Nick:caro Dodano:2003-09-03 09:33:07 Wpis:Simi i Maxiu nie usuwajcie tego wpisu proshe

chodzi mi tylko o jedną drobną rzecz, jeśli już ktoś miałby prawo do wypowiadania się na temat zajść sobotnich to tylko osoby bezpośrednio z nimi związane, więc nie rozumiem dlaczego zrobił się taki szum i zaczęło bez sensu obrażanie się na innych i obrażanie innych. Po co się wtrącać w nieswoje sprawy? Niech to załatwią osoby zainteresowane a nie osoby trzecie będą się wypowiadać na tematy, o których tak naprawdę nie mają pojęcia bo nie było ich przy tym. Chodzi mi tylko o to żeby nie wywlekać sobie brudów nawzajem na zewnątrz tylko po to żeby postawic daną osobę w złym świetle. Zastanówcie się nad tym są takie urządzenia jak gg albo telefony...
To by było na tyle , pozdro 4 @LL i dla Właścicieli jeśli zostawią ten wpis
Nick:gen__24 Dodano:2003-09-03 00:49:28 Wpis:Dzięki Simi
Nick:Simi_81 Dodano:2003-09-02 23:06:08 Wpis:Ludzie to wiedzą jak grać na nerwach innym Gen nie usunę tego tylko dlatego, że docenię twoją pracę LOL Powodzenia w wojsku
Nick:gen__24 Dodano:2003-09-02 22:58:43 Wpis:PONIŻEJ OPIS WOODCTKOCKU W ŻARACH 2003
Nick:gen__24 Dodano:2003-09-02 22:57:04 Wpis:Wszystko zaczęło się bardzo nerwowo - sprawdzałem w internecie godziny odjazdów pociągu i ceny, byłem pewnien, że jadę. Zadzwoniłem jednak na wrazie jakby coś tam ... dowiedzieć , sie o ceny biletów i.. ceny z 17,50 skoczyły do 45 zyli. Znaczy to tyle, że nie jadę. Zadzwoniłem do Piotra - przyjaciela z którym to miałem jechać i mówię mu o co chodzi. Umówiliśmy się, ża spotkamy się i tak na stacji Łodź-Kaliska, popijemy i ja :siu-siu-paciorek i spać, a on do Żar (a nie jak sporo osób odmienia Żarów). Siedzę na umówionym przystanku jak k. pod latarnią czekając jak łaskawie sie pojawi; spóźnił się 45 minut, ja zrezygnowany, że nawet popijawy nie bedzie byłem już na przystanku - kierunek dom. Wysiada z przeciwka i pruje się "Boras - sorry". Wybaczam sukinkotowi, bo sam ne lepszy czasem jestem. Siadamy na ławeczce, on ma 1 piwko, a potem mamy iść do pubu - Dekompresja, znanego głównie z tego że jest fajnie, ale jak jest koncert to się buji czasem wystarczająco żeby nie pójść. Powiedziałem mu żeby najpierw kupił ten głupi bilet. I tu szok - bi;lety są po 17,50. Tak on się dowiedział. Podchodzę do informacji i mówię "ja w tej samej sprawie co kolega ..." - odpowiedź TAK. Krótki wzrok na siebie i jednocześnie "Jedziemy !!".
Oczywiście najpierw ja do domu po manatki i kasę, a on też po kasę, ze mnie się nie sypało za mocno. Wychodząc s Łodzi-Kaliskiej (z której to będę do woja odjeżdżał we wrześniu) śpiewaliśmy optymistyczne piosenki w stylu "Idzie mój Pan, idzie mój Pan, on teraz biegnie by spotkać mnie" ((&*@?#@!)). Śmiałem się, że jakbym nie pojechal to byłbym największym "luzerem" na świecie. Po drodze jeszcze pomagałem jakiejś za nadto eksponującej piersi cizi wyjąć wózek z urządzenia jakim jest tramwaj.
Wpadam do domu, mówie, że jadę i oczywiście nikt mi nie wierzy. Oczywiście "średnio" mnie to obchodzi i się pakuję. Jak uwierzyli to siorka mi zrobiła nawet kanapki na drogę. Jako że byłem gotowy do wyjazdy pod względem plecaka, szczoteczki do zebów to tylko w rezultacie zapomniałem mydła, ale spox. Wziąłem ze sobą nawet taki medalik który kiedyś tam dostałem od jakiegoś księdza jak piłem piwko w parku.
