« 1 2 »
Nick:mars7 Dodano:2006-07-03 18:34:39 Url:http://one6.pl/ Wpis:Czasami pomiedzy tymi stronami mozna znalezc jeszcze cos wartosciowego... az dziw :)
Nick:zamiastowy koźlarz Dodano:2005-01-22 01:44:56 Url:www.ochyda.abc.pl Wpis:LEW i ZWIERZĘTA


Lew, ażeby dał dowód, jak wielce łaskawy,

Przypuszczał konfidentów do swojej zabawy.

Polowali z nim razem, a na znak miłości

On jadł mięso, kompanom ustępował kości.

Gdy się więc dobroć taka rozgłosiła wszędy,

Chcąc im jawnie pokazać większe jeszcze względy,

Ażeby się na jego łasce nie zawiedli,

Pozwolił, by jednego spośród siebie zjedli.

Po pierwszym poszedł drugi i trzeci, i czwarty.

Widząc, że się podpaśli, lew, choć nieobżarty,

Żeby ująć drapieży, a sobie zakału,

Dla kary, dla przykładu, zjadł wszystkich pomału.
Nick:tfoja mamusia Dodano:2005-01-16 17:38:40 Wpis:ty ***u kszywy
Nick:Henryk Sienkiewicz Dodano:2005-01-16 14:29:06 Wpis:Henryk Sienkiewicz
Janko Muzykant

Przyszło to na świat wątłe, słabe. Kumy, co się były zebrały przy tapczanie położnicy kręciły głowami i nad matką i nad dzieckiem. Kowalka Szymonowa, która była najmądrzejsza, poczęła chorą pocieszać:

- Dajta - powiada - to zapalę nad wami gromnicę, juże z was nic będzie, moja kumo; już wam na tamten świat się wybierać i po dobrodzieja by posłać, żeby wam grzechy wasze odpuścił.

- Ba powiada druga - a chłopaka to zara trza ochrzcić; on i dobrodzieja nie doczeka, a - powiada - błogo będzie, co choć i strzygą się nie ostanie.

Tak mówiąc zapaliła gromnicę, a potem wziąwszy dziecko pokropiła je wodą, aż poczęło oczki mrużyć, i rzekła jeszcze.

- Ja ciebie "krzcę" w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego i daję ci na przezwisko Jan, a terazże, duszo "krześcijańska", idź, skądeś przyszła. Amen!

Ale dusza chrześcijańska nie miała wcale ochoty iść, skąd przyszła, i opuszczać chuderlawego ciała, owszem, poczęła wierzgać nogami tego ciała, jako mogła, i płakać, chociaż tak słabo i żałośnie, że jak mówiły kumy: "Myślałby kto, kocię nie kocię, albo co!" Posłano po księdza; przyjechał, zrobił swoje, odjechał; chorej zrobiło się lepiej. W tydzień wyszła baba do roboty. Chłopak ledwo "zipał", ale zipał; aż w czwartym roku okukała kukułka na wiosnę chorobę, więc się poprawił i w jakim takim zdrowiu doszedł do dziesiątego roku życia.

Chudy był zawsze i opalony, z brzuchem wydętym, a zapadłymi policzkami; czuprynę miał konopną, białą prawie i spadającą na jasne wytrzeszczone oczy, patrzące na świat, jakby w jakąś niezmierną dalekość wpatrzone. W zimie siadywał za piecem i popłakiwał cicho z zimna, a czasem z głodu, gdy matula nie mieli co włożyć ani do pieca, ani do garnka; latem chodził w koszulinie przepasanej krajką i w słomianym "kapalusie", spod którego obdartej kani spoglądał zadzierając jak ptak głowę do góry. Matka, biedna komornica, żyjąca z dnia na dzień niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała "odmieńcem". W ósmym roku chodził już jako potrzódka za bydłem lub, gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru. Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie boże. Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie wiadomo skąd się takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie. Wszędzie je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał. Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami na jagody, to się wróci bez jagód i mówi szepleniąc:

- Matulu! tak ci w boru "grlało". Oj! Oj!

A matka na to:

- Zagram ci ja, zagram! nie bój się!

