Beznadziejna miłość

<1>

2005-10-02 19:45:30
oj, juz mi przeszło, ale wpieram duchowo wszystkie dziewczyny które zakochały sie w księdzu. buziabuzia

2005-05-05 19:14:09
Witam wszystkich !
W sumie to mam taki sam problem jak Wy wszystkie. A więc: mimo, że mam dopiero 16 lat to zakochałam się w 29- letnim facecie, gdzie po pół rocznym związku na własne oczy widziałam jak mnie zdradził ;( nic z tych rzeczy, poprostu się zakochałam. Po kilku miesiacach cierppienia i bólu jakie mi tamten facet wyrządził, na swojej drodze spotkałam księdza. Własnym oczom nie wierzyłam, że tak pzystojny i młody (28lat) człowiek może być księdzem. Zauroczył mnie swoją osobą i ogólnie. Boję się, że już się w nim zakochałam, ale nie mogę przestać o nim myśleć, a gdy uświadamiam sobie, że to jest nierealne to płacze. Przystępuję teraz do sakramentu bierzmowania i widze Go codziennie, patrzy się na mnie, puszcza oczka...etc
Nie wiem co mam robić.... ;(
Pomóżcie mi.... proszę !

2005-04-24 00:47:30
Ja też jestem zakochana w Kapłanie. Nie mam komu o tym powiedzieć. On wie o mojej miłości. To co się ze mną dzieje teraz jest bolesne. Na początku było dobrze, kochałam Go, nie miałam myśli erotycznych, ale kiedy stałam się starsza inaczej już na niego patrzyłam a teraz jest tylko cierpienie. Nie przespane noce, ból, płacz, modlitwa o czuły gest Jego serca, o Jego ciepło. Łączy nas bardzo wiele, ale jest we mnie pustka i nie spełnienie jako kobiety. Wiem że tylko On byłby w stanie ukoić mój ból. Miłości silnej nie da się zagłuszyć, zmienić, ukoić. Prubowałam wszystkiego. Najgorszy jest ból i cierpienie bez ukochanego. Powiedziałam ostatnio o tym mojemu chłopakowi i ryczałam przy tym jak bóbr. On powiedział że chce ze mną być mimo wszystko bo mnie kocha a ja jestem zimna jak lód. Dlaczego Bóg sobie ze mnie żaetuje?Jest mi bardzo trudno i nie wiem jak dalej sobie poradzę.