i znów na Kaliską tym razem nocnym z przesiadką w dodatku. Po do nocnego słyszałem z jakieś krzyki, potem pytałem jakichś żulków o godzinę - nadaremnie. Jeden z nich właśnie oberwał i miał całą łapę zakrwawioną, myślę, że jakimś nożem bo ciekło jak cholera z niego. Wysiadam z pierwszego nocnego idę do drugiego bonusowy kilometr. Tam chwilę postałem i oto Piotr akurat wysiada - tyż ma przesiadkę. A akurat przystanek jest koło ogródka należącego do mojego ulubionego pupu - Stereo Krogs (tam się za koncerty nie płaci). No to piwko !! i w drogę. Na Łodzi kaliskiej byliśmy o jakiejś 1.20, a pociąg odchodził o 2.04. Kupiliśmy bilet, niestety, znów zmiana ceny - 45 zyli, ale już to nie było takie ważne. Poszliśmy przed wejście na dworzec na schodki na... piwko. Już wcześniej mówiłem do Piotra że na dworcu siedzi taki jełopek z którym raz miałem na pieńku - typowy kretyn - wyłudzacz, skory do bójki. Oczywiście do nas doszli (a był z dwoma innymi czubkami), więc piwka nie skończyliśmy, a także parę fajek poszło. Sraliśmy po majtach, ale nie pokazaliśmy tego, poza tym utrzymywaliśmy jako taki kontakt ze sobą. O tym wydarzeniu można by sporo pisać, ale po co to robić. Dla mnie najgorszy był moment jak jeden z nich rozbił butelkę i w łapie została mu ostra szyjka ... . Pomyślałem tylko czy dojade do tych Żar, czy jednak będę luzerem . Spox, w końcu dali nam odejść, ale przeprawa z nimi trwała jakieś pół godziny. Na peronie szybko do nas doszedł jakiś gość z dwoma nastolatkami. Widzieliśmy naszych "bohaterów", ale teraz w piątke było pewnie, oni zresztą też mieli z nimi przeprawę. Dziewczyny jechały na gapę do Żar, gość wysiadalł wcześniej. Zrobiło sie miło, nerwy odeszły, pociąg podjechał - wsiadamy. Choć nie było tłoku to jednak wolnych miejsc też nie. Manatki poszły do łazienki która i tak nie miała prawa działać (kibelek był oddzielnie). Fajki, piwko, hałasujący pociąg i rozmowy, coraz fajniejsze. Do czasu oczywiście,. potem czyli koło 4.30 praktycznie zostałem sam. Piotr agent uwalił się na naszych rzeczach, nawet nie było jak ch podskubać. W Ostrowcu Wielkopolskim nieco się poczekało. Mnie spodobało się podczas jazdy rozpuszczanie włosów i wystawianie łba przez okno. Ciemno, mało widać pociąg pędzi to co robi ktoś tam w pociągu nie ma absolutnie znaczenia dla nikogo, ale mnie było bardzo dobrze. Raz na jakiś czas ktoś wychodził zapalić, to oczywiście się i pogadało, dziewczyny poszły gdzieś tam (uciekały od kontrolerki - swoją drogą fajna babka - ale i tak im się nie udało). Jakiś gość mine pytał czy nie mam do sprzedania jakiejś działeczki, inny chodził z koszulką z durnym napisem "Polak nie kaktus - musi pić". Już tknęło mnie patrząc za okno - masa totalnie nieoryginalnych ogródków, przewijały sie jak kolejne papierosy z tą tylko różnicą, że nie dało się ich spalić. Było po prostu wszystkie takie same, nudne i ordażające tak jak Piotr śpiący z wywalonymi girami przez które musiała z westchnięciem przechodzić jakaś słodka-idiotka. Ale była też cała masa na prawdę pięknych budynków, więc pożałowałem, że nie ma ze soba aparatu. Dojechaliśmy do Poznania (nie ma jak pyry). Wysiadamy i pierwsze co zobaczyliśmy to supermarket, żarcie udające restaurację i dużo ludzi. Oczywiście pierwsza myśl - idziemy stąd znaleźć jakieś przyjemniejsze miejsce. Usiedliśmy w gródku, ponieważ mieli swojego plastykowego kucharza, wstazująego ewidentnie na ten ogródek. To był błąd. Piotr zakumił żurek, który smakował jak kapuśniak, kawa była przeciętna. Miejsce niby fajne - odwalone w drewnie, ale jakoś przebajerzone. Zmęczenie oraz krzyczący prosty chłopek roztropek z sąsiedniego stolika, zmusił na do głupich rozmów. MIałem ze sobą gotowane jajka, plan był taki, że właśnie takim obranym ugotowanem na twardo jajkiem mieliśmy do rąbnąć w czoło. Śmieszne by to było, ale odwagi nie starczyło. Barmanka, była baaardzo dziwna. Po prostu jej sie nie chciało robić (w Łodzi by już pewnie wyleciała). Wracamy na stację, zaczyna mnie osrto dorywać zmęczenie. Nie pamiętam która była godzina, ale rano, może koło ósmej, może nie ... . Wsiadamy do pociągu, umiarkowany tłok, ale git. Wychodząc z ogródka powiedziałem, żebyśmy kupili piwko na drogę, Piotr stwierdził, że może nie heh, mój pomysł okazał się lepszy. Praktycznie większość osób jechała do Żar, większosć też miała ze sobą jakieś piwko. Na wstępie wpadła brygada i obszukali Piotra (nie spodobał im się). Na pytanie, w jakim celu - odpowiedź - profilaktycznie. W sumie to spoko, to było zabawne (to oczywiście moja nader subiektywna ocena). Jedziemy, ja przysypiam, nie ma piwa, papierosy idą jeden za drugim. Jakaś tam mała integracja, ale zmęczenie wygrywało, nic się nie chciało robić. Staliśmy/siedzieliśmy koło drzwi. Była tam taka dziewczyna - hmm srtasznie gadajna. Na pozór ok (ale pozory mylą), po 5min - nie zachwycała, 10min - miało się Jej dośc, po 30min miałem ochote Ją udusić. A przed nami jeszcze parę godzin jazdy. Kontrola biletów - postanowiłem że coś odwalę. Bilety mieliśmy w takich kopertach. Ja wyjąłem obiekt zainteresowania kontrolera i włożyłem 50 złotych, kopertę zgiąłem na pól i mu podałem. A miał gały, jakby wplątał mu się nietoperz we włosy. Chyba miał ochote na kaskę, ale spowolnionym głosem (który i tak brzmiał jak w chip%dale) wydusił z siebie :nie biore łapówek. Oki nie bierzesz to nie, pokazałem mu bilet, poszedł dalej krokiem jakby chciał zaraz wrócić. Ale nie wrócił. Otworzyliśmy wrota pociągowe, żeby popatrzeć co na zewnątrz. Oczywiście raz na jakiś czas ktoś tam nas upominał, a na stacjach bezczelnie zamykano nam to okno na świat. Widok był wyrąbisty - wciągało jak woda (głównie były laski, pola i inne zachwycające dary natury). Ktoś do nas podszedł, spytał o papieroska, my na to nie, i kontrpytanie - nie masz może piwa do sprzedania ?. MIAŁ !!. Przyniusł 4 za 10 zyli, tośmy mu dali pare papierosków. Ble ble ble, zaraz tą kretynkę uduszĘ. Jak powiedziała, że czegoś tam się nauczyła (w rozmowie - jakim trzeba być) na jakiejś półgodzinnej lekcji z asertywności to już ręce mi opadły. Przystanek w Zielonej Górze (skądinąd znanej nieco i lubianej przez ze mnie. Piwa nie było, ale postój trwał 15 min, więc do sklepu. Każdy oczywiście miał taki sam pomysł. Wrociliśmy do pociągu z alkiem. Dziewczyny i Jej dwóch baranków nie ma, pociąg ruszył, ja zacieram rączki. Został tylko jeden gość nadwyraz pasujący do Jej matriarchatu, ale w sumie był ok. Jakiś gość sie narąbał, bym super ! Chodził, cały czas chodził, trwało to może 40 minut, na stacjach wychodził przez jedne drzwi i wsiadał innymi, zawsze zdąrzał, ja gadałem z naziolem siedząc przy otwartych drzwiach. Piany gość w końcu się położył niedaleko nas, spał jak suseł do samych Żar. No, wtedy to juz mi się pokręciło w głowie. W końcy legendarne (a to dlatego, że jak się gdzieś jedzie 11 godzin, to stwarza się legendę o tym miejscu, nawet jeśli sie go nie zna) Żary witają. Obudziłem susła, pomogłem barankowi wytachać manatki 4 osób, bydło zaczyna opróżniać pociąg i przestaje być bydłem. Tu się okazało, że dziewczyna z tymi 2 kolesiami zdążyli na pociąg - wskakiwali, i potem już zostali tam gdzie byli. Podziękowali nam,a ja Bogu, że nie przyszli do nas.