Jakoż czasem sprawiała mu warząchwią muzykę. Chłopak krzyczał, obiecywał, że już nie będzie, a taki myślał, że tam coś w boru grało... Co? Albo on to wiedział?... Sosny, buki, brzezina, wilgi, wszystko grało: cały bór, i basta! Echo też... W polu grała mu bydlica, w sadku pod chałupą ćwierkotały wróble, aż się wiśnie trzęsły! Wieczorami słuchiwał wszystkich głosów, jakie są na wsi, i pewno myślał sobie, że cała wieś gra. Jak posłali go do roboty, żeby gnój rozrzucał, to mu nawet wiatr grał w widłach.

Zobaczył go tak raz karbowy stojącego z rozrzuconą czupryną i słuchającego wiatru w drewnianych widłach... zobaczył i odpasawszy rzemyka, dał mu dobrą pamiątkę. Ale na co się to zdało! Nazywali go ludzie "Janko Muzykant"!... Wiosną uciekał z domu kręcić fujarki wedle strugi. Nocami, gdy żaby zaczynały rzechotać, derkacze na łąkach derkotać, bąki po rosie burczyć; gdy koguty piały po zapłociach, to on spać nie mógł, tylko słuchał i Bóg jeden wie, jakie on i w tym nawet słyszał granie... Do kościoła matka nie mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczą organy lub zaśpiewają słodkim głosem, to dziecku oczy tak mgłą zachodzą, jakby już nie z tego świata patrzyły...

Stójka, co chodził nocą po wsi i aby nie zasnąć liczy
Nick:Henryk Sienkiewicz Dodano:2005-01-16 14:28:47 Wpis:Henryk Sienkiewicz
Janko Muzykant

Przyszło to na świat wątłe, słabe. Kumy, co się były zebrały przy tapczanie położnicy kręciły głowami i nad matką i nad dzieckiem. Kowalka Szymonowa, która była najmądrzejsza, poczęła chorą pocieszać:

- Dajta - powiada - to zapalę nad wami gromnicę, juże z was nic będzie, moja kumo; już wam na tamten świat się wybierać i po dobrodzieja by posłać, żeby wam grzechy wasze odpuścił.

- Ba powiada druga - a chłopaka to zara trza ochrzcić; on i dobrodzieja nie doczeka, a - powiada - błogo będzie, co choć i strzygą się nie ostanie.

Tak mówiąc zapaliła gromnicę, a potem wziąwszy dziecko pokropiła je wodą, aż poczęło oczki mrużyć, i rzekła jeszcze.

- Ja ciebie "krzcę" w Imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego i daję ci na przezwisko Jan, a terazże, duszo "krześcijańska", idź, skądeś przyszła. Amen!

Ale dusza chrześcijańska nie miała wcale ochoty iść, skąd przyszła, i opuszczać chuderlawego ciała, owszem, poczęła wierzgać nogami tego ciała, jako mogła, i płakać, chociaż tak słabo i żałośnie, że jak mówiły kumy: "Myślałby kto, kocię nie kocię, albo co!" Posłano po księdza; przyjechał, zrobił swoje, odjechał; chorej zrobiło się lepiej. W tydzień wyszła baba do roboty. Chłopak ledwo "zipał", ale zipał; aż w czwartym roku okukała kukułka na wiosnę chorobę, więc się poprawił i w jakim takim zdrowiu doszedł do dziesiątego roku życia.