2005-04-12 01:43:02
Pani psycholog i droga "ip" ja natomiast jestem w zupełnie odwrotnej sytuacji, mam nadzieję, że nie odbierzecie mnie źle, ale: ja mam męża i ... kogos, kogo kocham, nie to nie jest "kochanek", ja nie jestem w stanie tak go nazwać. Yyyy... ciężko o tym mówić, ale: jestem mężatką prawie trzy lata, razem w związku jesteśmy już osiem lat. Mam 28 lat, mąż też. Mój mąż jest... osobą niepotrzebującą i niedającą czułości, w łóżku "błyskawicą", które to zresztą "zjawisko" jest mi na rękę, bo mimo, że współżyjemy ze sobą osiem lat mnie "ciągle boli", seks nie sprawia mi z nim przyjemności, ale tak jest (jak pamiętam) od zawsze :(. Mogę się do niego przytulać tylko wtedy kiedy on ma na to ochotę, nie ja. Nie mogę mu siadać na kolanach, bo mam "kościsty tyłek" (ważę 50 kg - ciągle tyle samo, ale kiedyś mówił, że jestm gruba ????). Na spacery chodzimy paczką, to znaczy ja jestem z dziewczynami, a on z chłopakami - niby razem, ale jednak osobno. Nigdy i nigdzie nie byliśmy sami, nawet w nas w domu jesteśmy zawsze z kimś trzecim :((. My nie umiemy przebywać tylko ze sobą, zawsze "potrzebujemy" kogoś trzeciego. Nigdy nie byliśy sami, we dwoje na wakacjach. Teraz (udajemy) staramy się o dziecko, ale to raczej nierealne, bo sypiamy ze sobą raz na 2-3 tygodnie i ... najczęściej nie "kończymy" bo pokłócimy się w trakcie np. o pozycję, lub o to , że "mnie ciągle boli" - on nie może tego zrozumieć, a ja nie jestem w stanie wytłumaczyć logicznie (ani jemu ani sobie) "dlaczego boli". To taki typ "macho", dla niego jest "ja!" i tyko "ja!!!".
Mam też wieloletniego przyjaciela, to znaczy, myślałam tak 3-4 lata temu, że to jest mój przyjaciel. Ale własnie 3,5 roku temu okazało się, że czujemy do siebie nie tylko sympatię ale i pożądanie. Nasz pierwszy raz był jeszcze przed moim ślubem i ... trochę mi wstyd, ale nie byłam sobą, byłam "demonem seksu" O Jezu! to było coś czym zaskoczyłam samą siebie, bez pruderii, bez wsytdu, bez zahamowań... Później była poważna rozmowa, to znaczy on mówił, że tak nie można, że to nie fer, że na dłuższą metę nie pasujemy do siebie, że było cudownie, ale nie..., żebym zrozumiała i wybaczyła, a ja... słuchałam i przytakiwałam, choć mialam ochotę krzyczeć, że chcę być z nim, że dopasujemy się do siebie, ale ... nie wykrzyczałam tego, nie powiedziałam nic... Nasz kontakt "urwał" się na kilkanaście miesięcy. Ja w tym czasie, dokładnie po czterech miesiącach zaczęłam organizować swój "wymarzony" ślub. Zorganizowałam (sama! bo przyszły mąż nie miał czasu ani ochooty się tym zajmować) i po ośmiu miesiacach od "tamtego razu" było wesele. On, zresztą, był na niego zaproszony (bo to jest nasz wspólny znajomy). Pamietam życzenia od wszystkich , ale od Niego - nie. On chyba tylko mnie przytulił, bez słowa. Minęło następnych kilkanaście miesięcy i ... spotkaliśmy się, miało to być czysty koleżeńskie spotkannie, nie widywaliśmy się przez prawie rok, ale... (to strasznie "Harlekinowe") otarliśmy się niechcąco o siebie i gdy spotkały się nasze spojrzenia... to było czyste szaleństwo... zaczęliśmy się całować ja opętani, wręcz zjadaliśmy się... jeszcze nigdy w życiu nie czułam takiego pożądania, jeszcze nigdy w życiu moje ciało nie eksplodowało pod dotykiem... kochaliśmy się całą noc, nigdy nie miałam tylu orgazmów... bez uczucia spełnienia. Pragnęłam Go bardziej "po" niż "przed" i On też. Zaczęliśmy się spotykać, najpierw raz w tygodniu - na te kilkanaście godzin z Nim czekałam cały tydzień (mój mąż często wyjeżdża). Później spotykaliśmy się coraz częściej, dzisiaj widujemy się prawie codziennie, zawsze znajdzie się jakiś pretekst :)).
...bardzo długo nie rozmaiwliśmy o naszej sytuacji, omijaliśmy ją wielkim łukiem, bardzo długo nie wypowiadaliśmy magicznego "kocham Cię" ale ostatnio przełamaliśmy tabu. Zawsze dużo i długo rozmawiamy, o wszystkim, o dzieciństwie, o rodzicach, o szkole, o pracy i tym o czym nie pisze się nawet w pamięnikach - o wszystkim. Wg mnie to aż niemożliwe, że można z kimś tyle rozmawiać i cały czas mieć uczucie, że jeszcze coś, że mam mu tyle do opowiedzenia, a czas jest nieubłagany i trzeba wracać do siebie :(((
...To trwa już prawie dwa lata, a ja ... nie mam bladego pojęcia co robić dalej???? Gdy mie chę skrzywdzić mojej "góry lodowej" (męża) to krzywdzę siebie i odwrotnie. CO ROBIĆ??????????

2005-03-25 01:18:21
ja tez kocham tak nieszczęsliwie, tak głupio... najpierw była pzryjaźń, później miłość... spotyklaiśmy sie jakiś czas, było to dla nas najszczęśliwsze pół roq w zyciu, ale on ma żonę. nie chce jej zostawić, bo ją też kocha. nie umiemy o sobie niemyslec, tesknimy, cierpimy... mimo wszystko jestem szczęsliwa, ze skosztowalam smaq milości. czasem poprostu tak jest, ze nie mozemy byc z kims kogo kochamy, ale wspomnien nikt nam nie zabierze...

2005-03-11 19:44:10
No dobrze, szanowna Pani Psycholog...to wszystko przy zalozeniu, ze nie doszlo do kontaktu cielesnego z "zakazanym" mezczyzna. A jak juz doszlo to co?
Zgadzam sie natomiast, ze lepiej "skorzystac" ze stanu zakochania, niz przezywac go smiertelnie, ciagle zadajac sobie dobijajace pytanie: "co bedzie jutro?".

