Jeśli jesteś tylko zwykłym użytkownikiem Internetu, bez wiedzy na temat ukrywania swojej obecności w Sieci lepiej nie krytykuj swoich przełożonych. Możesz za to wylecieć z pracy, o czym przekonał się jeden z pracowników bydgoskiego urzędu. Na lokalnym forum Gazety Wyborczej krytykował prezydenta Bydgoszczy. Po pewnym czasie namierzył go ratuszowy informatyk.
Nie zwolniono go jednak za samą krytykę, tylko za to, że surfował po sieci w godzinach pracy - zastrzega Jan Stranz, sekretarz Urzędu Miasta.
Urzędnik w godzinach pracy dyskutował o lokalnej polityce na bydgoskim forum "Gazety Wyborczej" - pisze "GW". Często zmieniał nicki, pod którymi obrzucał inwektywami szefa kujawsko-pomorskiego PiS oraz prezydenta Bydgoszczy Konstantego Dombrowicza.
Antyprezydenckie komentarze przez całą wiosnę odpierał internauta posługujący się nickiem "ivica". Jak ustalili dziennikarze "Wyborczej", "ivica" jest zatrudniony w ratuszu jako informatyk i to właśnie on zauważył, że krytyczne wobec prezydenta wpisy opatrzone są numerem identyfikacyjnym jednego z urzędniczych komputerów.
Zapisy na dysku urzędnika były wystarczającym dowodem na jego "nieposłuszeństwo" i oddawanie się w trakcie pracy surfowaniu po Sieci. - Informatyk powiedział mi, że mam wirusa w komputerze i wziął twardy dysk, a następnego dnia zostałem wyrzucony - piekli się były urzędnik.
Nie zwolniono go jednak za samą krytykę, tylko za to, że surfował po sieci w godzinach pracy - zastrzega Jan Stranz, sekretarz Urzędu Miasta.
Urzędnik w godzinach pracy dyskutował o lokalnej polityce na bydgoskim forum "Gazety Wyborczej" - pisze "GW". Często zmieniał nicki, pod którymi obrzucał inwektywami szefa kujawsko-pomorskiego PiS oraz prezydenta Bydgoszczy Konstantego Dombrowicza.
Antyprezydenckie komentarze przez całą wiosnę odpierał internauta posługujący się nickiem "ivica". Jak ustalili dziennikarze "Wyborczej", "ivica" jest zatrudniony w ratuszu jako informatyk i to właśnie on zauważył, że krytyczne wobec prezydenta wpisy opatrzone są numerem identyfikacyjnym jednego z urzędniczych komputerów.
Zapisy na dysku urzędnika były wystarczającym dowodem na jego "nieposłuszeństwo" i oddawanie się w trakcie pracy surfowaniu po Sieci. - Informatyk powiedział mi, że mam wirusa w komputerze i wziął twardy dysk, a następnego dnia zostałem wyrzucony - piekli się były urzędnik.