Idziemy na klepisko, znużenie, sennośc, promile, słońce, masakra. Raz tylko na jakiś czas krzyczeliśmy do prowadzących nas tzw Pokojowych PaTROLI (to oczywiście żart byli w porządku), a dokładnie do dziewczyn - Hej dżunie !!. Doszliśmy, ja padam, chyba nigdy nie byłem tak zmęczony poza domem, więc musiałem jakoś chodzić. Katusze, męki, grawitacja oooo ... . Nie spałem juz jakoś 30 godzin. Wpadłem na pomysl, żeby dołączyć do kogoś, żeby była baza, zanim spotkamy się z Martyną, Justyną i Michałem, W końcu nie wyszło, głonie dzięki przyjacielowi, ale to już całkiem inna i mało ważna sprawa. Pole jest ogromne. Poszliśmy po piwko, ja chciałem jeszcze zadzwonić nach house, żeby powiedzieć, że dotarłem - nie wyszło. Wiedziałem jedno, trzeba się przespać. Wszędzie słońce nie ma gdzie się schować. Poszliśmy w stronę do miasta, uwaliliśmy się pod drzewem. Po chwili zjawiła się policyjna suka, taka duża. Postali 5min, otworzyli drzwi rozłożyli stoliczek i zaczeli łupać w karty. Spytaliśmy jak się pracuje w taki dzień - oni, że pilnować nas (w ogólnym znaczeniu, nie tylo nas - przynajmniej mam nadzieję) to przyjemność. Zjedłem coś, zasnąłem (...). Obudziliśmy się, policaje jeszcze stały. Tu spotkało mnie coś dziwnego. Widziałem już wcześniej - niedaleko siedziała jakaś parka, jaeszcze zanim poszedłem spać. Jak się obudziłem ona płakała. Dziwność polegała na tym, że mnie się to śniło z pół, może rok temu. Po prostu przecuwałem, że ona bedzie płakać, a w tym właśnie momencie wiedziałem, że dojdzie do niej 2 policjantów, że ona powie, że to przez faceta i takie tam. Potem w kilku przypadkach faktycznie też tak miałem, nie będe się rozpisywał o tym, bo to przecie tylko moja sprawa. Policjanci stwierdzili - oj chłopaki widzę, że się coś nie bawicie, my oczywiście zaprzeczaliśmy. Byli ok, bezstresowi, co w Łodzi się baaardzo żadko zdarza. Kompan poszedł do miasta, po żarełko i coś do picia. Wrócił, policaje odjechały, a my chodu posłuchać co tam gra. Po drodze załapałem sie na szambiarkę, polewali wodą z takim śmiesznie pachnącym płynem. Doszliśmy. Wszystko wyglądało zabąbiście : ogromne miejsce, ładne kobiety, muza, i atmosfera która wręcz nakazywała POZNAWAĆ. Jakieś irlandzkie rytmy - po prostu nie mogłem norlalnie chodzić, cały czas skakałem jak bym tańczył w jakichś trepach. Był też jakiś czeski zespól, grał fajnie. Dowiedzieliśmy się że rzeczy można oddać do depozytu, dycha za 2 plecaki na 24 godziny, a my wolni. Muza, muza, muza. Potem mi się przypomniało, że miałem zadzwonić do domciu, tak też zrobiłem, Piotrowi sięprzypomniało, że jesteśmy umówieni z paczką (która od jakiegoś czasu jeżdziła po Polsce stopami, zarabiając śpiewaniem i graniem). Był problem z Justyną, że tak powiem znalazła sobie inną nader mało wybitną rozrywkę. Spotkaliśmy się pod bramą Kryszny - jedynego żywego Boga ;-) . Sekta to sekta, ale ten klan był spoko, nie zaczepiali, nie namawiali, po prostu jak ktoś się sam zainteresował, to to była jego sprawa. Na Justynę trzeba było długo poczekać. Jakieś piwko, trochę żarcia brakowało. Jacyś kolesie rozmontowali śmietnik i zaczęli samą tą podstawą z kółkami jedździć. Przechodziłem kołu takiego kontenerka - siedzieli w nim punkowie i ślimaczymi ruchami wyciągali coś z niego i rzucali niby to w siebie. Piotra który ma taką sporą odstająca od niego czuprynę (też ma długie włosy) nazwali król Lew :) Grał taki zespół - Raw - był super, najlepszy na tym całym uroczym bajzlu. Po prostu kupa świetnej muzyki, wyśmienite solówki ... gitakra. Zrobiło się późno (tzn dla nas) trzeba było znaleźć przytulne miejsce. Było takie po lewej stronie od scenu, tam też i daliśmy swoje manatki do przechowalni. Piotra plecak znalazł sie od ręki, ja czekałem około godziny. W tym też czasie grał Vader, hehe przegapiłem go niestety. Niby słyszałem, ale miałem inną sprawe na głowie. Rozłożyliśmy karimaty, śpiwory, podjedliśmy i lulu. No prawie. Już było blisko snu, już byłem w ogródku i witałem się z gąską, ale tak patrzę na Martynę (tylko ona jeszcze siedziała) i mówię - ja ide pod scenę. Ona na to - myślałam, że już tego nie powiesz. Poszliśmy, dołączył też nieco zmęczony Michał. Oczywiście bawiłem się w robienie ciuchci, która była strasznie długo i co moment siuę zozrywała. Potem zupuścili jakieś regge. Było fajne pogowanie. Sił nie miałem, ale tym mniej czułem jak ktoś mnie popchnął, po prostu wpadłem w trans. Na sam koniec zagrała kapela black metalowa, z domieszką pink floyd (chyba są za ambitni). Kaszana straszna, a co lepsze rify zawsze mi przypominały jakąś inną piosenkę. Im dłużej ich słuchałem tym gorzej bełtali, a wokal oczywiście przystrojony jakiś śmiesznie na czarną śmierć ciuszek wydawał z siebie dzienw dźwięki. Czas spać już na serio, jeszcze tylko kibelek - jakieś 500metrów. i roztopiłem się w krainie jeszcze mniej znanej niż mózg. Nawet chałtura jaka skończyła tą piątkowo-sobotnią noc nie przeszkodziła mi, a nawet stała sie miłym tłem ze względu na to że byliśmy obok sceny więc nagłośnienie było stłumione, więc roztopiłem się w krainie jeszcze mniej znanej niż mózg.
