Witaj!

Nick:mkmklfmklf Dodano:2006-09-12 18:11:44 Wpis:Rany boskie...

Wiesz - to było dokładnie odwrotnie.

R. to zostało z dawnych czasów , kiedy ilość tych chwil , podczas których był blisko z osobami dla niego ważnymi albo tylko zdającymi się takimi , oscylowała w okolicach błędu statystycznego - nie umie , nie potrafi całkowicie skoncentrować się na czymś innym , jeśli obok jest osoba dla niego ważna. Nie potrafi na nią nie patrzeć , nie słuchać oddechu i szelestu włosów , tak... nie cieszyć się jej obecnością. Nie jakoś kompulsywnie , bez przerwy - ale tak od czasu do czasu. Jakże ma się całkowicie zanurzać w sztukę , kiedy tuż przy nim jest ktoś zdecydowanie od dowolnej sztuki ważniejszy? Ma tę listę priorytetów za głęboko wkodowaną.

E. pewnie powie - no to jakże to było podczas poprzednich wyjść? Było tak , że jeśli R. daną sztukę zna , był na niej , albo choćby ją czytał , i wie , w którym miejscu może nastąpić przesilenie , huk pistoletu , miejsca sprowadzające lęk i śmiech , nie musi całej swojej uwagi kierować na przedstawienie , bo ono już się w jakimś sensie w jego kerosie odcisnęło.
Skądinąd - rzadko kiedy się boi w teatrze ; a tym razem zdarzyło mu się to aż dwa razy ; scena napadu na Rotszylda i biczowania kukły.

E. pewnie zapyta w tym momencie - to dlaczego poszedł z nią , i to z własnej inicjatywy , na przedstawienie dla niego kompletnie nowe i nieznane mu? Bo - chciał jej pokazać. Bo wiedział , że więcej okazji nie będzie. A jednocześnie miał świadomość , że to z pewnością nie będzie barachło , kurczę , przecież ten sam team reżysera i dramaturga zrobił uwielbianego przez niego "Merlina" , no i kiepskich przedstawień przecież nie ściągano by aż ze Słowacji!

Wymyślił więc formułę , która zdawała mu się kompromisowa.
Że nie powiedział tego E. na samym początku , w jakimś sensie tłumaczy go fakt małego wyprzedzenia , z jakim całe przedsięwzięcie organizował - w czwartek się dowiedział , w piątek zarezerwował i E. zapytał , w sobotę się zgodziła , w niedzielę szli , generalnie na wariackich papierach to wszystko się odbywało. Odbiło się to np. na zamieszaniu z godziną. Ale że powiedział jej w ostatnim momencie , i że wyszło podle , i że faktycznie mogła to zinterpretować jako odpędzanie natrętnego owada , i że w konsekwencji było jej tak strasznie źle - to fakt , jego wina i nic jej z niego nie zdejmie.

A jednak R. jakoś mógł. Nie dlatego , że uznał te wspomnienia i ich konsekwencje za jakieś bzdurki E. , przejmowanie się którymi byłoby zbędną fatygą. Wiesz , że nie.
I nie z lekceważenia.
I przecież nie ze wstydu... czy kiedykolwiek wywołał w E. wrażenie , że jej obecność przy nim narobiłaby mu tzw. siary? Przecież jeszcze chwilę wcześniej byli razem na ławce , w zdecydowanie bardziej wyeksponowanym miejscu niż ciemny namiot , przecież...

Więc - chyba z poczucia , że jej , w tamtym przypadku , zupełnie o co innego chodziło. A być może po prostu nie pomyślał.

I - ciężko mu to pisać , ale chciałby zachować szczerość , bo co innego ma - niepomyślenie to poszło na tyle daleko , że nawet jak E. , na którą czekał po spektaklu , pożegnała się jednym zdawkowym słowem i poszła w przeciwną stronę , nie zapaliła mu się lampka alarmowa. Stwierdził , że być może chce zostać sama ze swoimi wrażeniami... albo po prostu się śpieszy... lub ewentualnie jej się nie podobało i jest na niego zła , że ją na coś takiego zaciągnął.

Boże...

Straszną rzecz napisałaś. Tak , słuszną , prawdziwą , oddającą stan rzeczy , ale straszną.

klęka przed E.

Wybaczysz R. , że tak strasznie , tak beznadziejnie nie pomyślał? I skutkiem tego , choć nieświadomie , obszedł się z E. tak koszmarnie?
Nick:mars1 Dodano:2006-07-03 23:31:44 Url:http://one6.pl/ Wpis:Great site!
Nick:Administrator Dodano:2005-02-24 19:36:45 Url:www.prv.pl Wpis:Dziękujemy za założenie u nas księgi gości