Nick:rjiriorkopkorfkop
Dodano:2006-10-03 20:42:19
Wpis:R. nadal nie ma ochoty opowiadać , co to było , ale czwarty strzał z serii okazał się nieomal zabójczy.
Bo z nim , znaczy z R. , to jest tak... jak już nieraz opowiadał : między nim a śmiercią nie ma żadnych więzów , które by go trzymały i nie puszczały , a jest tylko jego chcenie , i żeby je utrzymać , musi trwać nieustannie w zapale i zachwycie , i karmić się kochaniem innych osób.
Ale w takich naprawdę krytycznych momentach , przy zawałach duszy spowodowanych zewnętrznymi czynnikami , chcenie redukuje się do tego , czym było w poprzednim życiu : wątłej igraszki losu w bezmiarach okropnej ciemności. Wiesz , gdyby R. miał być taki , jak był wtedy , to autentycznie wolałby umrzeć.
I w takich momentach boi się zamknąć oczy , bo jak zaśnie , zredukuje uwagę , przestanie walczyć , to wie , że przyjdzie po niego ta ciemność , uczepi się , i nie zostawi już. Spać nie jest w stanie , więc tylko tak sobie na jawie umiera.
W sobotę tak miał. Przez chwilę było przy nim przekonanie takie jak za A. : że nic i nikt go od śmierci nie dzieli , i na tej do śmierci drodze jedyne , co zostało , to szczegóły techniczne.
No ale jakimś cudem dotrwał do rana. A potem zdarzyło się takie coś , że mógł źródło tego ropnia usunąć i zlikwidować bezpośrednie zagrożenie.
Nie żeby wyszedł bez szwanku. Czuje się , jakby mu kawałek duszy ucięto , urżnięto. Ale najważniejsze , że wie , iż ta konkretna rzecz więcej zła mu nie przyczyni.
Pisał kiedyś o dwóch motywacjach każdego swojego kroku... więc teraz - dlaczego jest tak bardzo dużo w stanie zrobić dla ważnych dla siebie osób? Motywacja pierwsza - bo zna , pamięta , co potrafi się przypałętywać w samotności , czego takiej osobie brakuje , jak ją przed ciemnością lepiej lub gorzej osłonić. Boleśnie , mocno trwają w nim te wspomnienia. Motywacja druga - bo chciałby , żeby właśnie w takich momentach , właśnie w takich małych śmierciach , kiedy psychiczne rany rozlewają się na fizyczność , takich chwilach rzadkich niesamowicie , była przy nim jakaś ważna dla niego osoba , zdolna prześlęczeć przy nim po ciemku kawałek nocy , póki nie zaśnie. Tak jak on by potrafił.
I patrzy na siebie , i wie , że nie ma i nie będzie nikogo takiego. Przy nim beznadziejnym. Więc może sam się oszukuje , myśląc , że ktoś jest z nim choćby psychicznie? Wmówił to sobie , żeby jakoś przetrwać , a potem okazuje się , że druga osoba ma go dość , jest nim zirytowana.
A już to , że ktoś kiedyś będzie chciał z nim być w małżeństwie , że ten współczynnik możliwości wspólnego przetrwania w jednym miejscu , który w twoim wypadku szacował na dziesięć dni , wyniesie dla kogoś więcej niż dwadzieścia lat - toż fantasmagoria zupełna.
I dlatego czuje się jak bohater "Betonu" Bernharda. Przy którym wycyzelowana pustka Leśmiana zdaje mu się taka nadęta i fałszywa.
Adnotacja : napisane w niedzielę.
|