"Wstawać ****a i nie spać bo przypiedrolę, i zwiedzać !!, Co jest ****a, zbieraj dupę i zwiedzaj !!" - wrzeszczał taki gość strasznie dudniącym głosem/przygaszoną chrypą. Był wyrabisty, uśmiałem się z niego. Potem spojrzałem na swoje łapy na tle niebo - ale syf, matko, ja tymi łapami wczoraj jadłem. Cała nasza piątka się zbudziła, spakowała i do wody. Oczywiście o staniu w półtora godzinnej kolejce nikt nie myślał, jak zobaczył co sie dzieje. Stacja - lipa, też nie da rady, nagle prysznic jest uszkodzony (w sumie to ich rozumiem). Jest potworny ukrop, a dopiero po dziesiątej, wiedziałem że tego dnia będzie masa alkocholowych zgonów. Koło pobliskiej stacji, gdzie przejścia z przed jezdnię z klepiska do niej właśnie pilnowała policja. walnąłem się czekałem jak inni spróbują się dostać do wody, ja rezygnowałem, stwierdziłęm, że trzeba się dostać do jakiegoś większego zbiornika. Gliniarze pilnujący przejścia byli ok. Pozwalali siadać i fotografować się na swoim motocyklu (znów pożałowałem że nie mam aparatu), a także sami występowali - coś w stylu zdjęcia z misiem. Kiedy wszyscy się już zebrali, poszliśmy szukać jakiegoś klimatycznego bajorka. Pytaliśmy ludzi - najpierw łosiem kilosów, potem 10. Mało zabawne to było. Nie chodzi o to, że tyle do przejścia, ale czas gonił, a właściwie to chęci robienia czegoś fajnego. Mijaliśmy stację/myjnię Orlen - prysznic - też remont. Piotr pytął się, chcialiśmy nawet zapłacić, po prostu bycie czystym było sprawą priorytetową. Nie zgodzili się, ale jakiś gostek od nich powiedział, że z tyłu stacja tam gdzie jest wjazd do myjni jest taki kranik. Yeah !!!. Można było się rozsiąść, umyć, przelecieć do ich sklepu po piwko, spocić się od upału i znów umyć. Kranik był dość nisko - jakieś 130 cm od ziemi, ale i tak wziąłem przysznic. Okupowaliśmy miejsce przez jakieś 1,5 godziny. Można było już zauważyć, że coraz więcej piło się wody mineralnej gazowanej niż piwa. Było super, spotkaliśmy kilka osób tam, graliśmy na gitarce, śpiewaliśmy - głównie "Teksański" Heya i sporo z Janis Joplin - ale i tak nam nie przeszło na pływanie. Napełniliśmy buste butelki po mineralce wodą i w drogę. Popytaliśmy się gdzie iśc, Justyna zrezygnowała, idziemy. No to oczywiście łapiemy stopa. W drugą stronę szło kilka osób które już zrezygnowały ... . Łapanie stopa było super Michał w koszulce supermana skskał jak oszołom, Martyna robiła spontana nabierając na seksualną stronę siebie, Piotr uśmiechał się jak wariat, a ja raz wchodziłem na drogę, raz klęczałem innym razem z uśmiechem hebefremika i wystawionymi kciukami pozakywałem że jesteśmy łagodni, Usiłowałem też zatrzymać jakieś motocykle, rowerzystów. Nie dziwię się, że nie chcieli brać takich wariatów. Piotr stwierdził, że idziemy. On poszedł, my "jeszcze jeden, ten na pewno się zatrzyma". I udało sie, nasze paranoje zostały uwieńczony sukcesem, vini vidi vici, victoria. Tym koffanym facetem co się zatrzymał był pracownik poczty - pozdrawiam go najserdeczniej. Piotr który już się oddalił dobiegł swoim żabkowatym krokiem, śmiesznie wyglądał. Usiedliśmy, kierowca stwierdził, że nie ma żadnej przesyłki więc nas może zabrać. Pogadaliśmy, dowiedziałem się, że on ma brata który mieszka w Łodzi i ma sklep z częściami samochodowymi. Usiadłem na kole zapasowym, ciesząc się że na nim siędze coś tam poskandowałem. Facet chyba się załapał i jak zakręcił to z niego zleciałem. Wytłumaczył nam gdzie iśc, zdziwił sie tylko, że nie chcieliśmy iść na basen (o którym wiedzieliśmy, ale t przecie nie to samo). Nic nie zapłaciliśmy, stwierdził, że to dla niego była przyjemność. Czas w drogę, zostało tylko półtora kilopmetra, może dwa. Po drodze był sklep. Oczywiście piwka, ale coś tknęło mnie, hmm, może naleweczka. Ekspedientka na to, że nie może sprzedawać alkocholi na czas Przystanka Woodstock-u, Piotr na to że jak za pielgrzymki Papieża. Ale jakoś nalegaliśmy, nikogo nie było, tralala, srututu, 2 sekundy i nalewka już w plecaku. Potem doszliśmy do takich domków - z dala wyglądały ładnie (może letniskowe), ale im bliżej tym widać było, że tam bieda jest. Uprzedziłem fakt, stwierdziłem, że ludzie się tam nudzą i my będziemy ich tematem na jakich czas. Tak też było, spytaliśmy na wrazie czego o drogę, oni na to , że tam można iśc, ale jakieś pół kilometra od niech też jest glinianka. Pobawiłem się z jakimś pieskiem, pogadaliśmy z nimi a ja też z ich dzieciakami, poszliśmy. Nagle Jedna od nich nas woła - zaczekajcie - możecie się tam zgubić ja was zaprowadzę, wzięła dzieciaki i pieska - przynajmniej się nie