Nick:jfrjjj
Dodano:2005-05-16 20:10:10
Wpis:Uniknąwszy sądu tego , co Wehrmacht zmłócił ,
Skruszał w sobie raz esesman i się nawrócił.
I rzekł żonie : "Niegodzienem twojego łoża ,
Raczej niechbym w rozpalonej otchłani zgorzał!".
Rzekł wsi całej : "Niegodzienem waszej przyjaźni ,
Trwać mi teraz aż do zgonu w Bożej bojaźni!".
Był u księdza : "Niegodzienem ja rozgrzeszenia ,
Lecz gdy wyznam zło spełnione , ulżę sumieniu.
Setki ludzi rozkazami ja wyniszczyłem ,
Ośmiu Żydów własnoręcznie kulą zabiłem.
Przy dziewiątym spust się zaciął - nożem w pierś dźgnąłem
I w mej złości już po śmierci trupa nim ciąłem.
I gwałciłem , rabowałem , torturowałem -
Wszelkich bestialstw przyfrontowych ja się imałem."
"A czy skruchę za to czujesz?" "Czuję" "Niebożę ,
ja rozgrzeszyć cię nie mogę z win twoich morza.
Łaska Boga niezmierzona , proś jej bez nadziej -
Idź w pokoju , ale nie wiem , czy jest ci radziej".
Więc esesman wrócił błagać życie do chaty ,
Umilkł w sobie i niestałe były mu daty.
Żony swojej uściskami z koszmarów leczon ,
Zapominał Żyda , co był przezeń usieczon.
Tak się w karmazynach ranka wtapiali w siebie ,
że się dusze roztęskniały jak na pogrzebie!
Nie rozróżnił by w misterium nikt tym istnienia ,
Gdzie jest życie , a gdzie śmierć jest w tym przytuleniu!
I w koszmarach ją zabijał , i wmglony w jawę
z objęć siłą się wyrywał , idąc po strawę.
Aż pewnego dnia po pracy poszedł do szynku ,
A tam stało ośmiu Żydów w równym ordynku.
I z jęczmiennej popijali piwo otchłani ,
Nędzne szmaty i łachmany mając z ubrania.
Piwo zdało się nicością , a nicość piwem ,
A esesman już nie wiedział , czy świat jest żywy.
Wybiegł z szynku , obejmując dłońmi swą głowę ,
A tu lunął nań grad krwisty jak Boga słowa.
A w tej krwi , szkarłatny śmiercią , stał Żyd dziewiąty ,
Rzeknie słowo - z dachu szynku wiatr zrywa gonty!
Gdy dwa słowa - Szeolitów chór z nieba spada
i szukając nowych ofiar , drogi świat bada!
Już się czernią ciszy zasnuł chabrowy błękit!
Już pomocy świat nie może dać ni wyręki!
I przemówił Żyd w piorunie : "Miecz kary oto
Wskaże ci , żeś nie mniej mglistą niż ja istotą!
Aniś nie mniej w wirydarzach zgubion bezkresu!
Aniś nie mniej nieobronny bronią czy kiesą!
Wyście naród nasz gubili gazem trującym -
ja w moczarów cię wyziewy wepchnę gnijących!
I na wieki będziesz skomlał zmartwcem bagiennym ,
darmo chcąc wspomnienia grążyć w te muły denne!"
Chciał esesman krzyżem padłszy win swych wyznanie
Rzec , lecz próżno by tu prosić o zmiłowanie!
I rzekł cicho : "Jeśli trzeba - będę się kąsać
I nocami w tanie błędnych ogników pląsać.
Póki Boży sąd wyroku mi nie wyznaczy ,
Zatraciłem wiarę , że kto zbrodnie przebaczy.
Jeno daj mi jeszcze spojrzeć w kolory świata ,
Nim dawnego na pokutę zabierzesz kata.
Jeno daj mi zapamiętać krwawnika liście
I pozłotę topol bujnych tak zamaszyście.
Jeno ukaż mi czerwony cień widnokręgu
Na mrówczanym dębie mocnym jak kowal tęgi!"
I milczący bezświat wyszedł z płaszcza upiora
I przez bezlas szli w trzech lasem - aż nad jezioro.
Raz im zdało się po drodze , że słyszą sowę ,
A to wieczność im dudniła hymn po parowach.
Lśnił się czarny las srebrzyście martwych wyrzutem!
I nie dojdziesz , jak tam straszne grały się nuty!
I huk dzwonów srebrnomgielnych puszczę rozdzwonił!
I się czeluść przełamała jeziornej toni!
Każdy liść się zdałby raczej - skokiem ku trumnie!
Szybciej światło umykało - niż myszy w gumnie!
A tu z wody wychynęły duchy ruczajów
I ondyny - te stęsknienia świata za rajem!
I pobiegły rozplątywać te ziemi ściegi ,
Co byt leśny odmieniały od jeziornego!
Ale upiór chęć ich wstrzymał dłonią zbielałą ,
By się wpatrzeć w esesmana duszę i ciało.
A ten płakał swoją skórą , wstrząsał się dreszczem ,
Śląc swą żałość rączą w świata kochaną przestrzeń!
Strząsnął z niego Żyd doczesność jak z drzewa korę
I te same naszli w oczach swoich kolory.
Czy był wokół czas , to wiedzą tylko wodnice
I Bóg może , i drzew starych chromne pniewice!
I się wzajem wmniemywa
|