Chudy był zawsze i opalony, z brzuchem wydętym, a zapadłymi policzkami; czuprynę miał konopną, białą prawie i spadającą na jasne wytrzeszczone oczy, patrzące na świat, jakby w jakąś niezmierną dalekość wpatrzone. W zimie siadywał za piecem i popłakiwał cicho z zimna, a czasem z głodu, gdy matula nie mieli co włożyć ani do pieca, ani do garnka; latem chodził w koszulinie przepasanej krajką i w słomianym "kapalusie", spod którego obdartej kani spoglądał zadzierając jak ptak głowę do góry. Matka, biedna komornica, żyjąca z dnia na dzień niby jaskółka pod cudzą strzechą, może go tam i kochała po swojemu, ale biła dość często i zwykle nazywała "odmieńcem". W ósmym roku chodził już jako potrzódka za bydłem lub, gdy w chałupie nie było co jeść, za bedłkami do boru. Że go tam kiedy wilk nie zjadł, zmiłowanie boże. Był to chłopak nierozgarnięty bardzo i jak wiejskie dzieciaki przy rozmowie z ludźmi palec do gęby wkładający. Nie obiecywali sobie nawet ludzie, że się wychowa, a jeszcze mniej, żeby matka mogła doczekać się z niego pociechy, bo i do roboty był ladaco. Nie wiadomo skąd się takie ulęgło, ale na jedną rzecz był tylko łapczywy, to jest na granie. Wszędzie je słyszał, a jak tylko trochę podrósł, tak już o niczym innym nie myślał. Pójdzie, bywało, do boru za bydłem albo z dwojakami na jagody, to się wróci bez jagód i mówi szepleniąc:

- Matulu! tak ci w boru "grlało". Oj! Oj!

A matka na to:

- Zagram ci ja, zagram! nie bój się!

Jakoż czasem sprawiała mu warząchwią muzykę. Chłopak krzyczał, obiecywał, że już nie będzie, a taki myślał, że tam coś w boru grało... Co? Albo on to wiedział?... Sosny, buki, brzezina, wilgi, wszystko grało: cały bór, i basta! Echo też... W polu grała mu bydlica, w sadku pod chałupą ćwierkotały wróble, aż się wiśnie trzęsły! Wieczorami słuchiwał wszystkich głosów, jakie są na wsi, i pewno myślał sobie, że cała wieś gra. Jak posłali go do roboty, żeby gnój rozrzucał, to mu nawet wiatr grał w widłach.

Zobaczył go tak raz karbowy stojącego z rozrzuconą czupryną i słuchającego wiatru w drewnianych widłach... zobaczył i odpasawszy rzemyka, dał mu dobrą pamiątkę. Ale na co się to zdało! Nazywali go ludzie "Janko Muzykant"!... Wiosną uciekał z domu kręcić fujarki wedle strugi. Nocami, gdy żaby zaczynały rzechotać, derkacze na łąkach derkotać, bąki po rosie burczyć; gdy koguty piały po zapłociach, to on spać nie mógł, tylko słuchał i Bóg jeden wie, jakie on i w tym nawet słyszał granie... Do kościoła matka nie mogła go brać, bo jak, bywało, zahuczą organy lub zaśpiewają słodkim głosem, to dziecku oczy tak mgłą zachodzą, jakby już nie z tego świata patrzyły...

Stójka, co chodził nocą po wsi i aby nie zasnąć liczy
Nick:Stefan Żeromski Dodano:2005-01-16 14:26:36 Wpis:Stefan Żeromski
Syzyfowe prace