nudzuiła. Woda nie wyglądała ok, nie miała najpiękniejszego zapachu, ale - :) , uśmiech na mordeńki nam się niepostrzeżenie wcisnął. Woda była koloru nalewki miętawej co to ją nielegalnie kupilśmy. Dwa lata nie pływałem, nauczyłem się w wieku 17 lat, więc "z pewną taką nieśmiałością". Trawa sięgała na półtora metra dodatkowo chamując zdecydowanie nie szalejący wiart, siedzenie na pseudo plaży mijało się z celem. Pływało się super, dno w kilku miejscach działało jak grząskie piaski, człowiek po prostu zapadał się za kolana, trzeba było uważać. Zawszy pływałem tylko kraulem i na plecach, podpatrzyłem jak Martyna pływa żabką i zacząłem naśladować. Kara była wielka - z łapami pod wodą byłem bezbronny w obliczu jakiegoś sporego latającego potworka. Zarąbał mnie tuż pod lewą brwią. Paskudztwo oczywiście w którkim czasie zginęło, aczkolwiek oczko zaczęło robić się jak u Kwaśniewskiego w jego "dobrze wyglądających czasach". Przy okazji jeszcze gdzieś zachałyłem nogą, zresztą Martyna miała to samo. Przeszliśmy na drugi brzeg - tam dno było twardsze. Chyba nie musze wspominać , że nikt tam się za mocno nie krępował. Potem zacząłem uczyć pływać Michała. Strasznie się bał wody, wchodził tylko na głębokość siegającą mu po pępek. Wystawiłem łapy, od się płożył, powiedziałem żeby sie rozluźnił, zczął machać nóżkami o trochę łapkami. Oczywiście dno dało znać o sobie - dziura. Michał się pruje, zaraz ma panikę. Zanurzyłem się złapałem go pod pasem, odbiłem od dna i wyrzuciłem w (na szęście) właściwą stronę. Ale poleciał, ho ho (...). To był oczywiście koniec Jego nauki. Potem nadszedł czas na małą drzemkę, jakieś dzieciaki krzyczały do "o goła dupa !, goła dupa!". Fajne to było. Powrót. Po drogdze (jeszcze przed tymi domkami) spotkaliśmy kiepsko wyglądających 3 ludzi jeden był piany i ciężko go było zrozumieć, drugi był piany i krwawił mu łepek nieco, trzeci był piany chodził o kuli. Ich samochód nieco zboczył z drogi, trzech chłopa, ale nie mogli go spowrotem wtachać, pomogliśmy. Wcale to nie było miłe, na sam koniec jeszcze bezczelnie pytali każdego czy nie ma papierosów odrzekłem, że palę (z fajką w zębach). Znów łapiemy stopa. Matryna, Justyna i Michał jadąc do Żar mieli na tektuże napisane "Żary" i parę kwiatków narysowanych, jako że miało to im pomóc w dostaniu sie na to miejsce. Znów wygłupy, Michał , co warte przypomnienia w koszulce supermana, wlazł na płot i zaczął wymachiwać tą tekturą, zwaną dalej sztandarem. Były cyrki, ciężko to wszystko opisać. Zachmurzyło sie, zaczęło kropić. Idziemy - nie ma na co czekać. Przestało kropić. Przeszliśmy może z 200 metrów i ... Śliwki !!. Było ich pełno, były bardzo dojżałe i pyszne, uzbieraliśmy ich całą masę. Piotr zaczepi sobie nasz sztandar na plecaj usztywniając wygrzebanym kijem, prognozy były niemrawe. Niby wiedzieliśmy, że jeździ autobus, ale w łodzi taka przyjemność sporo kosztuje, a jakby się okazało, że bilety spowrotem też będą taki drogie to trzeba było oszczędzać. Oczywiście nasze postanowienie zmiękła jak przejeżdżał autobus (zatrzymaliśmy go na torach kolejowych). Wsiadamy w środku siedzi konduktor i sprzedaje bilety, po (!!!) 50 groszy od osobny. Ale jaja. W autobusie było też inaczej niźli w Łodzi - ludzie ze sobą rozmawiali, było po prostu miło.
Wysiedliśmy, poszliśmy się dowiedzieć na stację o cenę biletów - 17,50zł. Spytaliśmy łagodnie czy to przez nadgorliwość tej pracownicy w Łodzi płaciliśmy 2,5 razy więcej - jednoznacznej odpowiedzi oczywiście nie było. Gitarka, można się nafasolić (tutaj pewna osoba się uśmiechnie) piwem i żarciem. Ja kupiełm m.in takie kiełbachy, które sie okazały tak tłuste, że sam zjadłem większość (lubię takie). Była też przepyszna pasztetowa, hmm miodzio. Zgrzewa piwa i na bajzel. Jako, że nieco się rozdzieliliśmy nie miałem okazji widzieć efektu zderzenia się malucha z trajką (trzykołowy motocykl - był taki np. w wideoklipie Varius Manx - "Orła Cień"). Maluch rozwalony, trajka cała. Idąc jakiś lumpek pytał mnie czy nie chce kupić nalewki, hehe, niesłem tą zgrzewę o od mi jeszcze chce coś wcisnąć. Zgrzewę tachałem przez większość drogi - Piotr choć silniejszy ode mnie ma brzuszek, więc kondycha nia ta, a Michał ma tylko 18 lat. Po drodze sporo neutralnych zaczepek "oj dzięki za dostawę; Tutaj! , tutaj proszę" i takie tam. Szliśmy po asfaltowej drodze - jakoś tak samo z siebie wyszło, ktoś z nas kopnął zgniecianą puszę. I tak kopaliśmy ją przez pół kilometra, caly czas robiliśmy to od niechcenia, byle do przodu. Oczywiście po pewnym czasie sporo osób sie na to załapało.
