "Jedna rzecz czytać, inna pociągać do odpowiedzialności" - mówi Kamil Kaczanowski, nauczyciel z liceum.
"Wyciąganie konsekwencji to raczej policyjne myślenie, raczej nie fair" - twierdzi Mieczysław Grabianowski, rzecznik prasowy Ministerstwa Edukacji Narodowej i Sportu. Zaraz jednak dodaje, że każdy bierze odpowiedzialność za swoje wypowiedzi i postępowanie.
"Nie widzę powodu, dla którego za obrażanie nauczycieli nie można ukarać autorów takich obelg. Czy są zapisane na kartce, czy na murze na osiedlu, nie ma różnicy. Jeśli chodzi o tak ogólnodostępne medium, jakim jest Internet, konsekwencje powinny być poważniejsze" - podkreśla.