XVIII

Na początku września tegoż roku Borowicz, jako już młodzian «dojrzały» i cywilny, przybył do Klerykowa z wakacji niby to w celu załatwienia jakichś spraw koleżeńskich, nie cierpiących zwłoki. Ogorzała twarz jego była chuda, wzrok mu płonął. Od wyznania w parku miłości spojrzeniami, bez słów, nie widział «Biruty» ani razu. Napróżno szukał jej wszędzie, napróżno czatował po rogach ulic, w bramie sąsiedniej kamienicy, w parku, u ścian gimnazjum żeńskiego, we dnie i nocami. Zginęła dlań, jakby się w ziemię zapadła. Wiedział tyle tylko, że jest w Klerykowie i że zdaje na patent dojrzałości. Egzamina pisemne i ustne, wręczenie świadectw, uczta pożegnalna, zdjęcie mundurów, ostatni dzień i ostatnia noc w Klerykowie - wszystko to minęło dla niego, jak nierzeczywistość, luźnie tycząca się jego osoby. Wakacje spędził w domu u ojca, który zapadł był bardzo na zdrowiu. Marcin musiał prowadzić całkowite gospodarstwo folwarczne, pilnować sianokosu i żniw. Gdy już wszystko sprzątnął, wyrwał się z domu na kilka dni. Ledwie wysiadł z bryczki, umył się w zajeździe i pędem wybiegł z jego bramy, - padł w otwarte ramiona starej Przepiórzycy. Babcia rozpłakała się z miejsca.
- Takiś to ty, Marcinek, taka to dobroć w twojem sercu... Gimnazjum skończyłeś, patent masz w garści, a do starej, co ci tylim ssipalcem widziała, nie przyszedłeś powiedzieć: - adiu Fruziu, jadę sew świat! Ładnie to tak, godzi się to tak? A przecie my z twoją matką nieboszczką...
Nie było sposobu. Marcin musiał razem z nią iść na uroczystą kawę. Stanąwszy we drzwiach znajomego mieszkania, ujrzał przed sobą radcę Somonowicza drepcącego po izbie. Staruszek był już teraz całkiem zgarbiony. Plecy wygięły mu się w pałąk, a końce długiego surduta, jak opuszczone skrzydła, wiewały z obudwu stron skulonej figury. Radca posunął się bardzo od czasu śmierci kolegi Grzebickiego. Już teraz nikt prawie nie rozumiał tego, co mówił o przyczynach, powodach i błędach rewolucji 31 roku, nikt nie akceptował, ani przeczył ze świadomością. Radca patrzał na Marcina wytrzeszczonemi oczyma i nie poznawał.
- Nie mam... - mruczał - nie mam waćpana, wcale nie mam przyjemności...
- Cóż radca znowu wyprawiasz, - zakrzyknęła na niego stara Przepiórzyca, przecie to nasz Borowicz, Marcinek...
- A prawda, - mamrotał Somonowicz, - przecie to nasz Borowicz... Marcinek... - ale patrzył nań wciąż z niedowierzaniem i sromotnem opuszczeniem dolnej wargi. Dopiero po upływie pewnego czasu nagle krzyknął:
- Ba, cóż mi gadacie? Przecie to jest ten smarkaty Borowicz, Marcinek Borowicz, co tu mieszkał!
- To pan radca teraz mię dopiero poznaje?... - zaśmiał się przyszły student.
- Ale bo z waćpana tyli koń wyrósł, że ani sposobu! Patrzcież się państwo!... Czemuż to znowu mundur zdjąłeś i latasz w cywilnej szacie?
- Albo to nie czas, panie radco? Skończyłem gimnazjum.
- O, jak mi Bóg miły! - zakrzyknął staruszek. - Gimnazjum skończył! No i cóż teraz - do ojca na wieś walisz?
- Ale gdzież tam - jadę do Warszawy...
- A ty tam poco?
- No, na uniwersytet.
- Jest! Znowu na uniwersytet... Co ci po tem, wal na wieś, zajmij się interesami starego!...
- Nie, ja pojadę do Warszawy.
Radca odął bezzębne usta, wytrzeszczył oczy i ruszył w swój pochód z kąta w kąt stancyjki. W czasie tej rozmowy z za portjery ukazała się panna Konstancja. Borowicz wyciągnął do niej rękę z serdecznym uściskiem. Pannisko, zestarzałe już zupełnie, szepnęło swoje: - a, powinszować!... - i zasiadło w kącie izby do roboty na drutach. Od czasu do czasu panna Konstancja rzucała okiem na barczystą postać Marcina z wyrazem wielkiego smutku. Wszystko na ziemi krzewiło się, mężniało, szło dokądś z furją w życie, oprócz niej, oprócz niej jednej, co wrosła w swe miejsce niby drzewo próchniejące. Z sąsiedniego pokoju wysunął się młody Przepiórkowski, łysy już, jak kolano, przywitał się z Marcinem i siadł w drugim kąciku. Stara Przepiórzyca, zarządziwszy, jakie imbryki mają być przystawione, wróciła do pokoju i rzekła:
- O nas to już wiesz pewno, Marcinek?
- Cóż ja mam wiedzieć?
Nick:kowal uliczny Dodano:2005-01-16 14:17:18 Wpis:jestem zbulwersowany! Wstydź się człowiecze...przecież nasz Polski język nie powinno się w tak niegodziwy sposób bezcześcić...radzę się głęboko zastanowić nad postawą życiową...i zdjąć tę stronę z sieci...pozdrawiam...coprawda niezbyt chętnie, ale jeśli bardzo byś chciał to mogę dać ci zniżkę...bo widzisz, Ja to jestem porządny kurna obywatel...weź ze mnie przykład syneczku...pewien filozof aramejski rzekł bowiem, że mądrym człowiekiem jest ten, który nie zastanawia się zbytnio nad tzw. *****ołami (czyli np. gry komputerowe typu quake lub counterstrike) a bardziej nad zagadnieniami życia codziennego (hydraulika, ścinanie drzew, murowanie...)...Widzisz teraz, mam nadzieję, Moją przewagę nad tobą...
Nick:hydraulik miejscowy Dodano:2005-01-16 13:54:08 Url:www.interis.pl Wpis:mam bardzo ładne zapalniczki benzynowe... po sześć złotych,osiemdziesiąt jeden groszy... może jest Pan zainteresowany?? po Pańskiej stronie widać, że jest Pan potencjalnym klientem..
Nick:drwal okoliczny Dodano:2005-01-16 13:46:08 Wpis:ty c***u... jesteś głupkiem, jak można zrobić sobie tak gównianą stronę... to w ogóle nie jest strona...no c*** po prostu.... "i c***!".. (by Kury)...a ode mnie..."no, to c***, ****a..."
Nick:MORADIN I JEGO SKURWIONA Dodano:2005-01-09 09:56:23 Wpis:narf to pała co dupy wszystkim dała
do dzioba tez brała bo taka jego kara.....HMMMMM TROCHE NEIDOCWELONY! DOCWELONY! NIE < TAK :] haaa >MILCZĄCE OSTRZE TNIE NAJLPIEJ
Nick:kUrwy cwele i menele Dodano:2005-01-06 15:42:29 Wpis:ssij mi druta narfie za***any mike to konus i robi lody
Nick:narf Dodano:2004-11-15 20:51:10 Wpis:szmato laciata!
Nick:twójtatuś Dodano:2004-11-10 14:09:40 Wpis:***u mały
Nick:narf Dodano:2004-10-15 19:51:56 Wpis:asdaasda
Nick:Mr. Headzik Dodano:2004-10-15 18:50:25 Wpis:idiota :/ fajne masz zajafki...
@@@@!!###$%!@@!@$@$#
wypas!!!!!!!!
Nick:narf Dodano:2004-10-13 13:04:33 Url:http://www.network-science.de/ascii/ Wpis::::. :::. :::. :::::::.. .-:::::'
`;;;;, `;;; ;;`;; ;;;;``;;;; ;;;''''
[[[[[. '[[ ,[[ '[[, [[[,/[[[' [[[,,==
$$$ "Y$c$$c$$$cc$$$c $$$$$$c `$$$"``
888 Y88 888 888,888b "88bo,888
MMM YM YMM ""` MMMM "W" "MM,

