Właśnie zachodzi słońce zlizując pomarańcz z dachówek bloku obok. Wkrótce przykryje je noc, a wtedy staną się czarne. Niemalże tak, jak moje stęsknienie za Tobą, które odrodziło się znów w ten weekend, byś ugłaskał je niedzielnym popopołudniem. Dobrze, że nasz cień nie jest czarny i uśmiecha się do nas w kształcie litery "M" (nie napiszę, że jak miłość, bo oszpeci to, co najpiękniejsze prostym skojarzeniem z medialnym bajzlem) lub układa się w śliczne, foremne serce. Lubię tak iść do przodu z Tobą, z każdym dniem, ciesząc się tą niewymiernością, którą otrzymaliśmy od życia. I lubię być tak jak dzisiaj, kiedy śmiejemy się głośno-prosto w twarz lub za plecami, a razem z nami śmieje się tramwaj potykający się o tory i te twarze mijane, spotykane gdzieś między krawężnikami, a ścianami kamienic. Wtulam się w Ciebie całując zmarznięty nosek. Mój Ty tylko Mój. Dachówki powoli zapadają w cień, ja oddam się literom, żeby Ci je oddać, kiedy oddasz mi zeszyt do przechowania:) I liczę: na siebie, że nie skończy się na obietnicy danej samej sobie, iż nie przyznam się Ci, że coś tu dodałam; na Ciebie, że przypadkiem (jak zwykle) to ze mnie wyciągniesz; i ponownie na Ciebie, że gdy tu trafisz za pewien czas, sprawi Ci te kilka liter taką przyjemność, jak mnie dzisiejsze popołudnie..*:
|