Na klepisku dudniła muza, kryszna's klan czarowali sswoimi rytmami Zaczeliśmy wcinać zapasy. Siedliśmy koło wielkiego sekciarskiego namiotu. Z moich tłuściutkich kiełbasek po prostu kapało. Wszystko było super, jak w reklamie whiskas "mmm, mmm, Pycha!!. Potem poszedłem poskakać przed scenę - była masa osób, o wiele więcej niż w piątek. Znów kropi, niby nikt by sie tym nie przejął, gdyby nie fakt, że spać w deszczu nikt nie chce. Więc pod namiot. Na 100% wlaśnie tam zgubiłęm ten medalik z bozią który ze sobą wziąłem. Było ciasno, slogany leciały jeden za drugim, ale chęci były ważniejsze, bawiłem się skonany po całym dniu na siedząco, nie chciało mi się z nikim gadać, a głupie bronki za 1.39 wykończyły mnie. Śpiewali tam taką piosenką, słowa szły jakoś tak "Bóg powiedział - nie zabijaj, Allach powiedział - nie zabijaj, Kryszna powiedział - nie zabijaj, a Bush powiedział - ZABIJAJ". A Konrad piowiedział jestem ululany. Jak zaczynało kropić - ludzie podchodzili na krawędź namiotu, który jak stwierdziłem postawił go sam Kryszna swoimi silnymi ramionami. Wtedy robiło się duszno. Jak odchodzlili - miły wiaterek. Z Przyjacielem poszliśmy poodwiedzać namioty Kryszny - w jednym były jakieś ciekawie wyglądające obrządki, mnie bardziej kojarzące się z rytualnymi koniecznościami propagandowymi, ale to wszystko było takie urzekające, że poluzowałem. Mieliśmy tam iść po północy ponawoływać "jedynego prawdziwego boga", nawet szkoda, że nie wróciliśmy tam. Te opary, te duszności ... Potem wróciliśmy. Martyna usłyszała że gra Dżem. Idziemy !!. Oczywiście usłyszała to bardzo późno i praktycznie usłyszałem z 2 piosenki. Nowy wokal jest do bani!!, mimo tak krótkiego czasu, postanowiłem go ocenić. No nie podobał mi się, nie pasuje do takiego zespołu jak Dźem który w swoich piosenkach ma taką specyficzną atmosferę, bardzo charakterystyczną, którą po prostu uwielbiam. Takteż w niedługim czasie zaczeliśmy śpiewać ważniejsze dla nas piosenki. Skoro juz tam byliśmy zostaliśmy na dłużej, hmm, nie pamiętam za mocno nic z tego co grało ale wykończyło mnie to zupełnie. Potem rozłożyliśmy się w mniej więcej to samo miejsce, padłem skonany. Koło czwartej budzi mnie Pokojowy Patrol i mówi, że za jakiś czas tutaj będzie wprowadzony ciężki sprzęt. Wstałem. Poatrzyłem na śpiącą paczkę. Popatrzyłem na niebo. Znów pomyślałem. I zryw, zaczyna budzić moją chołote podkrzyklując - wstawajcie, jest super, czemu jeszcze śpicie. Oberwało mi się słownie. przytoczyli mi kilka zdań z przeszłości kiedy to niektóre moje zachowania, delikatnie mówiąc mijały się z celem. Powiedziałem o co chodzi, skacowany nieco Piotr miał minę jakby przed momentem ktoś by go zmusił do publicznego wysrania się. Zagał patrząc niewiadomo gdzie pytanie"o co chodzi ?" i zgodził się grzecznie na wszystko. Miejsca nie szukaliśmy - Kryszna (bożek o złej sławie) czekał na nas. Troche było mało miło bo pojawiło się parę chytro patrzących drechów, ale wkrótce zrezygnowali. Jeszczy wyśpiewałem sobie "aaAAaa kotKI dwa" i tak odciąłem sie od powierzchowności życia.
Niedziela - pobódka !!!. Zapach zmęczenia udzieliłbyh sie nawet samemu Piłsudckiemu. Ale jest też dość radośnie. Taka mgła spadła na wszystkich, mgła małego rozumku i dużej pomysłowości. Jakiś pies chodzi tu i tam. Wszystko jest takie pourywane, żadne fakty się ze sobą nie łączą. Dwóch gości wzięło jakieś patyki i zaczęli walczyć. Potem skierowałem wzrok na swoich ludzi. Zaspane to to. Ludzie łażą, Niby tylko łażą, ale po co oni tak łażą ?? Nade mną nie ma nieba tylko dach wielkiego Kryszny. Poczyłem się jakby jego moc właśnie ze mnie uchodziła. Pogadaliśmy, powspominaliśmy, i .. nie ma fajek ani wody. Piwa nikt nie chciał. Piotr w końcu łaskawie sie ruszył,. Po 20 minutach wrócił z zabąbistymi fajkami - najlepsze jakie mogą być - Poznańskie. Bajera - bez filtra. Piotr opracował, jak taką fajke spalić do końca. Mieliśmy zapałki, fajke sie wkładało między 2 zapałki i po wypaleniu zostawały po prostu mililetry. Śliwki !! przypomniało się !!. Jakimś dziwnym trafem na samym spodzie tego juz prawie wina znalazł sie stanik Martyny (bez komentarza). Trzech kolesi zaczęło kopać butlę po mineralce 5l. Tylko z Piotrem na siebie spojrzeliśmy - dotarliśmy tam tak szybko jak sie dało. Ale mi nie szło, ale i tak było super. Kopnąłem może ze 3 razy, bez dumy, bez kondycyjnej skazy. Wróciliśmy - ja skapowałem sie, że nie mam swojego medalika, cóż uratował mi już raz tyłek, dalej musiałem sam się o siebie troszczyć. hehe. Tutaj jeszcze raz przypomnę o fajkach - najlepsze na świecie - Poznańskie. Dowiedzieliśmy się, że Krzyszna's clan rozdaje żarełko za darmochę, tzn, za Bóg (??) zapłać. Ryż i jakaś papka bananowa, która jednak smakowała jak jabłko z cukrem, paskudztwo, ale najeść sie dało. Potem piłem kupioną wczorajszego dnia maślankę - pychotka. Jeszcze napotoczyła sie tak trójka gości - jeden miał szopę a'la Hendrix, byli spoko. Opuszczając miejsce rozwaliliśmy torebkę w której były śliwki i podeptaliśmy to. Droga była super śpiewaliśmy piosenki religijne, szatańskie, Krysznowskie własnej roboty. Prawiliśmy też kazania podniesionym głosem przypominającym ksiedza. Były głównie chamskie, nietolerancyjne, bezczelne i denerwujące z punktu widzenia osoby która po prostu chciała by sie ewentualnie dogadać, ale przez większość idących naokoło osób byliśmy chyba zrozumieni. Na ziemi po drodze siedział gość i podawał rękę wszystkim którzy przechodzili. Normalnie jak Jezus. Oczywiście poszliśmy na stację - kąpiel, piwko, żarełko jeszcze jakieś. Z Michałem i Piotrem przed Martyną zaczęliśmy udawać, że jesteśmy boy's bandem który właśnie ma robione fotki - figury byłe cudne, pełne finezji i nieznajomości fachu bycia modelem. Podjechała wózkiem do myjni jakaś fajna babka, no na pewno sporo starsza ode mnie, ale jakoś tak Jej z oczu miło patrzyło. Porozmawialiśmy i dowiedziałem, sięo d niej, że na Woodstocku była jeszcze 3 scena - folklorowa. Ale sie zakurzyłem, został żal, że nie miałem okazji tego poznać.
Rozwalił mi się lewy pasek się od plecaka. Jako że na środku było coś w rodzaju metalowej dziurki - postanowiłe przewlec ten pasek przez niego, a nóż widelec zadziała i drugi pas też mi się nmie rozerwie. Trochę przeszło, więc kucając złapałem oburącz ten pasek, który przewlekałem (bardzo ciężko wchodził) i szarpałem do góry. I cholera szarpnąłem, jak trzeba. Pasek się wyślizgnął, nie zachamowałem impetu swoich łapek i razwaliłem sobie nosek. Ale krwawił ... . Jednak jestem looserem :) . Michał jeszcz próbował odnaleźć Justynę, ale mu się nie udało. Czas na dworzec iść, daleko nie było, może z 1-2 kilometra. Jakoś do końca nie wuerzyłem, że już jadę, że to koniec. Jak juz doszedłem to mi nosek przestał krwawić :)
Martyna i Michał mieli jeszcze jeachać dalej gdzieś - nie mam już pojęcia gdzie. Z Piotrerm poszliśmy na peron. Jak dojechała ciuchcia z wielkim okrzykiem bydło zaczęło się ładować. Niektórzy majtali nóżkami w powietrzu - taki był ścisk. Mimo wszystko było fajnie, pogadałem troche z jakimiś dziewczynami, jakimś gościem. Niedaleko siedziała ekipa z Wa-wy mieli bębenek - stale ktoś z nich uderzał w nigo. Potem siedzące pseudo punki wystawili szybę z pociągu. I tylko tyle zdążyli narozrabiać, potem sami wciągnęli sie w granie na bębenku. Po paru stacjach przyszły 2 dziewczyny i gość - mieli gitarkę, ekipa z wa-wy pożyczyła gitarkę i już było wyrąbiście. Jakoś sam nie wiem, czemu ja nie zargrałem w końcu radzę sobie na gitarce całkiem dobrze, za to śpiewając do piosenke Boba Dylana (polecam zapoznanie sie z Jego muzyką KAŻDEMU człowiekowi - tylko piosenki Boba Dylana są w stanie poprawić mi humor jak mam doła) rpzśpiewałem się troszeczkę,. walcząc ze zmęczeniem, Troche pokimałem, może z pół godziny siedząc na powierzchni 10dcm kwadratorych. Gość koło mnie skrażył się na bębenek - miał kaca. Ten fragment mojego wypadu na bajzel zamknę w tych zdaniach, choć działo się o wiele więcej i to tylko pozytywne sprawy. Na sam koniec gość który (jak zakładam) był właścicielem gitary grał dla swojej dziewczyny jakąś piosenke Animalsów - znaną, tytół wypadł mi z głowy, a potem Hey-a, większość już spała, było ciemno, po prostu dotarło do mnie - KONIEC
Po powrocie - około 0 - 0.40 (nie nosze zegarka - bawi mnie to) Postanowiłem że idziemy na piwko z Piotrem - oczywiście padło na ogórdek mależący do mojego ulubionego pubu Stereo Krogs. Jeszcze był tylko problem z dojazdem tam - wsiedliśmy do nocnego i ... wysiedliśmy po 1 przystanku - krańcówka. Jak już znaleźliśmy odpowiedni autobus nocny i we właściwim kierunku i zwrocie - zrobiło się smutno. Taki jełopej siedział w autobusie z nogamio na poręczy autobusowej, gadał przez komóreczkę i szpanował czym tylko mógł. W moich oczach wyglądal jak ktoś któremu udało się po prostu fartem ominąć zasadę biologicznego doboru naturalnego - innymi słowy powinien już nieżyć. Zajechaliśmy do ogródka, ja miałem 3 żł Piotr około 10zł. Kupiliuś,my pio dwa piwka, zostały grosze. Te grosze plus 50 centów euro wystarczyły by odkupić od jakiejś dziewczyny 10 papierosów. Rozmawialiśmy jeszcze długo, było pięknie, tak jak wspomina się spokojny, sielankowy początek książki gdy już się ją kończy. Późno wróciłem do domu, zmęczony, szczęśliwy i co najważniejsze - w pewien istatny dla mnie sposób odmieniony.

