45-letni Said Musa ma amputowaną jedną nogę. Padł ofiarą wybuchu miny przeciwpiechotnej. Specjalizuje się w rehabilitacji osób, które jak on stały się ofiarami wybuchów niewypałów. Aresztowano go osiem miesięcy temu po tym, gdy próbował się schronić w ambasadzie niemieckiej w Kabulu. Przedtem prezydent kraju Hamid Karzaj zapowiedział rozprawę z chrześcijanami.
Żonę i szóstkę dzieci aresztowanego wyrzucił z ich mieszkania właściciel domu. Uciekli za granicę. Podczas pobytu w więzieniu Musę odwiedził sędzia i złożył mu propozycję nie do odrzucenia - wróci do wiary muzułmańskiej lub czeka go śmierć przez powieszenie. Jednak podczas swojego pierwszego wywiadu prasowego udzielonego "The Sunday Times" Musa oświadczył, że nie zmieni swojego wyznania nawet, gdyby miał umrzeć. - Zabiją moje ciało, ale mój duch należy do Boga - oświadczył.
W ubiegłym tygodniu spotkałem się z fizjoterapeutą w areszcie w Kabulu, w otoczeniu klawiszy i ludzi bezpieki. Wszedł do pokoju dyrektora więzienia, kulejąc i opierając się na pozostałej mu nodze. Jest wychudzony i wymizerowany. Mówi w sposób nerwowy.
Musa nawrócił się na chrześcijaństwo w Kabulu dziewięć lat temu. Pewien wierny z Zachodu udzielił mu chrztu. Przyjaciele mówią, że wpływ na zmianę wiary miały dramatyczne doniesienia o zamachach bombowych w stolicy Pakistanu. Musa zaczął wątpić i zapytywać siebie, dlaczego muzułmanie zabijają niewinnych ludzi. - Biblia naucza, byśmy miłowali swoich nieprzyjaciół. Ona nauczyła mnie jednej zasady - jeśli ktoś cię uderzy w jeden policzek, nadstaw mu drugi - opowiada.
Cierpienia Saida Musy zaczęły się w maju br. Wtedy stacja telewizyjna Noorin TV wyemitowała reportaż na temat ochrzczonych w Kabulu Afgańczykach. Emisja materiału wywołała antychrześcijańskie demonstracje studentów. Palili wizerunki papieża. W stolicy Afganistanu żyje ponad tysiąc wyznawców Chrystusa.
Po obejrzeniu reportażu Karzaj zlecił ministrowi spraw wewnętrznych "podjęcie natychmiastowych poważnych działań mających zapobiec w przyszłości takim zdarzeniom".
Kilka tygodni później służby bezpieczeństwa rozpoczęły rozprawę z afgańskimi chrześcijanami. Gdy policja i tajne służby prowadziły zmasowaną akcję przeszukiwania domów, gdzie mogli skryć się miejscowi chrześcijanie, dziesiątki innych wyznawców tej religii uciekły z kraju. Musa: Nawet gdybym miał umrzeć, nie porzucę Chrystusa. Zabiją ciało, ale mój duch należy do Boga
Aresztowano tylko dwie osoby. Musę, który od 15 lat pracował w klinice ortopedycznej w Kabulu, i mężczyznę o nazwisku Ahmed Szah Reza. Musa oskarża Rezę, że był "kretem" wielkiego ajatollaha Moseniego. Ten radykalny szyicki duchowny prowadzi w stolicy Afganistanu szkołę koraniczną.
Rezę zwolniono z aresztu już po miesiącu na polecenie prokuratora generalnego, bo... wyrzekł się chrześcijaństwa.
W dniu aresztowania Musa odebrał telefon od znajomego, który ostrzegł, że poszukują go służby bezpieczeństwa. Zamierzał poszukać schronienia w ambasadzie Niemiec. Nim tam dotarł, zatrzymali go ubrani po cywilnemu policjanci i wrzucili na tylne siedzenie samochodu. Następnie przewieźli do aresztu Krajowego Zarządu Służby Bezpieczeństwa, gdzie przez 72 dni nieustannie go przesłuchiwano. - Bili mnie i torturowali pałkami. Mówili mi, bym z powrotem przyjął islam. Gdy odmówiłem, nazwali mnie brudnym odszczepieńcem. Usiłowali wydobyć ze mnie nazwiska innych chrześcijan Afgańczyków i cudzoziemców. Powiedziałem im, że nie znam nikogo innego. Zaczęli więc bić mnie ponownie.
Z aresztu Musę przewieziono do więzienia położonego na prowincjach Kabulu. Tutaj poddano go jeszcze gorszym torturom. Klawisze i więźniowie bili go pięściami i pałkami oraz kopali. Pluli mu w twarz i drwiąc, przezywali Jezusem Chrystusem. - Udawałem, że jestem głuchy i niemy. Co miałem robić? Starałem się nie słuchać tego, co mówią, gdy wyzywali mnie od brudasów i odszczepieńców. Jedyne, co mogłem, to modlić się za ich dusze. Sądzili, że jestem szalony - mówi Said Musa.