2004-12-28 17:34:16
Od niedawna spotykam się z mężczyzna, z którym jest mi dobrze, zaspokaja mnie pod kazdym względem, ale najważniejsze, czuję się przy nim bezpieczna; ale co z tego, skoro jestem z nim, aby zapomnieć o kimś kogo kocham, a kogo tak naprawdę nie znam. Z jednej przepaści w drugą, jaki to ma sens. Teraz moja niepoznana miłość chce coś rozpocząć, nie wiem czemu, może zauwazył, że coś stracił, co miał przez dwa lata, ale ja nie potrafię zostawić mojego obecnego partnera, bo odchodząc zranię go barzdo, ale przecież będąc z nim również nie jestem w porządku, bo myślę o innym, który po 2 latach zapragnął mnie. To jest błędne koło. Czasem mam już tego dość, budzę się i nie wiem... no właśnie, nic nie wiem, jest mi piekielnie żle...

2004-12-28 17:33:57
Od niedawna spotykam się z mężczyzna, z którym jest mi dobrze, zaspokaja mnie pod kazdym względem, ale najważniejsze, czuję się przy nim bezpieczna; ale co z tego, skoro jestem z nim, aby zapomnieć o kimś kogo kocham, a kogo tak naprawdę nie znam. Z jednej przepaści w drugą, jaki to ma sens. Teraz moja niepoznana miłość chce coś rozpocząć, nie wiem czemu, może zauwazył, że coś stracił, co miał przez dwa lata, ale ja nie potrafię zostawić mojego obecnego partnera, bo odchodząc zranię go barzdo, ale przecież będąc z nim również nie jestem w porządku, bo myślę o innym, który po 2 latach zapragnął mnie. To jest błędne koło. Czasem mam już tego dość, budzę się i nie wiem... no właśnie, nic nie wiem, jest mi piekielnie żle...

2004-12-28 17:32:38
Od niedawna spotykam się z mężczyzna, z którym jest mi dobrze, zaspokaja mnie pod kazdym względem, ale najważniejsze, czuję się przy nim bezpieczna; ale co z yego, skoro jestem z nim, aby zapomnieć o kimś kogo kocham, a kogo tak naprawdę nie znam. Z jednej przepaśi w drugą, jaki to ma sens. Teraz moja niepoznana miłość chce coś rozpocząć, nie wiem czemu, może zauwazył, że coś stracił, co miał przez dwa lata, ale ja nie potrafię zostawić mojego obecnego partnera, bo odchodząc zranię go barzdo, ale przecież będąc z nim również nie jestem w porządku, bo myślę o innym, który po 2 latach zapragnął mnie. To jest błędne koło. Czasem mam już tego dość, budzę się i nie wiem... no właśnie, nic nie wiem, jest mi piekielnie żle...

2004-10-12 19:59:31
witam ! ja tez mam takie problem, dotyczy on rozwniez milosci do ksiedza .... Nie martw sie Haniu, nie jestes sama ......... ale Twoja milosc jest miloscia platoniczna ... a moja byla cielesna ! spotykalam sie z nim 3 lata, i wiem ze kochalismy sie .... rozstalismy sie niedawno :( nie wiem co bylo tego przyczyna .. moze lek przed ludzmi .... ?! I don't know... ale wiem, ze to co przezylam bylo czyms wspanialym i nie zapomnianym .... nadal go kocham .. i na dzien dzisiajejszy moge powiedziec ze to jedyny facet w moim zyciu .. jedyna milosc ... jedyne pragnienie moje :) spotykamy sie nieraz .... ale to juz nie to .... juz nie ejstem pewna jego uczyc do mnie ! ale zyje przeszloscia i wiem, ze kiedys mnie kochal .... i tylko to sie dla mnie liczy ! wiec sie nie smuc Hanno .. jzeli go kochasz .. to walcz o te milosc ... masz meza, dzieci .... ale zycie jest tylko jedno .. nalezy go sprobowal ... bo kiedys moze byc juz za pozno ..... aha .... pewnie zastanawiasz sie w jakim wieku bylismy ... ja mam 20 lat o on .... 45 .... a wiedz ze to nie ma najmniejszego znaczenie .. liczy sie uczucie ....reszta jest malowazna ! pozdrawiam ..... :) pa

2004-08-22 15:16:13
hanna zakochała sie nieszcześliwie tak jak mój mąż. jego wybranką została żona brata a gdy należało wreszcie coś wybrać on nie potrafił zostawić mnie po 10 latach małżeństwa. A ona wybrał Mężą a ja musiałam patrzeć jak mój ukochany mężczyzna cierpi. Teraz oboje leczymy rany i szukamy drogi spowrotem do siebie. Na razie jesteśmy na ścieżce nad przepaścią. ale na końcu widać małe światełko oświetlające naszą drogę, tylko musimy jeszcze do niej dotrzec. Mam nadzieje że nam sie uda bo ja jestem pewna mojej miłości i siły przebaczania. On teraz cierpi a ja go wespre i zrobie wszystko aby poczuł sie szcześliwy i Przedewszystkim bezpieczny ze mną.