Nick:mkrmkfrmkfr
Dodano:2005-08-08 19:11:18
Wpis:prostu rozchylił drzwi tramwaju i faktycznie wyszedł).
No ale dobrze.
Wesoły nastrój skończył się jednak , kiedy do owego mieszkania dotarłem
(gdzieś pół do dwunastej , w nocy oczywiście) i okazało się , że jak dało
się ono bez większych problemów zamknąć , tak nie ma specjalnej ochoty dać
się otworzyć. Myślałem najpierw , że używam złego klucza , źle przekręcam
albo klucz się zaciął i powinno niedługo być dobrze. Niestety , po jakichś
trzech godzinach nadal nie było dobrze.
Na logikę powinienem był zawiadomić o tym drobnym incydencie M3n747a , ale w
tym momencie pojawił się równie drobny problem : kartka z jego danymi
została w środku , a ja pamiętałem tylko , że ulica , gdzie obecnie mieszka
, nazywa się Kunickiego. Wspaniały plan miasta , który już kilkakrotnie miał
swój znaczny udział w wyprowadzaniu mnie na manowce (niestety , nie cudne ,
jak u Stachury) i tym razem nie zawiódł , doprowadzając mnie na Bajana
zamiast na Kunickiego (w skrócie : w przeciwną stronę i zupełnie inne
osiedle). Po jakiejś godzinie błąkania się w niewiadomy sposób znalazłem
ulicę Kunickiego , gdzie jednak okazało się zamieszkiwać około setki osób ,
co pozostawiało mi dwie możliwości : mogłem łazić po niej i wołać M3n747a
(ale o trzeciej rano prędzej doczekałbym się celnie wymierzonej doniczki
albo poszczucia jakimś zwierzakiem) lub też obejść wszystkie domy i pytać
się "czy to państwo Gołębiewscy?" co z kolei odrzuciłem ze względu na brak
chęci bliskiego spotkania któregośtam stopnia z przedstawicielami gdańskiej
żulerii , będącymi i bez wyrywania ze snu nieszczególnie przyjaznymi dla
otoczenia. [Jak dowiedziałem się później , sam M3n747 też nie ułatwił mi
sprawy , a właściwie walnie przyczynił się do tego , że nie znalazłem jego
domu : miał on według relacji swego lokatora czerwone balkony (śladami
których trafiłem przedtem właśnie na Bajana) a post factum wyjaśnił , że tak
naprawdę chodziło o żółte ściany]
Ponieważ wzmiankowana żuleria o tej właśnie porze zaczęła wzmagać swoją
aktywność w tych okolicach Wrzeszcza (które , jak później przeczytałem w
"Dzienniku Bałtyckim" należą w powszechnej opinii do najniebezpieczniejszych
miejsc Trójmiasta) zdecydowałem się udać z powrotem do bloku na Kilińskiego
i podjąć kolejną próbę otwarcia drzwi. Niepowodzenie próby spowodowało , że
sterany przejściami ułożyłem się do snu na półpiętrze (z siatką pod głową).
Co prawda ów trwający około godziny (a może dwóch?) tzw. sen odsunął ode
mnie przynajmniej ryzyko zemdlenia z przemęczenia , ale niestety na klatce
było otwarte okno i po obudzeniu było mi zimniej niż podczas dowolnej zimy.
Z braku możliwości skontaktowania się z M3n747em wykorzystałem fakt , że gdy
wstałem , słońce też już wstało , i udałem się na przystanek tramwajowy ze
szczerym zamiarem jak najszybszego powrotu do Warszawy , gdzie numer komórki
do M3n747a miałem zapisany (jak również miałem gdzie spać). Wydawało mi się
, że wprawdzie nieuwzględniona w kosztorysie podróż Gdańsk-Warszawa-Gdańsk
będzie kosztować i stracę przez to jeden dzień festiwalu , ale przynajmniej
nie padnę na tzw. posterunku. Ponieważ jednak kasy biletowe w Gdańsku
usytuowano tak , że laik nie ma prawa ich znaleźć za pierwszym razem , a co
ciekawsze panie prowadzące stragany na dworcu same nie wiedzą , gdzie się
owe kasy znajdują (przypadłości tego rodzaju są notabene dość powszechne ;
gdy pytałem się niegdyś w Komorowie o ulicę Stanisława , dziesięć osób
zapytanych - jak się okazało - najwyżej pięćdziesiąt metrów od wzmiankowanej
ulicy nie miało pojęcia , gdzie to może być) odjazd odsunął się o dalsze
trzy kwadranse , co mnie ostatecznie dobiło. Podczas jazdy zaczęły się
objawiać konsekwencje wyboru miejsca drzemki i do Warszawy dojechałem z
zaczątkami ciężkiej grypy (a może to angina?) co spowodowało , że powrót na
festiwal okazał się niemożliwy. Tym samym w błoto poszły wydatki na karnet
festiwalowy (upoważniający do obejrzenia kilkunastu spektakli) , uiszczona z
góry opłata za wynajem mieszkania (z te
|