Mułłowie i sędzia zagrozili, że jeśli w ciągu trzech dni nie przyjmie z powrotem islamu, czeka go egzekucja. Gdy odmówił, nakazali strażom, by "wyciągnęli to brudne zwierzę" z celi i pobili.
Zdesperowany więzień pisał listy do grup obrony praw człowieka, ambasad krajów zachodnich i prezydenta USA. Błagał, by przeniesiono go do innego więzienia. "Współwięźniowie znęcają się nade mną i wyśmiewają z wiary w Pana Jezusa Chrystusa. Dopuszczają się wobec mnie nawet czynów nierządnych. Biją mnie kijami, pięściami i kopią" - pisał swoim kiepskim angielskim.
Właściciel domu, w którym mieszkał, gdy tylko dowiedział się o aresztowaniu, na bruk wyrzucił jego żonę, trzech synów i trzy cór-ki. Sąsiedzi pluli na nich. Żonę nazywali kochanicą odszczepieńca. Po wielu trudnościach rodzina wyjechała za granicę.
- Gdy tylko dowiedzieli się o moim mężu, zaczęli traktować nas jak bydło - mówi żona Musy Guljan. Była wściekła, gdy mąż powiedział jej o swoim nawróceniu. Później jednak zmieniła zdanie. - Nazwałam go wtedy niewiernym. Przytulił mnie jednak, pocałował i rzekł, że wciąż żywi ogromny szacunek do islamu. Moja miłość do niego odżyła. Mój mąż to rozsądny człowiek. Świetnie wie, jak odróżnić dobro od zła. Mocno wierzy w Chrystusa. To jego wybór - dodaje.
W wyniku presji ambasady USA przeniesiono go do innego więzienia. Tu śpi na korytarzu tuż obok gabinetu szefa strażników więziennych. Wszystko po to, by uniknąć dalszych prób pobicia.
Nie doczekał się jeszcze procesu. Jednak obrońcy twierdzą, że nie ma w nim żadnych szans. Pięciu z nich odwiedziło go w więzieniu. I wszyscy zrezygnowali - albo od razu, albo w momencie, gdy zaczęto grozić im śmiercią. - Powiedziałem mu wprost, że jedyna droga odzyskania wolności polega na odrzuceniu przez niego wiary chrześcijańskiej. Zgod_nie z prawem islamskim jeśli tego dokona, wybaczy się mu winy. Nie będzie egzekucji. Oczywiście odmówił. Zrzekłem się więc jego obrony. Nigdy nie wygrałbym tej sprawy - oświadczył adwokat Mostafa Mahmud.
Przyjaciele Musy oskarżyli organizacje praw człowieka - m.in. ONZ i Czerwony Krzyż - że nawet nie próbują wywierać nacisku na rząd, by uwolnił więźnia sumienia. - Palcem nie kiwnęli, by mu pomóc. Zachód siedzi z założonymi rękoma - mówi jeden z nich i zwraca uwagę, że Afganistan podpisał kilka aktów międzynarodowych w kwestii praw człowieka i swobód podstawowych.
Według afgańskiej Niezależnej Komisji Obrony Praw Człowieka sprawa jest niezwykle delikatna. - Armia radykalnych mułłów natychmiast przypadek ten zamieniłaby w orędzie do walki z czymś więcej niż wolność wyznania - mówi rzecznik dr Nader Nadery. Musa: Nawet gdybym miał umrzeć, nie porzucę Chrystusa. Zabiją ciało, ale mój duch należy do Boga.
Zachodni obrońcy praw człowieka z rozmysłem nie zabierają głosu w tej sprawie, bo obawiają się, że nagłaśnianie publicznie kampanii może tylko wywołać wściekłość afgańskiego rządu.
Said Musa nie jest jedynym przebywającym w więzieniu afgańskim chrześcijaninem. W październiku 2010 r. po przekazaniu przyjacielowi egzemplarza Nowego Testamentu aresztowano Szoaiba Asadullaha. Chrześcijanie mówią, że siłą karmi się go narkotykami i środkami odurzającymi, by w sądzie sprawiał wrażenie chorego psychicznie. W Afganistanie odszczepieństwo od islamu usprawiedliwia tylko niepoczytalność.
Said Musa pozostaje nieugięty - szybciej umrze, niż wyrzeknie się swojej nowej wiary. - Nie dbam, czy ukrzyżują mnie głową w dół. Mój duch pozostanie żywy. Lękam się tylko Boga. Tylko on może zesłać moją duszę do piekieł - twierdzi.
Źródło: Onet.pl
|