Ja też tęsknię za miejscem, gdzie wyjeżdżając na wakacje można zostawić sąsiadowi klucze i ufać mu, ze podleje kwiatki, nie zapomni i nie narobi szkód. Mam mieszkanie w takim miejscu, na Dolnym Mokotowie, w starej kamienicy praktycznie w parku .... sąsiedzi wiedza o sobie wiele, pomagają sobie wzajemnie, są mili, choć czasami może mi przeszkadzać ich wścibstwo:J wystarczy szczęknąć klamka drzwi wejściowych, żeby z obu sąsiednich mieszkań ktoś wyjrzał! Faktem jest, ze rzadko tam bywam. Mieszkam w 15-pietrowym molochu na betonowym blokowiskowym osiedlu - sypialni. Kiedyś, w latach braków kryzysowych kwitła pełna współpraca miedzy lokatorami – wzajemne zajmowanie kolejki, informowanie: „co gdzie można dostać”, pomoc przy remontach, wnoszeniu mebli, pożyczanie świeczek, gdy zabrakło prądu... ja wtedy siedziałam na ciemnych schodach i z dzieciakami sąsiadów opowiadaliśmy sobie historie o duchach.
Teraz już wszystko można dostać, do remontów zamawia się ekipę i współpraca zdechła J
Może posiadanie - lub dążenie do niego – rodzi izolację, świadomie lub podświadomie broni się przed innymi tego, co się osiągnęło, zdobyło, kupiło, chce się zachować tylko dla siebie, utrzymać dystans od innych ?
Widziałam kiedyś taką historyjkę obrazkową: młode małżeństwo najpierw przytulone do siebie na motorze, ciało przy ciele, bliziutko, a na dalszych klatkach – coraz starsi i lepiej sytuowani coraz dalej od siebie siedzący w coraz to większym, lepszym samochodzie.
Nie twierdzę, że każda bieda rodzi bliskość, a bogactwo – izolację. Ale może stwarza bardziej sprzyjające ku nim warunki...
|