Ps1: Teraz jak to kończę pisać (a pisaanie zajęło mi z 3 tygodnie) jest 22.36 2-go sierpnia 2003 roku - a jutro jadę do wojska. Jestem po kilku piwach, i chyba taka mała łezka mi się kręci. Tyle zapomnianych spraw, tyle nieskończonych spraw, tyle przede mną.
Ps2: Rzucam palenie papierochów, dziś tylko było piwko i papieroski, ale w ciągu 5 dni zjechałem z 35-40 papierosów na 5.
Ps3: Żadne słowa nie zastąpią czynów.
Ps4: "Nic nie jest skończone dopóki sie nie skończy" Kubuś Puchatek - miś o małym rozumku.
Nick:Wlasciciel Dodano:2003-09-02 22:02:32 Url:www.pokoj-lodz.kom.pl Wpis:-=-=-=-=-=-=-=-
1.Simi:- Nie usowaj wpisow tym ja juz sie zajme .
2.Jesli bendziecie nadal kontynulowac takie wpisy JA zostaniesz ujawniony kim jestes .
3.i jesli nieprzestaniecie bende rozwalzal aby wasze ip byly widoczne bo cos widze ze naduzywacie nieco anonimowosci w tej ksiedze gosci ze na sieci zaczol robic sie syf i balagan to prosze nie robic tego tutaj wybaczcie ale strona w kazde slady czatu nie pujdzie ..
4.Skonczcie ten temat tu bo ja mowie powaznie pozdrawiam @ll
-=-=-=-=-=-=-=-
Nick:aaguniaa Dodano:2003-09-02 21:58:44 Wpis:bosheeee//depresja co tu sie porobilo??//panda ja chcialam napisac ze czesto pozory myla... jezeli by ktos nie wiedzial - nie oceniaj ludzi po okladce//wrr
Nick:Simi_81 Dodano:2003-09-02 19:17:57 Wpis:OSTATNI MÓJ WPIS W TEJ SPRAWIE !! TERAZ BĘDĘ USUWAŁ WSZYSTKIE TEGO TYPU TEKSTY DO ŚMIECI MIŁEGO PISANIA ŻYCZĘ. (OBY NIE NA DARMO)
Nick:ja Dodano:2003-09-02 19:14:30 Wpis:jeśli masz gdzieś moje wpisy to czemu ja pisze 1,5 linijki a ty 5 lub 6 ? nie denerwuj sie tak bo zawału dostaniesz !!
Nick:mimi_wkurzona Dodano:2003-09-02 19:10:06 Wpis:Sa chamy i klamki).Czy musialeś wziaść do ręki słownik ortograficzny,aby odszukać błąd w tresci mojego wpisu .Dużo czasu Ci to zajęło.Bravo!!!!Bravo!!!Jeśli dobrze się czujesz obrażając innych to miej się dobrze.Jak starzy ludzie mówią:"Człowiek nie kura,wszystko zniesie"Twoja opinię jak już mówiłam mam gdzieś głęboko.Pisz sobie co chcesz.Jesli ktoś będzie wierzył w to co mówisz znakiem tego ,że jest taki sam jak Ty.Pa.pseudo "prawdomówco"Nie zapomnij weź słownik ortograficzny sprawdź byki!!!!!!!!!
Nick:Simi_81 Dodano:2003-09-02 19:09:36 Wpis:Ale się napisało
Nick:Simi_81 Dodano:2003-09-02 19:08:47 Wpis:Chciałem tylko przypomnieć, że ja mam ip wszystkich i prosiłbym, żebyście sie tu nie kłócili OK ?? Nie róbcie siana, jeśli macie coś sobie do powiedzenia to się numerami wymieńcie Pozdro @ll
Nick:ja Dodano:2003-09-02 18:56:39 Wpis:BLONDYNKO !!! słowo chamstwo według słownika poprawnej polszczyzny piszemy przez " ch " !!! do lekcji plotuchu do lekcji !!!
Nick:mimi Dodano:2003-09-02 18:41:21 Wpis:Velo bez względu jaki masz charakter jestem z Tobą
Nick:mimi_wkurzona Dodano:2003-09-02 18:29:06 Wpis:na hamstwo i raka nie wynaleziono lekarstwa.Abyś mnie mógł tak nazwać musialbys mnie dobrze znac .Apoza tym nie spodziewałąm sie że jest w Tobie tyle prostactwa//wrr//umm.Mam gdzieś Twoja opinie.Jedna rada:waz swoje słowa,bo innych możesz bardzo skrzywdzic.Jestem bardzo urazona Twoja opinią i mam cie gdzieś.Ja czuje się w porzadku do innych ,bo żadnych plotów nie robiłam i nie robie.
Nick:ja Dodano:2003-09-02 18:14:51 Wpis:PLOTUCHU skończ już te swoje wywody bo mi sie niedobrze robi !!!! nie wiesz kim jestem i sie nigdy nie dowiesz !!!
Nick:dropsiarz Dodano:2003-09-02 17:51:13 Wpis:Mhmm widze ze tez musze sie odezwac. Pozdrawiam wszystkich !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Nick:Simi_81 Dodano:2003-09-02 17:09:59 Wpis:Jestem 3737 osobą wpisującą się do księgi //luzak Chciałem się tylko uwiecznić tutaj Ona //zaskoczony //rumieniec :* , Paula...ty już wiesz * i pozdroofki dla reszty
Nick:ONA_BLONDI Dodano:2003-09-02 16:03:40 Wpis:Jednak buda nie jest taka zła . Z kumplami cos sie zbroi Hehe . Buziaczki dla Simiego , mimi , pauli i jeszcze dla wszystkich ktorych znam i mnie znaja. ))))
Nick:mimi_wkurzona Dodano:2003-09-02 15:33:23 Wpis:tylko nie plotuch //umm//wrr//wsciekly.a poza tym ten temat ktoś inny pierwszy poruszył. a ksiega jest wolnością słowa i kazdy pisze co mu sie podoba.Podejrzewam kim jest ta osoba co napisała.wiem ze bronisz tego kogoś kogo nie bedę ujawniac//depresja.pozdróki i całooski dla velo,pauli,maggie,izraela,paradiska,czika,hesusssa,majtego,markossa,neu,kostas,MAXA,rudego,jigita,kita,possa,i dla całej reszty która loobię>