Nick:kopeffkopfkop
Dodano:2006-07-19 11:50:41
Wpis:Przytuliła się w nicość kształtów wymarzonych ,
przelała się włosami przez jego ramiona ,
coś - ale co? - mówiły oczy wpółprzymknięte ,
lecz zanim coś posłyszał , ukąszona pięta
odrętwiała - i przeszła szarości zasłonę ,
a za nią całe ciało w kompost obrócone
na grobie - i we trumnie - w myślach - i w donicy.
I stała się Sanderka szarą południcą.
Falowała warkoczem we pszenicznych łanach ,
bledziała na wyścigi z mgłą rosy porannej ,
w miłowonnych jeżynach straszyła kochanków
goniąc ich - zaśmieszona - w ostępy lasanków ,
horyzont Łobaczewskim w zwidy przesuwała.
Aż stało się , że jego na nowo spotkała.
Roztańczyła się wokół , perliście rozśmiana ,
ale już zapomniała obrazy urwane ;
strzępy tylko na łące , w lucernę wczepione ,
przetrwały burze , grady , kośbę i wygony.
"Śmierć jest snem - byłaś we śnie jak kot Schrödingera ;
co ważne - niewidoczne , i to nie umiera.
Byłaś ty choć raz dla mnie? Choćby w tamtej chwili ,
gdyśmy się od słów prędkich w myślach rumienili?
Jeśli ten wstyd był szczery - nie mógł zemrzeć z ciałem.
Przypominasz to sobie? Wiesz , co powiedziałem?".
I pierwszy raz płakała , że czegoś w niej nie ma ,
zapadła się w wiechlinkę , w maki , w chryzantemy ,
szukając myśli z krasych włosów wyczesanych ,
aż przypomniała sobie , jak rudy , załgany
kot po skowrończe pisklę drapał się po korze
i jak go wystarczyła - i krzyknęła w zorzę :
"O Sandro , po cóż trwonisz miłość na zwierzynę?
Rzuć ją (radzi Drużbacka) i kochaj dziewczynę!".
Ale on dawno poszedł... Skulona pod drzewem ,
rozżaliła się Sandra mesznolnianym śpiewem ,
aż zapomniała myśleć , że śpiewać nie umie ,
i w buczyn się pragnęła rozpłynąć poszumie ,
jednak nic wyjść nie mogło z tych błagań liściastych ;
jak się mgle i dymowi zmienić w chloroplasty?
Więc jak zbiera gęsiarka rozgwieżdżone złoto ,
wspomnień nawoływała po leśnych wykrotach ,
po pstrych łąkach ugorów , po skibach sczerniałych ,
ale tylko nieliczne na jej głos wracały ;
nocami powtarzała je sobie i borom ,
co ją ignorowały. Włosów kłąb w kędziory
zaplotła przy pomocy zarośli brusznicy ,
a w supłach skryła wszystkie swoje tajemnice.
Aż stało się , że jego spotkała na nowo.
A on rzekł : "Po cóż błądzę przez noce widmowe ,
skoro nie wywieść mi cię na moje wyraje ,
skoro twarzy i myśli w tobie nie poznaję :
pomyślałaś mnie chociaż raz w srebrzonej łące?
Znalazłem w tobie miejsce wśród lubień tysiąca?
Nie , stworzyć mnie na nowo nic ci się nie chciało ;
dać się napawać sobą - to trochę za mało.
Jakże mi więc przeciągnąć cię w krew i więzadła ,
chłodniejszą w myślach niźli trupie prześcieradła?
Jeśli się mylę , okaż : beznamiętność ciała
jak niegdyś z Rymkiewicza sparafrazowałem?".
"Sandra , kiedy jej płatki kwietne się otworzą ,
kwitnąć będzie szkarłatnie całą wieczność Bożą".
I zakwitła pochmurnie skórą rozsrebrzoną ,
mgłą mokrą rozścieliła się jak kwiat jabłoni ,
zastygła w przesileniu - a niedośmielona ;
tyle uczuć w niej zmarło , w trawie posielonych ,
że niepewna , jak patrzeć i w jakie się słowa
przyoblec trzeba przy nim , bladła satynowo ,
aż dostrzegła , jak on sam skrzy się , płonie i tli -
i oboje na miedzy pośpiesznie zakwitli.
|