ale fajnie dziala
Nick:narf ?? Dodano:2004-10-13 13:01:24 Wpis:@@@ @@@ @@@@@@ @@@@@@@ @@@@@@@@
@@@@ @@@ @@@@@@@@ @@@@@@@@ @@@@@@@@
@@!@!@@@ @@! @@@ @@! @@@ @@!
!@!!@!@! !@! @!@ !@! @!@ !@!
@!@ !!@! @!@!@!@! @!@!!@! @!!!:!
!@! !!! !!!@!!!! !!@!@! !!!!!:
!!: !!! !!: !!! !!: :!! !!:
:!: !:! :!: !:! :!: !:! :!:
:: :: :: ::: :: ::: ::
:: : : : : : : : :
Nick:narfek Dodano:2004-10-05 16:23:21 Wpis:pff :F
wyjdz stad, szLamo.. :-///
Nick:ktos Dodano:2004-10-03 22:13:19 Wpis:narf ty cioto!!!
Nick:narf Dodano:2004-09-24 18:41:58 Wpis:no, niestety trzeba, ale ja jeszcze zrobie kiedys (ja wam jeszcze pokaze! :D) stronke matfizuf, i nie bedzie trzeba ie uzywac. :x

btw: ta stronka (k3z.prv.pl) dziala _tylko_ pod ie.. :DDDDDDDD
« 1 2 »